Czy „Jazz, Rock i Święty Spokój” to jest to czego Panu najbardziej potrzeba?
- Niekoniecznie. Udało mi się zarejestrować w Krakowie, podczas pandemii materiał na płytę. Byliśmy wtedy wszyscy zamknięci, pamiętamy ten okres nieciekawy, kiedy nie mogliśmy wychodzić, jeździć, kontaktować się z innymi ludźmi... Któregoś dnia, po długim okresie, chyba po dwóch miesiącach zadzwoniłem do pana Darka Greli, który jest realizatorem dźwięku w Krakowie, w studiu, które się nazywa Nieustraszeni Łowcy Dźwięków i umówiłem się, że przyjadę sam ze sprzętem i będziemy coś nagrywać. Tak się stało. Później zadzwoniłem do Marcina, mojego syna. To jest pierwsza płyta, na której gramy razem. To fantastyczne przeżycie, tatuś i synek. W ciągu dwóch dni Marcin nagrał 12 utworów na perkusji, także byłem i do teraz jestem pod wrażeniem, że on podołał w sumie temu trudnemu zadaniu. Później jeszcze zadzwoniłem do kolegi, który mieszka dwie ulice dalej w Krakowie, żeby przyjechał i dograł tematy na swoim instrumencie. On mówi, że to jest alkomat. To nie jest alkomat, to jest instrument, który nazywa się EWI, to jest ciekawy Instrument, na którym gra się tak jak na saksofonie, a dźwięki, które słychać kreuje się poprzez syntezatory i on jest w stanie wykreować bardzo ciekawe brzmienie np. trąbkę z tłumikiem. To brzmi poza tym fantastycznie, bo on działa na wyobraźnię muzyczną. Jest taki utwór „Rockokoko”, w którym gra przepiękne solo, nawiązuje do tematu i ostatni temat gramy razem. Gdyby nie jego solo i ta barwa, której używa, to prawdopodobnie ten utwór by się inaczej nazywał, albo w ogóle nie wszedł by na płytę. Waldemar Gołębski to jest gość, który gra na tym instrumencie.
Nagrywaliście osobno? Nie chcieliście, panowie nagrać „na setkę”, czyli nie nakładając poszczególne instrumenty?
- Nie było takiej możliwości. W związku z obostrzeniami nie mogliśmy się spotykać w większym gronie. To było trudne, poza tym taki sposób pracy był wtedy najbardziej wygodny. Chodziło o to, żeby mieć demo, które mogłem mu wysłać drogą elektroniczną. On sobie posłuchał, przyszedł do studia już przygotowany i od razu nagrał.
Powiedział Pan, że po raz pierwszy z synem nagrywał. Jakie to przeżycie?
- Właśnie bardzo duże przeżycie, bo ja siedziałem cały spięty w studiu i patrzyłem jak on za tą szybą walczy z materią muzyczną. Ale wyszło mu to bardzo dobrze. Zresztą od pierwszych taktów realizator dźwięku okazuje się, że został fanem mojego syna i bardzo mu się podoba sposób w jaki gra na perkusji. Dla mnie to jest szczęście, czyste szczęście, nie zamącone.
Bo Marcin na co dzień nie gra takiej muzyki.
- W ogóle, Marcin od niedawna jest członkiem zespołu Laboratorium, tak więc razem gramy czasami. Nie gramy dużo, ale gramy czasami koncerty, a on grał w kilku metalowych zespołach, a w tej chwili jest również członkiem zespołu „Kwiat jabłoni”. Także to było fantastyczne przeżycie, poza tym my gramy na żywo, dołączyliśmy jeszcze do naszego składu Grześka Górkiewicza, który jest naszym Skaldem. Grzesiek Górkiewicz przypomnę, że jest członkiem zespołu Skaldowie chyba 32 albo 33 lata, gra na tak zwanych drugich klawiszach. I Grzesiek Górkiewicz, za co jestem mu bardzo wdzięczny, uwolnił mnie od konieczności grania basu, ponieważ ja w różnych utworach gram na gitarze i nie mam możliwości grać jednocześnie na gitarze i na basie. Czekam wciąż na taki instrument, który ma w sobie i gitarę basową i gitarę zwykłą. Niestety wymyślanie takiego instrumentu bardzo trudno jakoś idzie i nie jest jeszcze obecnie gotowy, ale gramy na koncercie, on lewą ręką basy, a prawą na klawiszach i to jest fantastyczne, bo wypełnia ten brakujący rejestr, który jest konieczny akurat w tych utworach, które gramy. A gramy oczywiście utwory tylko z tej płyty i to jest za każdym razem dla mnie bardzo duże przeżycie.
Fantastyczne tytuły Pan stworzył, jak np. Brasilianka.
- Ten tytuł się wiąże z pobytem w Chicago, kiedy miałem przyjemność być na koncercie z Laboratorium i po graniu udaliśmy się do takiego klubu, do którego schodzą wszyscy polscy artyści, czy gwiazdy wręcz polskiej piosenki. To takie polonijne miejsce, przy czym jeżeli chodzi o wystrój klubu to muszę powiedzieć, że w Polsce jeszcze takiego brzydkiego klubu nie ma. Tam odbywał się Jam Session z udziałem amerykańskich i brazylijskich muzyków Wszyscy grali brazylijską muzykę: sambę, bossa nove i muzycy improwizowali taki latin jazz. Nazwijmy to brazylijską odmianą jazzu. To był wieczór brazylijski, potem poszliśmy gdzieś na hamburgera i około 3:00 nad ranem spotkaliśmy różnych ludzi, rozmawialiśmy mieszanką polskiego, węgierskiego, niemieckiego i angielskiego. Pamiętam, że jedna z kelnerek zapytała: Przepraszam w jakim języku państwo rozmawiają? My na to, że mówimy po polsku. Wtedy ta kelnerka wstała i powiedziała: Cześć jestem Anka Brasilianka. I tak powstał ten tytuł.
Proszę zwrócić uwagę, że na tej płycie każdy z utworów ma podporządkowany sobie rysunek. Jak powstawały te rysunki? Szybko?
- Niektóre bardzo szybko, niektóre stare rysunki, które gdzieś pod wpływem chwili, czy jakiegoś przeżycia rysowałem po prostu na kawałku jakiegoś przypadkowo znalezionego papierka, a niektóre wręcz na zamówienie.
Powiedział Pan kiedyś, że muzycznie żyje w swoim świecie. Jaki jest obecnie ten świat muzyczny Krzysztofa Ścierańskiego?
- Muszę powiedzieć, że mój świat, jest światem emigranta, bo jestem emigrantem wewnętrznym. Niestety coraz mniej jest wokół mnie muzyki, która byłaby wzajemnie inspirująca, która byłaby fascynująca i wpływająca pozytywnie na moje życie. Chodzi mi o muzykę, którą słyszę w mediach, w telewizji. Na przykład muzyki jazzowej w ogóle nie ma. Zdarzają się audycje jazzowe, w niektórych radiach, ale na szczęście ten brak czegoś fascynującego zastępują kluby, w których poznałem już kilka lat temu ludzi, którzy grają fantastycznie. W Warszawie, na Powiślu pod mostem są dwa kluby. Jeden nazywa się za „Przystanek Powiśle”, a drugi nazywa się „Macondo”. I do tego „Macondo” przychodzą Latynosi, Afrykanie, ludzie związani z muzyką rytmiczną. Przychodzą tam i czasem udaje mi się wbić na ten jam session i wspólnie gramy. Czuję się wtedy jakbym mieszkał w Nowym Jorku.