Fotografik, fotoreporter, bydgoszczanin z wyboru, w 2021 został Bydgoszczaninem roku..
„...jeździło się od najmłodszych lat do Sopotu na „Nonstopy”. Pierwszy raz byłem z rodzicami na wycieczce, kiedy występowali Niebiesko Czarni, w takim wielkim namiocie. Pamiętam też Wojtka Kordę jak śpiewał. Potem w Bydgoszczy były przecież nieprawdopodobne koncerty. Nie wiem jak to się stało, w latach 70. czasy Gierka w PRL-u, a tu w Bydgoszczy zespół SLADE z pierwszych miejsc list przebojów w Wielkiej Brytanii. Nieprawdopodobne rzeczy....”
Piątek, 18 sierpnia 2023 o godz. 20:05
Jesteś zaprzyjaźniony z aparatem fotograficznym od ilu lat...?
- Ponad 50.
Kto Cię okrył tą miłością do fotografowania?
- Pamiętam sam moment kiedy pierwszy raz wziąłem do ręki aparat fotograficzny. To było podczas przyjęcia do pierwszej komunii. Pośród zaproszonych gości był zaprzyjaźniony pan fotograf z rodziną, który przyszedł z aparatem fotograficznym, żeby udokumentować to wydarzenie. Był zresztą zaproszony w tym celu i miał aparat lustrzankę polskiej marki „Start”.
Ile lat temu to było?
- No grubo ponad 50. Jak zobaczyłem ten cudowny sprzęt, to mi się ręce zatrzęsły. A Pan stale trzymał ten aparat, nie wypuszczał go z dłoni, ale w końcu zauważył chyba, że jestem zainteresowany, a poza tym byłem w końcu bohaterem uroczystości i pozwolił mi wziąć go do ręki. Jak już potem się nacieszyłem, pooglądałem jak się ustawia ostrość, to pozwolił mi go wziąć i dał mi jeden film. Poszedłem nad Wisłę z bandą dzieciaków, z kuzynostwem i myślałem, że zrobiłem super zdjęcia. Przyszliśmy do domu i mówię jemu, że byłem nad Wisłą. Wziął ten film i za tydzień przynosi zdjęcia z tej uroczystości, a tych zdjęć, które sam robiłem nie ma. Pomyślałem nie ma, bo zgubił film. On mi pokazał film - cały prześwietlony.
To mogło Cię odstraszyć od tego zawodu?
- Mogło, ale to mnie jedynie zdopingowało. Dzisiaj już telefonem można robić niezłe zdjęcia, a wtedy to trzeba było umieć. Każda klatka na wagę złota, bo wtedy na rolce było 12 klatek i filmy były bardzo drogie, więc każdą klatkę się ceniło. Nie było też Internetu, po książki chodziło się do biblioteki. Jak się przeprowadziliśmy potem do Solca Kujawskiego...
Bo to, o czym opowiadałeś, działo się w Toruniu?
- Tak, wkrótce przenieśliśmy się do Solca, a tam nie było Domu Kultury, nie było wtedy miejsca, gdzie można byłoby się spotykać. Takim miejscem spotkań była salka katechetyczna. Był tam taki wspaniały ksiądz wikary, świętej pamięci już niestety. Miał aparat i też znowu oczy mi się zaświeciły, bo to był aparat lustrzanka jednoobiektywowa małoobrazkowa. Myśmy w tej salce katechetycznej robili różne rzeczy, wystawialiśmy teatrzyki, śpiewaliśmy piosenki, był chórek, spędzaliśmy tam kilka godzin dziennie. Ksiądz pozwolił mi obejrzeć ten aparat i dał mi stertę książek o fotografii. Po dwóch czy trzech miesiącach kiedy sprawdził, że je przeczytałem, dał mi film i powiedział: spróbuj. I o dziwo wszystkie klatki były pełne. Zacząłem trochę już wtedy fotografować. Wyszedłem na ulice, pejzaże mi się podobały.
To były zdjęcia czarno-białe?
- Tak, kolor przyszedł dopiero w latach 70. A to były lata 60. Ojciec wysłał mnie do szkoły, do Technikum, żebym miał porządny zawód. Takie to były czasy. Poszedłem więc do technikum do Torunia. Zdobyłem zawód: elektryczna elektroniczna automatyka przemysłowa, jak na owe czasy, to był piękny zawód, ale cały czas myślałem o tej fotografii, jak to zrobić, żeby ojciec był zadowolony i żeby to stało się moim zawodem, żeby zmienić zawód. Już wtedy myślałem o dziennikarstwie, ale tak po cichu, nikomu nie śmiałem o tym mówić. Na studia od razu nie mogłem pójść. Mimo, że się mówi, że wtedy mogli wszyscy studiować, ale to nie było takie proste. Nas była trójka w domu, musiałem na nie zapracować, więc poszedłem do pracy, od razu takiej pracy, gdzie dużo zarabiałem, ale to się wiązało z wyjazdami. Jeździłem po całej Polsce na różne budowy. Budowałem linie automatyczne w fabrykach budowy domów. Zostałem zaangażowany i niedługo zostałem nawet szefem. Potem tych propozycji pracy było całe multum.
Ale nie myślałeś już o fotografowaniu?
- Owszem myślałem, ale w międzyczasie wzięli mnie do wojska, służba czynna. Byłem przekonany, że to takie czasy, że nie można rozwijać pasji fotografowania. Jednak w wojsku fotografowałem. Trafiłem do Pułku Łączności na dzisiejszej ulicy Powstańców Warszawy w Bydgoszczy i tam szybko odkryli, że ja potrafię robić zdjęcia. Potrzebny był im człowiek, do robienia zdjęć z uroczystości, z wyszkolenia i jakoś się udało. Po wojsku studia, wybrałem dziennikarstwo i Uniwersytet Warszawski, bo wiedziałem, że to najlepsza droga do fotografowania i wiedziałem też, w czym się będę specjalizować. Także wtedy już fotografia stała się moim zawodem. Zwiedziłem kawał świata dzięki temu, ale najlepiej się czuję tutaj, na miejscu.
Ale Ty się bardziej czujesz fotoreporterem, czy fotografikiem?
- Jeden rodzaj wykonywanej pracy staje się potem nudny. Na przykład na początku fotografowałem wojsko i to nie jednostronnie, a potem była fotografia w gazecie. To była też stale gonitwa za wydarzeniami.
Po studiach wróciłeś do Bydgoszczy?
- Tak. Zacząłem pracować w wojsku, a potem w „Gazecie Pomorskiej”. Z wojska byłem wysłany na Bliski Wschód, jako fotograf pracowałem w Egipcie w ramach sił UNEF na Półwyspie Synaj. Byłem oficjalnym fotografem jednostki. Tam był konglomerat narodowości. To były przeżycia niesamowite. Przede wszystkim zwiedziłem od podszewki Egipt, Izrael i Syrię. Więc to była przygoda życia. Do Syrii jeszcze raz potem poleciałam z „Gazety Pomorskiej”, bo tam byli koledzy z tych dawnych lat, między innymi dzisiejszy generał Roman Polko i generał Jan Kempara, tutaj z Bydgoszczy.
Już wtedy miałeś rodzinę?
- Tak.
I chętnie Cię wypuszczali?
- Z dzisiejszej perspektywy nie wiem czy to nazwać odwagą. Po prostu nie zdawałem sobie sprawy z tego, bo dzisiaj wiedząc jak to było, to raczej nie zdecydowałbym się na taki wyjazd. Ale zrobiłem wtedy zdjęcia i też są z tych podróży niesamowite relacje. Rozmawiałem tam, przeprowadziłem wywiad na przykład z serbskim generałem. Usiłowałem dowiedzieć się dlaczego… Każdy jednak mówił swoje. Potem, kiedy wróciłem, miałem do dyspozycji przez dwa tygodnie pierwszą stronę, rozkładówkę w środku i coś tam jeszcze. Było fajnie, wszyscy czytali, gratulowali , było o mnie głośno, ale po tygodniu nastała cisza…
To jest taki zawód.
- Ale wtedy pomyślałem o książkach i albumach fotograficznych. Pomyślałem; trzeba zatrzymać to tak, żeby to pozostało, żeby coś po sobie zostawić, takiego namacalnego. Dzięki temu wydałem ponad 30 albumów.
Czy muzyka towarzyszy Ci w pracy?
- Tak. Od najmłodszych lat.
I to nie tylko opera.
- Nie tylko opera, bo się zaczynało od całkiem innej, bardzo ostrej muzyki. Czyli Jimi Hendrix. Na przykład „Hey Joe” pozostało mi do dzisiaj, że jak słyszę to ciarki biegną po kręgosłupie. Potem był The Moody Blues i ich przebój „Nights in white satin”. Przepiękny. Jak usłyszałem pierwszy raz, to było po prostu nieprawdopodobne przeżycie. W Polsce fotografowałem też te grupy, które tutaj przyjeżdżały. Jeździło się od najmłodszych lat do Sopotu na „Nonstopy”. Pierwszy raz byłem z rodzicami na wycieczce, kiedy występowali Niebiesko Czarni, w takim wielkim namiocie. Pamiętam też Wojtka Kordę jak śpiewał. Potem w Bydgoszczy były przecież nieprawdopodobne koncerty. Nie wiem jak to się stało, w latach 70. - czasy Gierka w PRL-u, a tu w Bydgoszczy zespół SLADE z pierwszych miejsc list przebojów w Wielkiej Brytanii. Nieprawdopodobne rzeczy. I przypomniało mi się. Jak służyłem w tym pułku, to nawiązałem kontakt z twoim tatą, który miał biuro Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego na ul. Gdańskiej (wówczas Aleje 1 maja). Pamiętam, jak dziś, poszedłem na występ SBB i Skrzeka, porobiłem zdjęcia, zaniosłem i się musiały spodobać, bo Twój tata załatwiał mi wejściówki.
Marku, czy ty masz jakieś jeszcze marzenia zawodowe w tej chwili?
- Zawsze mam, czekam na Bydgoszcz, jak się jeszcze zmieni. Przecież całe Śródmieście to wszystko inaczej będzie wyglądało. Czekam na te dzielnice nad Brdą.
I wtedy ruszysz z aparatem?
- To się zapowiada po prostu nieprawdopodobne miejsce. Opera inaczej będzie wyglądała wtedy. Bydgoszcz się bardzo zmienia. Mam też zdjęcia jak jeszcze na bulwarach były zwykłe kamienie. W tych albumach jak czasem przeglądam, to widać wejście Bydgoszczy do Unii Europejskiej. Co nam dało, jak to miasto się zmieniło. Po prostu weszliśmy z powrotem do Europy.