Adam Wendt

2023-04-14
Adam Wendt w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Adam Wendt w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Adam Wendt

Saksofonista, kompozytor, pedagog, grający w wielu zespołach m.in.: „Walk Away”, „Eljazz Big-Band”, czy „Leszcze”.

„...mieszkaliśmy wszyscy w akademiku, wymienialiśmy się nagraniami i nutami. Ktoś zdobył jakieś aranże, to od razu wszyscy to kserowali, przepisywali. Nie było takiej dostępności materiałów jak dziś, za to było coś innego, czego nie ma teraz. Był totalny entuzjazm i zresztą pamiętasz, jak myśmy się zachowali na koncertach, a szczególnie po koncertach? To było szaleństwo. Euforia była nieustająca i nam to zostało w pokoleniu do dzisiaj...”


Piątek, 14 kwietnia 2023 o godz. 20:05
Adam jest w Bydgoszczy przejazdem?
- Przejazdem, ale wstąpiłem do bardzo ważnego miasta jazzowego.

A tutaj, w Bydgoszczy dość często bywasz.
- Bywam często, ale incognito.

To znaczy, nie występujesz pod swoim nazwiskiem i zasilasz big band?
- Big band, orkiestrę, kwintet, czy jakieś inne zespoły, ale jako ja – Adam Wendt, jeszcze nigdy tu nie byłem. Może kiedyś, ale to dawno temu.

Adam-Wendt - My-ChoisePorozmawiamy o Twojej najnowszej płycie, „My Choice”?
- Tak najnowsza, ale już są plany.

To jest która Twoja płyta solowa, pod swoim nazwiskiem?

- Jak to mówią: szczęśliwi czasu nie liczą, ale wydaje mi, że jakaś szósta, albo siódma.

Wszystko się zaczęło od „Walk Away”?
- Jeśli patrzeć na takie profesjonalne granie, to tak, bo nasz zespół powstał na studiach, ale przed studiami też już grałem i zaczynałem pracę profesjonalną, czyli zarobkową w zespole „New Coast”.

Razem z Maćkiem Sikałą?
- Grał tam też Grzesiu Nagórski na puzonie i kilku innych muzyków, którzy świetnie grają, ale nie zaistnieli, że tak powiem, w szerszym świecie. No później rzeczywiście „Walk Away” i w czasie studiów to jeszcze były inne zespoły, ale „Walk Away” było najważniejsze.

A to było Twoje marzenie, żeby się dostać na studia do Katowic, na wówczas jedyny Wydział Rozrywki i Jazzu w Polsce?
- No wtedy mówiło się na Wydział Rozrywki i Jazzu - „kuźnia talentów”. Pamiętam, że jak zdawałem to było jedno miejsce i dziesięciu kandydatów, jak nie więcej. Ale ja miałem dość dobre wejście, ponieważ grałem już na Złotej Tarce z moimi kolegami, właśnie z Grzesiem i Maćkiem w zespole New Coast. Oni już jako studenci, a ja jako jeszcze nie student, więc na Akademii wiedzieli, że ja tam będę, o tyle byłem spokojny.

I spełniłeś swoje marzenia?

- Oczywiście, to była rzeczywiście taka „kuźnia talentów” i po prostu pozwolono nam rozwijać się artystycznie, towarzysko i w ogóle przygotować się do bardzo poważnego życia w branży. To było dla młodych muzyków coś bardzo ważnego, żeby tam się dostać, ponieważ to był taki przyczółek do różnych innych skoków artystycznych, bo brano nas jako studentów na występy. Wszyscy wiedzieli, że w tych Katowicach oczywiście będzie można dorobić. Jeździliśmy dla festiwale, jako członkowie orkiestr.

I tak Ci zostało, bo na festiwale do tej pory jeździsz.

- Jeżdżę już mniej. Już teraz młodzi się tam pchają, no i słusznie, bo granie w orkiestrze, to wielka szkoła i tak to było wtedy. Poza tym, wtedy mieszkaliśmy wszyscy w akademiku, wymienialiśmy się nagraniami i nutami. Ktoś zdobył jakieś aranże, to od razu wszyscy to kserowali, przepisywali. Nie było takiej dostępności materiałów jak dziś, za to było coś innego, czego nie ma teraz. Był totalny entuzjazm i zresztą pamiętasz, jak myśmy się zachowali na koncertach, a szczególnie po koncertach? To było szaleństwo. Euforia była nieustająca i nam to zostało w pokoleniu do dzisiaj.

Adam Wendt w składzie Eljazz Big-Band. Fot. Magda JasińskaByliście bardzo energetycznym zespołem. Mówię tu o „Walk Away”. To, co się działo na koncertach, to wszyscy wiemy, to co się działo po koncertach, to już tylko niektórzy wiedzą. Ale jeszcze cofnijmy się w takim razie kilka lat... Z kim siedziałeś w ławce, w szkole Muzycznej w Gdańsku Wrzeszczu?
- Jestem z tego bardzo dumny z Maćkiem Figasem, bardzo ważną postacią w Bydgoszczy.

Kto od kogo ściągał?
- Maciej był bardzo pilny i absolutnie koleżeński. Nie ściągaliśmy od siebie, może z jakichś takich przedmiotów pobocznych, jak folklor? Był taki przedmiot, ale nikt tak specjalnie do tego uwagi nie przywiązywał, to było tylko tak, żeby zaliczyć. Ale z Maćkiem mam fajne wspomnienia, jeździliśmy na biwaki – to był super czas.

Utrzymujecie kontakt?
- Sporadycznie, chyba powinienem nadrobić zaległości, bo niedługo emerytura. (śmiech)

Chciałbyś pograć w kanale orkiestrowym w operze?
- Nie – nad kanałem…

To byś musiał śpiewać, albo tańczyć?
- No tak, mam pewien projekt, właściwie jest już skończony, to dzieło symfoniczne.

Chyba Ciebie na początku nie przestawiłam, bo to, że jesteś saksofonistą, to wszyscy wiemy. Natomiast Ty od dłuższego czasu komponujesz.

- Ja tego nie traktuję jako wielkie kompozycje, to jest pisanie utworów, z akompaniamentem zespołu. No bo kompozycja to są duże formy, ja piszę drobne utwory.

Ale uczysz od dłuższego czasu.
Adam Wendt w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
- Uczę. Był taki etap, że uczyłem właściwie na trzech poziomach naszej edukacji muzycznej. Kilka lat uczyłem w szkole pierwszego stopnia, w szkole drugiego stopnia i na studiach w Akademii Muzycznej w Gdańsku.

Uczyłeś zdolnych, ale nie pilnych uczniów?
- Ja nie chcę tu narzekać, bo to taki temat dosyć nieciekawy. Jest trochę inaczej, niż było kilkanaście lat temu…

W tej chwili, na którym stopniu uczysz?
- W pierwszym stopniu. Jestem bardzo zadowolony. Oczywiście oficjalnie nie ma takiego przedmiotu jak saksofon jazzowy, ale jeżeli ktoś jest zainteresowany, a saksofon szczególnie jest takim instrumentem. Zwykle grają klasykę, to piękna muzyka, ale jednak saksofon kojarzy się bardziej z muzyką rozrywką. Jeżeli widzę, że ktoś pnie się w tym kierunku, to staram się mu pomagać, bo wydaje mi się, że będzie mu łatwiej i więcej pracy znajdzie, jeżeli będzie ukierunkowany na rozgrywkę. Chociaż powtarzam, klasyczny saksofon jest wspaniałym instrumentem.

Twoje dzieci poszły właściwie Twoją drogą.
- Częściowo, zależało mi, żeby wszystkie skończyły pierwszy stopień szkoły muzycznej, bo uważam, że to jest dobre.

Najstarszy – Tomek?
- Nie, córka Monika. Ona skończyła wokal w Gdańsku na Akademii. Niestety emigrowała na północ, do Norwegii. Tam ma rodzinę , ale udziela się muzycznie, nawet uczy śpiewu Norwegów, śpiewu jazzowego. Występuje w jakiś zespołach z taką bardziej użytkową muzyką, ale świetnie śpiewa. Teraz też odkrywa w sobie nowe talenty. Projektuje okładki dla swojego brata, Tomka.

No właśnie drugi jest Tomek - saksofonista. On poszedł totalnie Twoimi ścieżkami.
- Tak, jak go kocham, tak mu współczuję. Kiedyś czytałem książkę, biografię Roberta de Niro, w której on opisuje swoje początki. On był synem bardzo znanego artysty – nowojorskiego malarza i rzeźbiarza, o tym samym imieniu i nazwisku. Kiedy przychodził na casting, jeszcze jako młody aktor, profesjonalnie przygotowany z pakietem zdjęć, to od razu mówił: „tak, to ja jestem synem tego Roberta de Niro, którego wy znacie”. Skorzystał z tego i ja uważam, że nie ma w tym nic złego. Ja nie miałem takiego szczęścia, bo jestem pierwszy, który zaczyna zabawę z muzyką, ale uważam, że jeśli się ma taki bagaż rodzinnych doświadczeń, to nie można się tego wstydzić. Cały czas w domu była muzyka, mamy wspólne tematy, jest pięknie.

Tomek świetnie gra. Spokojnie możesz się nim chwalić. Ale też się możesz chwalić Ignacym (młodszym synem).
- Oczywiście, ponieważ Ignacy to jest wschodząca gwiazda trąbki. W tym roku będzie miał 22 lata. Bardzo dobrze gra, jest taki ukierunkowany na muzykę. Wszystkie dzieci są fajne, tylko że najmłodszy, zawsze troszeczkę inaczej jest traktowany. Jest duża różnica wieku, bo 11 lat między Tomkiem a Ignacym. A między Moniką a Ignacym 13. To jest taka niespodzianka, taki bonus życiowy, żeby nam się nie nudziło.

Adam Wendt w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
W którym momencie stwierdziłeś, że warto wydawać płyty pod swoim nazwiskiem? Bo to trochę trwało.
- Tak, to rzeczywiście, wbrew pozorom nie jest tak łatwo. Po pierwsze, trzeba widzieć przed sobą ogrom niestety pracy i to już nie jest łatwe. Pracuje się bez agenta, a jazzmani generalnie w Polsce pracują bez agentów, bo jest to muzyka artystyczna, niszowa. No niektórzy mają swoich menadżerów, ale generalnie sami sobie jesteśmy „panami”. To jest dosyć skomplikowana sprawa, bo żeby muzyk jazzowy wydał płytę, to najpierw musi sprawdzić, czy istnieją potencjalne możliwości finansowania. Potem piszemy muzykę, aranżujemy, ból tworzenia i tak dalej. Wszystko to potrzebuje czasu, jakiegoś tam wysiłku intelektualnego, po czym przechodzimy do nagrania, a więc załatwiamy studio, bijemy się z terminami. Nagrywamy... sam proces nagrywania, przynajmniej dla mnie, to jest jeden z najlepszych momentów. Lubię też pisać muzykę. Potem miksowanie, to jeszcze powiedzmy należy do nagrania, też jest zupełnie w porządku, chociaż tu zaczynają się już nerwy, ponieważ bardzo często jest tak, że realizator ma inny pogląd, inaczej słyszy ten materiał. Jak to wszystko przejdziemy, to mamy następny rozdział - szukamy wydawcy i tu się zaczyna. Dlatego tak często muzycy wydają sami.

Zobacz także

Michał Pepol

Michał Pepol

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Kasia Moś

Kasia Moś

Sławek Wierzcholski

Sławek Wierzcholski

Krzysztof Trebunia-Tutka

Krzysztof Trebunia-Tutka

Stanisław Drzewiecki

Stanisław Drzewiecki

Damian Ukeje

Damian Ukeje

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę