Marcin Styczeń

2023-03-09
Marcin Styczeń. Fot. Julita Górska

Marcin Styczeń. Fot. Julita Górska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Marcin Styczeń

Pieśniarz, gitarzysta, kompozytor, autor tekstów, dziennikarz i lektor.

„...właśnie pieśniarz. Wolę używać tego określenia niż piosenkarz, bo rzeczywiście wywodzę się z tego nurtu piosenki poetyckiej, ale tak sobie myślę, że jestem wszystkim po trochu, choć najbardziej czuję się twórcą, czyli najbardziej lubię tworzyć piosenki. To mi od najmłodszych lat w duszy grało, a jak wiadomo, pierwsza miłość to taka najważniejsza i ta pierwsza miłość do tworzenia piosenek, śpiewania, prezentowania ich światu jest najważniejsza. Choć teraz jak rozmawiamy w radiu, to zdaję sobie sprawę też, że radio jest tą drugą miłością i nie jest taką nieważną miłością, ale zawsze drugą...”


Piątek, 11 marca o godz. 20:05
Marcin Styczeń, który przyszedł z „Huśtawką”. Dlaczego Huśtawka?
- Może dlatego, że „Huśtawka” to taki bardzo wieloznaczny tytuł. Z jednej strony, możemy sobie pomyśleć, że to jakaś huśtawka emocjonalna, ale dla nas, mówię o sobie i o autorze tekstu Szymonie Babuchowskim, ta „Huśtawka” to jest taka metafora życia. Raz na górze, raz na dole, raz na wozie, raz pod wozem, to jest takie nasze życie. Chcieliśmy, żeby ta „Huśtawka” była metaforą naszego życia i żeby zaakceptować to huśtanie się, czyli zaakceptować życie w pełni, ze wszystkim, co ze sobą niesie.

Pan skomponował muzykę do tej piosenki, a Pan Szymon napisał tekst.

- Tak, ja generalnie jestem przedstawicielem piosenki poetyckiej i na ogół piszę piosenki od drugiej strony. To znaczy najpierw powstaje tekst i ja do tego tekstu piszę muzykę. Jednak w czasie pandemii pomyślałem, że może zrobić jakiś eksperyment, pobawić się trochę i zacząć te piosenki pisać zupełnie inaczej, więc zacząłem od rytmu. To taki dość nieoczywisty sposób tworzenia piosenek. Do tego rytmu stworzyłem muzykę, czyli harmonię, melodię i dopiero na końcu powstał tekst. No i efekt jest bardzo ciekawy, bo wyszła piosenka na pewno dynamiczna, przy której nóżka chodzi i jestem zadowolony z efektu finalnego. A czy państwu się spodoba?

Wyszła piosenka dynamiczna i tak trochę na pograniczu gatunków, prawda?
- Tak, bo rzeczywiście trudno powiedzieć, żeby to była piosenka kojarząca się z piosenką poetycką. Chociaż tekst jest trochę poetycki, zawsze staram się, aby teksty były najwyższej próby, żeby nie były banalne. Natomiast muzyka rzeczywiście taka, jeżeli chodzi o ten rytm, to trochę nawet rockowa.

Powiedzmy sobie, że i country Pan tam gdzieś zaciągnął.
- Tak trochę rockowa, trochę country, a z drugiej strony takie folkowe brzmienie gitar i przede wszystkim mandolin, które nagrał Tomasz Pfeiffer. Wspólnie z Tomkiem aranżowaliśmy tę piosenkę, więc wyszła taka eklektyczna, ale mam nadzieję, że radiowa, bo to nam też chodziło po głowie.

Marcin Styczeń. Fot. Julita GórskaKim jest Marcin Styczeń? Gdybym miała tak Pana w jednym zdaniu określić, to pieśniarz, kompozytor, niekiedy autor tekstów, ale też i dziennikarz?
- To prawda. Z wykształcenia dziennikarz, ale z zamiłowania muzyk, kompozytor, autor tekstów i właśnie pieśniarz. Wolę używać tego określenia niż piosenkarz, bo rzeczywiście wywodzę się z tego nurtu piosenki poetyckiej, ale tak sobie myślę, że jestem wszystkim po trochu, choć najbardziej czuję się twórcą, czyli najbardziej lubię tworzyć piosenki. To mi od najmłodszych lat w duszy grało, a jak wiadomo, pierwsza miłość to taka najważniejsza i ta pierwsza miłość do tworzenia piosenek, śpiewania, prezentowania ich światu jest najważniejsza. Choć teraz jak rozmawiamy w radiu, to zdaję sobie sprawę też, że radio jest tą drugą miłością i nie jest taką nieważną miłością, ale zawsze drugą. Choć ten klimat radiowy jest mi szczególnie bliski, bo ta magia radia, to jest coś niezwykłego. Pracowałem trochę w telewizji, ale radio, to jest radio. To jest coś, czego się nie da chyba do końca opisać słowami. Dziś ten kontakt z panią redaktor jest z drugiej strony, bo teraz ja jestem po tej drugiej stronie mikrofonu. Ale to też jest zawsze ciekawe.

O co ona zapyta?
- Czy coś zaiskrzy? Czy będzie nić porozumienia? To jest zawsze jedna wielka niewiadoma, nie da się tego zaplanować. Nie da się tego przewidzieć i to jest coś takiego ekscytującego, co zawsze mnie pociągało, z tej strony właśnie pytającego i z tej strony odpowiadającego na pytania.

W każdym razie pytań Panu nie wysłałam.
- Nie, absolutnie nie. I z tego się cieszę. Lubię być zaskakiwany, chociaż zawsze jest to jakieś ryzyko, bo może tutaj padnie pytanie i nie będę sobie potrafił poradzić.

Eee tam... Ma Pan świadomość wartości swojego głosu, bo pracuje Pan głosem jako lektor? Czy to już przeszłość?
- To nie przeszłość? To przyszło jakoś tak równolegle z pracą i muzyczną i dziennikarską. W którymś momencie zwracano mi uwagę na to, że ten głos przyjemnie brzmi, może nie jest jakoś tak bardzo niski, ale jest ciepły. Kiedyś mój głos określano w jednym z banków głosów, jako „dojrzała młodość”, to mi się podoba, że z jednej strony jest męski, ale ma coś w sobie, takiego właśnie żywego i młodzieńczego, więc niech tak pozostanie.

Ale skoro Pan pracuje głosem, to wie Pan, że głos zupełnie inaczej brzmi jak się mówi, a inaczej brzmi jak śpiewa.
- Tak, to są w ogóle inne głosy. Myślę, że kiedy pracuję w radiu, to on jeszcze inaczej brzmi. Podejrzewam, że ktoś, kto by mnie usłyszał w jakiejś produkcji reklamowej, czy filmowej też byłby zaskoczony, że on właśnie tak brzmi. To jest taki szeroki wachlarz wokalnych umiejętności i zależności, od tego, w jakiej skali śpiewam. Kiedy śpiewam nisko, to ten głos może bardziej przypomina taki tembr radiowy, a kiedy śpiewam wyżej, to jest on bardziej młodzieńczy.

Jak się dobrze doliczyłam, to chyba w przyszłym roku będzie Pan obchodził 30-lecie pracy artystycznej.
- No tak, rzeczywiście wcześnie zacząłem i teraz pytanie, od którego momentu tę działalność artystyczną liczyć? W 1994 roku w Polskim Radiu Katowice brałem udział w takim konkursie: „Chcę być gwiazdą”. To był rok 1994, październik i wtedy zaprezentowałem po raz pierwszy publiczności swoje autorskie utwory. Autorskie w tym sensie, że muzyka była moja, a teksty między innymi, to był wiersz Bolesława Leśmiana, a drugi tekst mojego przyjaciela licealnego Kamila Rendy. W tym konkursie otrzymaliśmy, bo wtedy występowałem z gitarzystą Tomaszem Zalewskim, otrzymaliśmy pierwszą nagrodę. Jakież to były emocje? Szesnastolatkowie pojawili się w studiu Polskiego Radia, oceniani m.in. przez dziekana Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, profesora Andrzeja Zubka. To było coś niezwykłego, więc to jest dla mnie taki pierwszy sukces i pierwsze nagranie także w studiu Polskiego Radia i od tego momentu liczę swoją taką profesjonalną przygodę muzyczną. Jednak ten debiut fonograficzny przyszedł późno, bo Polskie Radio wydało mój singiel „Kobieta w stylu retro” w 2002 roku, a moja pierwsza płyta ukazała się dopiero w 2006 roku i były to wiersze Karola Wojtyły, więc długo dojrzewałem do tych profesjonalnych nagrań, a tutaj Pani mówi o trzydziestoleciu. A jeżeli chodzi o ten pierwszy krążek, to jak dobrze liczę to ukazał się 17 lat temu.

Patrząc na ten pierwszy konkurs, w którym Pan brał udział i który Pan zresztą wygrał, jednak chciał Pan być gwiazdą?
- Tak, bo właśnie ten konkurs tak się nazywał. Nazwa mi się nie do końca podobała, bo ja chyba nie myślałem o tym, żeby być gwiazdą, tylko myślałem o tym, żeby móc śpiewać to, co chcę, to co gra mi w duszy i zbudować swoją publiczność. Po latach stwierdzam, że to mi się udało, że te publiczność w różnych zakątkach Polski mam, z czego się bardzo cieszę. Droga oczywiście nie była usłana różami i nie jest, ale jest wdzięczna przez to, że w różnych miejscach kraju mamy wiernych słuchaczy, dla których moje piosenki są ważne i przynoszą ukojenie, czasami w trudnych momentach życia i takie sygnały od ludzi dostaję.

Jak doszło do współpracy z Ernestem Bryllem?

- Oj, to jest też opowieść niezwykła, ponieważ ja po tej pierwszej swojej płycie, opartej na wierszach Karola Wojtyły sporo koncertowałem w całej Polsce, także za granicą. I ciekawe było to, że w różnych miejscach podchodzili do mnie ludzie i sugerowali, żebym następną płytę oparł na wierszach Ernesta Brylla, co było dla mnie trochę zaskakujące. Potraktowałem to jako znak z góry, ktoś tu chce mnie skierować na taki, a nie inny tor i bardzo dobrze się stało. Ja znałem wiersze Ernesta Brylla z lekcji języka polskiego, natomiast wydawał mi się tak już takim pomnikowym poetą. W latach 90 wchodząc w piosenkę poetycką, znałem Jacka Kaczmarskiego, Stare dobre małżeństwo, Wolną grupę Bukowinę, natomiast nie znałem dobrze tej twórczości piosenkowej Ernesta Brylla. Urodziłem się w latach '70, pod koniec, kiedy on święcił największe triumfy. Myślę, tutaj o „Na szkle malowane”, czy później „Kolęda Nocka”, to mnie zupełnie ominęło. Ja Ernesta Brylla kojarzyłem właśnie jako poetę i do tego wielkiego pomnikowego poetę. Kiedy zdałem sobie sprawę, że ja tak naprawdę nie znałem tej poezji, to dopiero kiedy zasugerowano mi, żebym tą poezją się zajął, to przeczytałem jeden tom, drugi, trzeci i zaczęła mi się układać muzyka do niektórych wierszy. Później zastanawiałem się, kto z moich znajomych może znać Ernesta Brylla. Wreszcie pojawiłem w domu państwa Bryllów, oczywiście wystraszony, ale Ernest Bryll, mówię Ernest Bryll, a nie pan Ernest, ponieważ bardzo szybko przeszedł ze mną na „Ty”. Powiedział, że skoro mamy razem pracować i „płynąć na tych galerach”, to nie możemy być na pan i mimo, że różnica wieku między nami to 43 lata, natychmiast przeszedł na ty. No i ta współpraca była bardzo owocna, bo to nie była tylko pierwsza płyta Bryllowanie, ale później zaczęliśmy wspólnie koncertować. Nagraliśmy koncert w teatrze Polonia u Krystyny Jandy, więc tych płyt przybywało. Po prostu opatrzność chciała, żebym się spotkał z Ernestem Bryllem i mógł z nim współpracować.
Marcin Styczeń. Fot. Julita Górska
Chyba w tej konstelacji on się dobrze czuł.
- Czuł się dobrze. Pamiętam taką sytuację dość niezwykłą, po jednym koncercie w Słupsku, która była trochę dramatyczna. Dziękował mi przy śniadaniu w hotelu, że na starość jeszcze mu się zdarzyło takie koncertowanie, jeżdżenie po Polsce z artystami, bo byliśmy z całym zespołem . Natomiast on wtedy też opowiadał taki niezwykły sen, bo Ernest Bryll ma niezwykłe sny. Powiedział: „słuchajcie, śnił mi się Anioł, który prasował żelazkiem niebo, było to stare żelazko z duszą. I ten Anioł mówi do mnie: Bryll, twoja dusza jest podzielona i nie mieści się do tego żelazka. Zrób coś z tym, bo mi się niebo nierówno prasuje”. Piękny sen. Natomiast on się potem zawiesił, ręka zaczęła mu drżeć, wylał kawę. Ja byłem przerażony. Myślałem, że to koniec. Przyjechało pogotowie. Okazało się, że był to jakiś mikroudar. Został w szpitalu i żona wtedy powiedziała, że absolutnie już go nie będzie puszczać w dalekie wyprawy. Na szczęście nie skończyło się tragicznie, ale to był ten ostatni, taki wyjazdowy koncert z Ernestem i potem już graliśmy tylko w Warszawie. Natomiast wiele osób mi mówiło, że to dla niego też było ożywcze. Oczywiście jest człowiekiem aktywnym cały czas, jest też specjalistą od filmu. Mało kto o tym wie, że pracuje do dzisiaj, a skończył 1 marca, 88 lat i pracuje w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej jako taki doradca, kierownik literacki i analizuje scenariusze filmowe. No chciałbym mieć 88 lat i być w takiej formie intelektualnej i zdrowotnej jak Mistrz Bryll.

Zobacz także

Profesor Piotr Wajrak

Profesor Piotr Wajrak

Dariusz Kozakiewicz

Dariusz Kozakiewicz

Maria Szabłowska

Maria Szabłowska

Adam Sztaba

Adam Sztaba

Mateusz Krzyżowski

Mateusz Krzyżowski

Eleonora Harenderska

Eleonora Harenderska

Mariusz Smolij

Mariusz Smolij

Anita Nowicka

Anita Nowicka

Lanberry

Lanberry

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę