Pianista - Maciej Tubis i perkusista - Radosław Bolewski tworzą duet od kilku lat. To wyjątkowy i oryginalny w skali kraju duet, który brzmi jak kwartet bo Radosław Bolewski – śpiewa i gra na perkusji, a Maciej Tubis – nie tylko jest pianistą ale również gra na syntezatorze basowym. Nieprzewidywalny pierwiastek improwizacji sprawia, że ich muzyka określana jest jako wysmakowany balans między jazzem, a muzyką pop w odważnej, improwizowanej odsłonie. Niedawno gościli na „Rzece Muzyki”, a 16 lipca br. Maciej Tubis na tarasach Pałacu w Ostromecku zagrał swój solowy projekt pt. „Komeda Reflections”.
„...my z założenia staramy się nie zmieniać rdzenia melodii, jakiegoś właśnie klimatu też i interpretacji piosenki, bo później są te części improwizowane i staramy się wykonywać te utwory, naprawdę z dużą dbałością o oryginalną melodię o to, żeby, nie zrobić sobie i tym piosenkom krzywdy...”
Sobota, 22 lipca 2023 o godz. 17:05
Rzeka muzyki Was zabiera.
Radek Bolewski – Tak, mamy wielką przyjemność wystąpić w ramach tego cyklu koncertów. W ubiegłym roku zagrałem jako akompaniator, przy okazji koncertu Moniki Kuszyńskiej. I tak się szczęśliwie złożyło, że w tym roku gościmy tutaj z naszym duetem, w ramach projektu „Obywatel Jazz”.
Czyli piosenki Grzegorza Ciechowskiego. My spotykamy się z Maciejem Tubisem, który dwa dni temu przekroczył magiczną czterdziestkę. Maciej, wszystkiego najlepszego. Jak to jest, jest inne życie po 40?
Maciej Tubis - Na tyle inne, że faktycznie wysypało koncerty w Bydgoszczy.
Masz taki prawdziwy swój festiwal.
Maciej Tubis - Tak, faktycznie dawno nie byłem w Bydgoszczy, gram z Radkiem projekt z utworami Grzegorza Ciechowskiego, a tydzień później w Ostromecku, solowy projekt z utworami Krzysztofa Komedy.
„Obywatel Jazz”, czyj to był pomysł, żeby Grzegorza Ciechowskiego wziąć na tak zwany warsztat?
Radek Bolewski - Pomysł ... Można by tak trochę żartobliwie powiedzieć, że to był pomysł naszych fanów, bo w pandemii był taki cykl koncertów online, które robiliśmy i były też utwory na zamówienie. Jednym z takich utworów był: „Nie pytaj o Polskę” Grzegorza Ciechowskiego. Wtedy zagraliśmy ten utwór. A na zamówienie, bo w pandemii robiliśmy takie domowe koncerty online, a to się jeszcze wiązało z naszą pierwszą płytą, gdzie częścią nagród było właśnie takie zamówienie. Ci co wspierali płytę, w różnych formach, jedną z form podziękowań było wykonanie takiego utworu, który gdzieś tam został przez tę osobę wymyślony i czasami były to karkołomne piosenki. Na przykład Steviego Wondera, gdzie po prostu trzeba się było zmierzyć ze skalą jego głosu.
Cieszcie się, że Zenka Martyniuka nikt nie zamówił.
Radek Bolewski - Mamy takich chyba fanów i znajomych, przyjaciół, którzy jak słuchają, jeżeli słuchają Zenka Martyniuka, to robią to tak bardziej w skrytości.
Maciej Tubis - Pandemia była takim fajnym momentem, żeby zrealizować te w cudzysłowie nagrody, bo wiadomo jak zwariowany to był czas i to my szukaliśmy tych bodźców. Wtedy wiele różnych wydarzeń dziwnych się odbywało, bo my też nie tylko graliśmy, ale i gotowaliśmy na antenie internetowej z Radkiem. Po prostu ten brak koncertów jakoś próbowaliśmy zastąpić i były wtedy też te covery przez nas grane. Graliśmy taki jeden z koncertów online i pamiętam, że 600 osób uczestniczyło w tym wydarzeniu. Chyba jeden z naszych największych koncertów. Całe rodziny siedziały wtedy przed komputerami, ale tak idąc do celu, to zagraliśmy utwór Grzegorza Ciechowskiego i już na próbach stwierdziliśmy, że sprawdzimy jeszcze inne utwory, zobaczymy jak to się gra. Redaktorzy, którzy komentowali naszą płytę „Lunatyk” bardzo często porównywali nie tylko głos Radka, który faktycznie jest też trochę podobny, ale tę całą aurę, całe myślenie kompozycyjne do tego, jak tworzył Grzegorz Ciechowski. No i jak zaczęliśmy grać, okazało się, że jest coś na rzeczy, bo nasi bliscy też to zaakceptowali, że to dość fajnie wychodzi. Co dalej? Właśnie zagraliśmy jeden koncert i dzisiaj gramy 112.
Tak sobie numerujecie, robicie nacinki?
Radek Bolewski - Nie, ale faktycznie chyba przekroczyliśmy magiczną setkę. Było rzeczywiście bardzo dużo wydarzeń, dużo spotkań. Między innymi w „Radio 357” mieliśmy taki koncert w rocznice śmierci Grzegorza Ciechowskiego. Były też oczywiście Dni Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu. Dużo naprawdę fantastycznych spotkań, zarówno z fanami Grzegorza Ciechowskiego, jak i też z melomanami, kochającymi jazz i improwizację, którzy zostali wciągnięci poprzez tematykę projektu. Zarówno melomani słuchający jazzu są zainteresowani, jak się w tym formacie może zmieścić muzyka rockowa, alternatywna oczywiście z fenomenalnymi, doskonałymi tekstami.
Ciechowski rozpoczynał właśnie od jazzu jako flecista.
Radek Bolewski - To była też jedna z takich myśli, że ten projekt dlatego tak dobrze działa z tą muzyką, że gdzieś podskórnie są te korzenie, zarówno Grzegorza Ciechowskiego, jak i później fakt, że już solową płytę „Obywatela GC” tworzyli w zasadzie najwybitniejsi muzycy jazzowi tamtych czasów. To wszystko powoduje, że jest jakaś taka aura, po prostu można zaryzykować stwierdzenie, magia, jakaś wibracja wokół tego projektu, że nie zostaliśmy jeszcze przez nikogo wyrzuceni, czy nikt w nas nie rzucał pomidorem.
Też powiedzmy, żeby nie odstraszyć tych, którzy przychodzą na wasze koncerty, że Wy na siłę nie staracie się „ujazzowić” tych utworów.
Maciej Tubis - Dokładnie, to absolutnie nie na tym polega. To nawet ostatnio może trochę na siłę, ale próbujemy „odjazzowić”. Projekt nazywa się „Obywatel jazz”, a dla nas jest to taki fajny właśnie haczyk, że jesteśmy jazzmanami, ale zajęliśmy się piosenką i tego jazzu jest naprawdę bardzo mała ilość. Jest improwizacja, ta otwartość jakby na zabawę muzyką, ale zorientowaliśmy się, że jednak wiele osób nie sprawdzając, nie słuchając, jakby co robimy z tym projektem, może wtedy nie przyjść i nie sprawdzić, co to tak naprawdę jest.
A tutaj niespodzianka …
Maciej Tubis - To jest trochę tak, jak w Stanach, jest teraz taka synteza stylów, że ten nowoczesny jazz, to jest coś bardzo szerokiego i tak to jest trochę w naszym przypadku, bo są takie momenty, kiedy ta improwizacja trwa nawet 7 minut, jest moje solo, Radka solo i bawimy się nawet z wychodzeniem harmonią poza centrum to tonalne utworu. To się dzieje pod koniec koncertu, kiedy też energetycznie to wszystko jakby jest zabudowane, opowiedziane. Z drugiej strony, tak jak popatrzymy na muzykę popową, popularną, nawet na stadionach, to tam tak samo jest improwizacja, gitarzysta gra solo na gitarze i nikt nie mówi nagle, że to jest improwizacja.
Radek Bolewski - To też jest trochę szersze pojęcie i to miał być taki haczyk, takie przymknięcie oka trochę na ten jazz, a też tak ostatnio widzimy, że chyba się trzeba trochę przełamać i po prostu nazwać, że „Bolewski-Tubis” grają Ciechowskiego, że to jest coś więcej, niż tylko jazz, niż jakiś jedna stylistyka.
Ale są niesamowite sytuacje, bo przecież tyle lat minęło od czasów powstania Republiki, a melomanów czy fanów wręcz mamy wielu.
Radek Bolewski - Zdecydowanie, absolutnie. Pamiętamy wspólnie taki koncert na Dniach Grzegorza Ciechowskiego, gdzie po prostu powiewały czarno białe flagi. Intensywność tej publiczności była bardzo, bardzo duża. Zresztą jeżdżąc z koncertami po całej Polsce widzimy, że ta muzyka żyje, że publiczność pamięta te utwory. Minęło już trochę czasu od śmierci Grzegorza Ciechowskiego i w takich sytuacjach zaryzykuję stwierdzenie, że jest coś takiego, że ludzie chętnie odkrywają jakieś nowe interpretacje. Wracają do tych piosenek, a my z założenia staramy się nie zmieniać rdzenia melodii, jakiegoś właśnie klimatu też i interpretacji tej piosenki, bo później są te części improwizowane, ale ja staram się wykonywać te utwory, naprawdę z dużą dbałością o oryginalną melodię o to, żeby, nie zrobić sobie i tym piosenkom krzywdy.
Kto wybierał utwory do programu?
Maciej Tubis - Wybraliśmy je na etapie prób i tak naprawdę dwa czynniki o tym decydowały. Pierwszy czynnik, to jest taki, że ten utwór wspólnie czujemy. Jak po odsłuchaniu naszej wersji czuliśmy wibrację muzyczną, to ten utwór braliśmy, a druga sprawa, to była kwestia oczywiście przekazu tekstu i tego, jak ja się z tym tekstem czuję. Czy czuję się z nim naturalnie, w jakimś sensie jest on na swoim miejscu? Dobry przykład to piosenka „Odchodząc”, którą początkowo chcieliśmy zaśpiewać i zagrać, natomiast właśnie sam tekst w kontekście wydarzeń i historii zmienił na tyle swoje oblicze, że czułem się tak jakoś nie na miejscu i czułem, że nie jestem w stanie dźwignąć emocjonalnie tej piosenki. W związku z tym zrobiliśmy taką chyba najbardziej jazzową wersję utworu stricte instrumentalną. Nie zawsze ją wykonujemy, ale zdarza się, że ona wraca.
A dla pianisty to jest ciekawy materiał?
Maciej Tubis - Okazało się, że bardzo. Bardzo duża plastyczność, są takie melodie, to podobnie jak z Krzysztofem Komedą, że one są ponadczasowe. Cały czas bardzo są plastyczne, bardzo fajnie można dodawać nowe harmonie, współczesne rozwiązania i ta melodia cały czas jakby działa. Tutaj podobne odczucia miałem, bo bardzo naturalnie, bardzo szybko nam się pracowało nad tym. Ja znowu nie starałem się wsłuchiwać w oryginały zbyt mocno, żeby zbyt mocno nie wybrzmiały, żeby mieć taką świeżość w podejściu do aranżacji.
A skąd pomysł, żeby zamknąć się w 4 ścianach i grać solo, bo dołączyłeś do grona już kilku pianistów, którzy też w taki sposób się realizują?
Maciej Tubis - Solo w ogóle jest najtrudniejszą formą artystyczną, zwłaszcza improwizując. Do tej pory jakby się też nie odważyłem grać solo. Było trio, duet, różne inne formuły. Z kilku powodów jest to dosyć trudne, aby utrzymać uwagę słuchacza, bo jednak jest tu jeden instrument. Wiele zostało już na fortepianie powiedziane, czy to w muzyce klasycznej, czy rozrywkowej. Ale kolei rzeczy była taka, że obroniłem doktorat. Zagrałem sobie utwory Krzysztofa Komedy i to był taki wstęp. Tak ten temat mocno zacząłem zgłębiać, że faktycznie fajnie by było coś jeszcze więcej z tym zrobić, ale szukałem tego czegoś więcej i to tutaj pojawiła mi się myśl, aby dodać syntezator analogowy do fortepianu. Wiedziałem jak to ma zabrzmieć i faktycznie było tak, jak mówisz, że zamknąłem się w czterech ścianach. Dosłownie nie wchodziłem do studia, tylko w zaciszu domowym przez parę dni intensywne granie, inspirowanie się tym, co w danym momencie zagrałem. Jestem zadowolony z tej płyty, która była zupełnie nieprzygotowana. To było trochę też takie szaleństwo. Płytę zrobiłem, bo nagrałem ją 26 - 29 lipca w zeszłym roku. A premiera była już we wrześniu.