Rzecznik bydgoskiej PESY, dziennikarz, znawca sportu, erudyta, obchodzący w tym roku jubileusz 30-lecia pracy dziennikarskiej.
"Zastanawiałem się jaką poprzeczkę mam jeszcze przeskoczyć. No i pojawiła się PESA... wcześniej w ogóle nie sądziłem, że istnieje życie pozadziennikarskie. PESY się cały czas uczę, w końcu trafiłem – ja humanista, do świata inżynierów..."
Środa, 29 stycznia godz.18.10
Dziennikarstwo było pierwsze.
- Tak, dziennikarstwo miało być pierwsze, od samego początku. Były takie zwyczaje w szkołach podstawowych, że na gazetkach wywieszało się pod swoim nazwiskiem preferencje zawodowe, czyli kim chciałbym zostać. Małgosia wywieszała kartkę z napisem księgowa, Stasiu – kierowca.
A co napisał Michał Żurowski?
- Ja napisałem - dziennikarz. I potem choć poszedłem, po bydgoskim porządnym czwartym liceum, na prawo do Torunia, to i tak wiedziałem, że jeśli się wszystko potoczy jak bym tego chciał, to i tak zostanę dziennikarzem.
Liceum IV wówczas mieściło się między ulicami Gdańską i Chodkiewicza?
- Tak, wędrujące liceum. To była taka kuźnia dziennikarska, stamtąd wyszli: Marek Zagórski, Jacek Deptuła, Ewa Czarnowska, Leszek Czerwiński czy Marek Brodowski – trochę dziennikarzy pochodzi z "czwórki". Ciągnęło nas do dziennikarstwa, bo wydawało się, że to kolorowy zawód. To co mnie najbardziej kręciło to to, że zawód ten daje okazję do poznania bardzo ciekawych ludzi, których nigdy bym nie poznał np. będąc prokuratorem.
Dlaczego, prokuratorzy też poznają ciekawych ludzi.
- Owszem, ale w okolicznościach, w których często ci ciekawi ludzie nie chcieliby raczej zaznawać.
Na studiach też ciągnęło Pana do dziennikarstwa?
- Trochę tak, chociaż na studiach był świetny DKF (Dyskusyjny Klub Filmowy), nic dzisiaj po nim nie zostało. Szefem tego – także mojego – DKF-u był Marek Lipski, który wtedy już mówił, że za kilka lat będzie miał prywatne kino. Wtedy to brzmiało dość niewiarygodnie, a jednak po latach Marek kupił kino Polonia w Bydgoszczy, które to dość długo broniło się przed konkurencją multipleksów.
Po studiach co się działo?
- Wszystko było bardzo "po bożemu". Obroniona praca magisterska, ślub, nieskuteczna próba dostania się na aplikację sędziowską. Potem znalazłem się na rozdrożu – dosłownie Alei 1-maja (obecnej ul. Gdańskiej) i Krasińskiego, czyli między "Dziennikiem Wieczornym", który mieścił się przy ul. Libelta, a "Gazetą Pomorską". Poszedłem do Dziennika. To była "popołudniówka", trochę więcej było w niej dziennikarzom wolno, nawet ktoś powiedział, że to taka "lekka kawaleria propagandy". Tam spędziłem 6-7 kolejnych lat i dorastałem dziennikarsko.
I miałem swojego mistrza...?
- Chyba tak, ten zawód i kilka innych powinien mieć ten układ mistrz - uczeń. Wylądowałem w dziale miejskim, w którym kierownikiem był Jerzy Derenda i w tym dziale pisałem teksty o tym, gdzie zabrakło mleka, albo o dziurach w chodniku. Patrzyłem jednak dalej, w stronę reportażu. Tam dostrzegałem osoby, które wydawały się bardzo odległe ode mnie swoimi umiejętnościami – Włodek Kazuła i Marek Zagórski. Nie sądziłem nawet, że kiedyś z Markiem wyląduję po dwóch stronach biurka, spędzimy razem w jednym pokoju wiele lat i bardzo się zaprzyjaźnimy. Stworzyliśmy razem spółkę autorską, która wysyłała do tygodników centralnych swoje teksty. Włodek Kazuła pisał z kolei fantastyczne reportaże i odkrywał w nich niesamowite historie.
Skąd zamiłowanie do sportu?
- W tamtych latach nie było innych pokus i mam wrażenie, że wszyscy się nim interesowali. Ja dodatkowo czytałem książki Bohdana Tomaszewskiego pisane doskonałym językiem. Zbierałem gazetowe wycinki i wklejałem je do albumu, ładowałem w siebie te nazwiska, choć nie miałem głowy do cyferek. Mój ojciec kiedyś powiedział: "po co zaśmiecasz sobie głowę tymi cyferkami – lepiej byś przeczytał Krzyżaków." Po latach pojechałem do Amsterdamu jako dziennikarz na finał Ligii Mistrzów i zadzwoniłem do ojca mówiąc, że te zaśmiecanie głowy jednak mi się do czegoś przydało.
Co takiego musi się zadziać w głowie dziennikarza, dobrego dziennikarza, że zostaje rzecznikiem?
- To są różne motywacje. Ja w pewnym momencie stwierdziłem, że kiedyś zapisywałem się do trochę innego dziennikarstwa, że media się zmieniły, ale że i ja się zmieniłem, niekoniecznie na lepsze. Zastanawiałem się jaką poprzeczkę mam jeszcze przeskoczyć. No i pojawiła się PESA, tu dziękuję prezesowi Zaboklickiemu i dyrektorowi Żurawskiemu, bo to oni mnie przyjmowali. Rok wcześniej w ogóle nie sądziłem, że istnieje życie pozadziennikarskie, a PESA wówczas nabierała takiego rozpędu, stawała się firmą o zasięgu wręcz europejskim i budziła coraz większe zainteresowanie mediów, więc chciała mieć rzecznika. PESY się cały czas uczę, w końcu trafiłem – ja humanista, do świata inżynierów.
Gdyby nie dziennikarstwo to kim by Pan został?
- Śpiewakiem operowym (śmiech). A dlaczego nie? To jest takie moje bujanie w obłokach. Jak słucham Rolanda Vilazona, albo Anny Netrebko to myślę: jak oni mają fajnie, jakim niesamowitym instrumentem jest ludzki głos. Jaki oni mają aparacik w sobie, że są w stanie wydobywać tak wspaniałe dźwięki. Słucham różnej muzyki od opery do Pink Floyd.
Zobacz także
AG Carmen, laureatka konkursu radiowej Czwórki „Będzie głośno! Debiut na winylu”. „Green Tea” AG Carmen to drugi singiel ze składankowego albumu… Czytaj dalej »
Limboski, czyli Michał P. Augustyniak – muzyk związany z Krakowem, piosenkarz i gitarzysta, autor tekstów, dwukrotnie nominowany do „Fryderyków”. W niektórych… Czytaj dalej »
Aktor i wokalista debiutujący fonograficznie utworem pt. „Ten moment”. „...nie jestem aż tak sprawnym kompozytorem, natomiast otaczam się tak wspaniałymi… Czytaj dalej »
Wirtuoz skrzypiec. Pierwszy Polak, który zdobył zwyciężył w Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Nicolae Paganiniego w Genui. „...jestem normalnym… Czytaj dalej »
Już w XXI wieku wygrał program „Droga do Gwiazd” w TVN i triumfował na Międzynarodowych Spotkaniach Wokalistów Jazzowych w Zamościu. Piotr Salata w dorobku… Czytaj dalej »
Kompozytor. Niedawno jego muzyka do filmu „Znachor” została zaprezentowana przez orkiestrę symfoniczną Filharmonii Pomorskiej i zespół SVAHY. „Przyznam… Czytaj dalej »
„Człowiek w kapeluszu”, który pomiędzy innymi zajęciami wystartował z nowym singlem. „czasami zdarza się, że piszę sam piosenkę od początku do… Czytaj dalej »
Dyrygent symfoniczny, operowy i wielkich widowisk muzyki filmowej. Urodzony w Brazylii, od blisko 40 lat mieszkający w Polsce. Każde spotkanie z nim to prawdziwa… Czytaj dalej »
Ewelina Flinta i Arkadiusz Lipnicki opowiadają o współpracy przy nowym albumie. „...Cała pandemia bardzo mocno też opóźniła wydanie płyty, bo tak… Czytaj dalej »
Reżyser spektakli muzycznych, od kilkunastu lat reżyser koncertów Sylwestrowo-Noworocznych w bydgoskiej Operze Nova, z którym spotkaliśmy się 27 grudnia… Czytaj dalej »