Wojciech Kwapisz

2023-11-02
Wojciech Kwapisz. Fot. Julita Górska

Wojciech Kwapisz. Fot. Julita Górska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Wojciech Kwapisz

Niedawno ukazał się drugi zestaw nagrań pianisty Mieczysława Kosza wynalezionych w Archiwum Polskiego Radia. Szesnaście utworów zarejestrowanych w latach 1967-1971, głównie w studiach Polskiego Radia, dwa zaś pochodzą z recitalu Kosza w warszawskiej Filharmonii Narodowej podczas Jazz Jamboree ’70. Nagrania te nigdy wcześniej nie były prezentowane na płytach! O albumie i samym Mieczysławie Koszu – niewidomym artyście, który odszedł w wieku 29 lat opowiada redaktor wydania Wojciech Kwapisz..

„...na antenach grało się głównie polskie utwory, ewentualnie coś tam francuskiego, albo włoskiego, bo to były dwie silne partie komunistyczne. Najlepszy dowód, że ja tutaj mam nagrania z siedemdziesiątego i z siedemdziesiątego drugiego roku. Tyle znalazłem. Już w roku jego śmierci niczego nie nagrał. On nie miał takiej opieki, jaką powinien mieć. Dlatego niewiele pozostało po nim nagrań w archiwach Polskiego Radia...”

Piątek, 3 listopada 2023 o godz. 20:05
Mieczysław Kosz postać piękna ale też i tragiczna. Kiedy odszedł miał zaledwie, a nawet chyba nie 30 lat. Ale pozostawił fantastyczne nagrania, które się absolutnie nie starzeją.
- Ale mało pozostawił. Nie z jego winy oczywiście, bo wtedy nikomu nie zależało.

To była końcówka lat sześćdziesiątych i początek siedemdziesiątych. Mówię, że to postać tragiczna, bo kończyć życie w wieku niespełna 30 lat, a do tego jeszcze pozostawić po sobie fantastyczne nagrania, chociaż jak pan Wojciech powiedział, jest ich mało. Korzystamy z tych nagrań nie na darmo. Jak Pan odbiera tę postać?

- No właśnie, tak jak pani powiedziała postać tragiczna. Chłopak był przez los poszkodowany, bo stracił wcześnie wzrok. Urodził się z poważną wadą wzroku i ten wzrok szybko tracił. Mieszkał na głębokiej wsi. Ojciec, jak zobaczył, że ten chłopak do niczego nie będzie potrzebny, bo już prawie nie widzi, potyka się o własne nogi, to chciał go zabić - dosłownie. Wrzucił go pod kopyta konia, ale ten koń, swoją drogą zwierzęta mają instynkt, wszystko robił by go nie zaczepić. Zobaczyła to matka i wiedziała, że musi natychmiast wywieźć swojego syna. Wywiozła go chyba na początku do ośrodka w Laskach. Potem z Lasek trafił do Krakowa, do szkoły muzycznej dla niewidomych. Tam się szybko okazało, że jest niesamowicie zdolny. A trzeba sobie uświadomić, jakie to były czasy, zwłaszcza dla niewidomego artysty, gdzie on poznawał muzykę. W radio grano mało płyt, albo wcale, bo to była końcówka lat sześćdziesiątych. Wszystkiego uczył się na pamięć. Z tej szkoły muzycznej on w zasadzie trafił na większe, czy mniejsze sceny koncertowe. Wyjechał i musiał się utrzymać sam, bo nie miałem dokąd wracać. Więc zaczął grać w restauracjach, tu się trafił jakiś koncert, bo od razu zauważono, że on świetnie gra. Potem przyjechał do Warszawy i od razu zaproponowano mu nagrania. Zrobiono próbne nagranie i komisja w Polskim Radiu zaprosiła go do studia. Jan Byrczek (ówczesny prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego) wysłał go na konkursy. Chyba pierwszy był w Wiedniu. Myśmy byli bardzo ciekawi efektów, bo grał tam za kotarą, żeby było uczciwie, żeby nic nie ustawiać. No i wygrał ten konkurs. Później były następne. On naprawdę na początku kariery miał 11 koncertów w Paryżu. To, żeby nie wiem, jaka ta sala była, czy duża, czy mała, to jednak było 11 koncertów w Paryżu. Coś niebywałego.

Mieczysław Kosz na płytach Polish Radio Jazz ArchivesJednak potem przychodzi ta smutna rzeczywistość.
- Nie miał szczęścia do managementu. Nie miał dobrego, w zasadzie żadnego kierownika. Kiedyś to się nazywało - kierownik zespołu. Pamiętam to dobrze, ponieważ Mietek był moim sąsiadem. On miał przez moment takiego przypadkowego kierownika. Tyle mu się przysłużył, że go wyprowadzał codziennie do Hotelu Europejskiego. Mieczysław tam grał w kawiarni, bo musiał zarabiać na życie. Oczywiście o tyle to było dla niego atrakcyjne, że grał, palce ćwiczył, prezentował swoje kompozycje. W każdym razie to było mocno marne granie. Kiedyś ktoś zadzwonił do radia. Wtedy siedziałem z Januszem Witkowskim w jednym pokoju, od którego wiele zależało. Na antenach grało się głównie polskie utwory, ewentualnie coś tam francuskiego, albo włoskiego, bo to były dwie silne partie komunistyczne. Najlepszy dowód, że ja tutaj mam nagrania z siedemdziesiątego i z siedemdziesiątego drugiego roku. Tyle znalazłem. Już w roku jego śmierci niczego nie nagrał. On nie miał takiej opieki, jaką powinien mieć. Dlatego niewiele pozostało po nim nagrań w archiwach Polskiego Radia. Nie uwzględniłem jeszcze akompaniamentu dla Marianny Wróblewskiej. Razem sporo grali, ona była z niego zadowolona, zresztą jego naraiła Zosia Komedowa, żeby mógł sobie zarobić. Z Mańką też nagrał kilka utworów.

Panie Wojtku, czy ja dobrze usłyszałam, czy Mieczysław Kosz był Pana sąsiadem?
- Tak pani Magdo, był sąsiadem z następnej klatki. Ja w trzeciej, on w czwartej.

Ale miał Pan tę świadomość, że gdzieś tam w kolejnej klatce mieszkał Mieczysław Kosz?
- Przecież myśmy się spotykali. Co było charakterystyczne? On był niewidomym, który nie chodził z laską i nie brał nikogo pod rękę. W ostateczności kładł rękę na ramieniu i tak był prowadzony. On nie był w Warszawie kompletnie samodzielny, więc potrzebował kogoś, kto przyjdzie po niego i go zaprowadzi. Szczęśliwie miał narzeczoną, ona w jakiś sposób też służyła mu dużą pomocą. Mogła mu uprać skarpetki, co zrobiła ostatniego dnia jego życia. A my spotykaliśmy się dość często, mało tego, ja pracowałem w tamtym czasie z zespołem Jazz Carriers i było kilka takich przypadków, że brałem Mietka, bo miałem zamówienie na koncerty. On nie grał z Jazz Carriers, tylko grał solo. Ale było tylko kilka takich przypadków, bo Mietek był niewdzięcznym współpracownikiem z powodu alkoholu. Wie pani, to były takie czasy. Jak go brałem ze sobą, to wiedziałem, że muszę się nim opiekować, a jeszcze trzeba mieć świadomość, że wtedy na koncerty jeździło się PKP. Z bębnami, kontrabasem jechało się na dworzec i wchodziło do przedziału.

I jak tu nie pić? (śmiech)
- No właśnie, ale trzeba było jeszcze wrócić. Wszystko na mojej głowie, bo to ja musiałem przywieźć zespół. Więc rzadko zabierałem Mietka w trasy. Pamiętam w dniu nieszczęścia, przyszedłem do domu. Był piękny, słoneczny wieczór. Sekretarka dała mi listy i powiedziała: zanieś Mietkowi. Otwieram okno balkonowe, bo było tylko wielkie okno balkonowe, ale nie było balkonu tylko kratka. Nawet nie można było stopy postawić, bo od razu była barierka, która była poniżej środka ciężkości średnio wysokiego człowieka. Ten biedak wiedział o tym, ale nie w każdym momencie pamiętał.

Wojciech Kwapisz. Fot. Julita Górska
Myśli Pan, że to nie było samobójstwo?
- Nie, na 100%. Ja jak przyszedłem, otworzyłem ten balkon i patrzę w dół, a tu dozorca zmywa wielką czerwoną plamę na chodniku. Pokazał mi palcem na jego okna i mówi, że wypadł. Już nie poszedłem z tymi listami. Następnego dnia, pierwsze zadzwoniły do PSJ jakieś dziewczyny, fanki Mietka i mówią, że były przed jego domem i złożyły kwiaty, zapaliły świeczki.

Jeśli chodzi o Kosza, to hipoteza samobójstwa krążyła przez wiele lat, prawda?
- Tak, dlaczego, nie wiem. Dlaczego nie przyszło im do głowy, żeby mnie spytać. Później sam dowiadywałem się od sąsiadów. Jeden z panów mówił, że wszystko widział, bo stał na przystanku autobusowym naprzeciwko okien. Widział, że facet przeleciał przez barierkę i kurczowo łapał się wszystkiego, czego mógł się złapać. Myślę, że był na kacu i po prostu tak się osunął. Człowiek, który panicznie chce się ratować, nie jest samobójcą. Chłopak ze wsi to twardziel, a poza tym słyszała pani jego wypowiedzi zamieszczone na płycie? On tam mówi pewnym głosem, on wie czego chce, on wie, w którym kierunku iść. Więc nie wierzę w hipotezę samobójstwa.

Zobacz także

Jerzy Jan Połoński

Jerzy Jan Połoński

Michał Pepol

Michał Pepol

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Kasia Moś

Kasia Moś

Sławek Wierzcholski

Sławek Wierzcholski

Krzysztof Trebunia-Tutka

Krzysztof Trebunia-Tutka

Stanisław Drzewiecki

Stanisław Drzewiecki

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę