Czy te koncertowanie rodzinne, to już tak Wam weszło w krew i w innych konstelacjach nie występujecie?
Radosław Marzec - Dziwnie to zabrzmi, ale rzeczywiście ja nie gram w innych składach.
Renata Marzec – Ja natomiast, nie ograniczam się wyłącznie do muzycznej współpracy z mężem, ponieważ wiolonczela kameralistyce ma tak szerokie spektrum możliwości, że trudno sobie tego odmówić. Współpracuję z moimi kolegami kameralistami, z pianistami, ze skrzypkami w bardzo różnych składach.
Niedługo będziemy inaugurować kolejny rok akademicki w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, a Państwo wrócili z takich bardzo pracowitych wakacji.
Renata Marzec - Te wakacje to takie troszeczkę nadrabianie poprzednich zaległości pandemicznych. Nawet gdzieś podczas koncertów zwracając się do publiczności mówiłam, że w naszym przypadku nastąpiła „pandemia koncertów”, z czego się oczywiście bardzo cieszymy, iż mogliśmy przeżyć chyba nietypową bo bardzo intensywną przygodę koncertową.
Radosław Marzec - Często podczas podróży, czy to w samolotach, czy w autobusach, pociągach żartowaliśmy sobie, że mamy taką „Podróż za jeden uśmiech”. Nie wiem czy słuchacze pamiętają taki serial.
A podróżujecie we trójkę, to znaczy z wiolonczelą?
Renata Marzec - Tak oczywiście, wiolonczela zajmuje szczególne miejsce w samolocie. Kupujemy bilet na miejsce w kabinie samolotu, bez możliwości spożywania wszelakich posiłków i napojów.
Czyli na wiolonczelę macie oddzielny bilety?
Radosław Marzec - Zawsze jest to „ekstra pasażer”.
To takie podróżowanie powiedziałabym ekskluzywne?
Radosław Marzec - To prawda, nie wszystkie linie też przyjmują takiego pasażera, co już w ogóle nas dziwi.
I co wtedy?
Radosław Marzec - Szukamy innego przewoźnika. To już moja rola. Patrzę jak można by dotrzeć na miejsce, oczywiście przy pomocy wyszukiwarek lotniczych, a właściwie głównie jednej. Tam jest pełne spektrum. W każdym razie nie wszystkie linie, którymi w ogóle możemy lecieć, godzą się na taką historię.
Czy w tej chwili, w tym czasie po pandemii, mamy inną publiczność na świecie? Ona jest może bardziej złakniona takich doznań artystycznych?
Radosław Marzec - Ponieważ w tym roku były to nowe miejsca, wcześniej tam nie graliśmy, to trudno powiedzieć. Jedno jest pewne, publiczność bardzo dopisała. Może tak jest rzeczywiście, że po tych zamknięciach ludzie pragną koncertu na żywo - co nas cieszy. Trzeba jednak pamiętać, że na zachodzie nadal są ściśle przestrzegane restrykcje, nie ma pełnych kościołów, w tym znaczeniu takim wprost. Na szczęście większość miejsc, na ile można było wypełnić kościoły, były zajęte.
Stwórzmy taką mapę tegorocznych Waszych koncertów.
Renata Marzec - Zaczęliśmy od Belgii, potem Niemcy, Włochy - trasa wzdłuż całego półwyspu obejmowała cztery koncerty.
Radosław Marzec - Od końca tzw. „obcasa” półwyspu w Corigliano d`oratnto, Lecce przez środkową część w Montecosaro oraz na północy w regionie Lombardii -Osnago, czyli tam gdzie było centrum epidemii. Po Włoszech ostatnim etapem była Słowacja. Bliscy znajomi ale jednak dalecy, bo okazuje się, że komunikacja ze Słowacją jest bardzo ciężka. Nie ma połączeń lotniczych.
Już myślałam, że to chodzi o komunikację słowną.
Radosław Marzec - Jest prostsza, choć ja wolę mówić ze Słowakami po angielsku . Słowa słowackie mają nieraz odwrotne znaczenie i kiedy już myślę, że się dogadaliśmy, okazuje się, że nie zrozumiałem o co chodziło.
Ale czy zauważacie, że świat się trochę zmienił? Samo podejście do muzyki, do drugiego człowieka?
Renata Marzec - Ten świat jest troszeczkę inny, ponieważ w międzyludzkich bezpośrednich kontaktach, chociażby przy przywitaniu się czy rozmowach, nadal jest pewien dystans. Każdy jednak się pilnuje i nawet w tych krajach, które wydawałoby się ludzie są bardziej wylewnymi w gestach jak Włochy, nie było mowy o podawaniu ręki czy uścisku. A jeśli chodzi o samą publiczność, mając z nią bliższy kontakt, ponieważ zawsze jakąś część koncertu wykonuję solo siedząc na dole, w prezbiterium kościoła, widzę rzeczywiście niezwykłą koncentrację i skupienie, co wspaniale inspirowało mnie do występu przed takim gremium. Czuło się tak po prostu pragnienie słuchania muzyki i przeżywania jej w raz z wykonawcami.
I to były tylko kościoły? Jak organizatorzy wybierają te miejsca, to czy ten instrument, mam na myśli organy, jest zawsze świetny?
Radosław Marzec - Tym razem we Włoszech to były instrumenty historyczne, dawne, odrestaurowane, i to było dla mnie coś fascynującego . Na Słowacji w prawdzie nie był to dawny instrument , ale w dawnej szafie, zrobiony w stylu barokowym, tak że ogromną satysfakcją był zagrać na takich instrumentach. Oczywiście również dobieram repertuar odpowiedni dla instrumentu, na którym mogę wykonać muzykę na przykład właśnie włoską. Jest to inny świat, przeniesienie się autentycznie w tamte czasy przy pomocy dźwięków, taki muzyczny „wehikuł czasu”. Mam nadzieję, że publiczność również ma ogromną satysfakcję.
Wyprzedził Pan profesor trochę moje pytanie, bo instrumenty, mam na myśli organy, trochę determinują repertuar, który można na nich wykonywać.
Radosław Marzec - Oczywiście umożliwiają pewne rozszerzenie repertuaru. One rzeczywiście najlepiej służą muzyce z czasów, w których powstały. Utwory te były skomponowane pod instrument a instrumenty z kolei były budowane pod muzykę, takie piękne zamknięte koło samo uzupełniające się. Oczywiście można grać nieco inny repertuar, ale też nie za wiele.
A czy jak państwo tak jeżdżą po świecie na koncerty, to jest czas na zwiedzanie tych miejsc, do których podążacie?
Renata Marzec - To akurat w tym przypadku nie miało miejsca, bo rzeczywiście plan koncertów był bardzo napięty i można było coś zobaczyć właściwie tylko przy okazji koncertu, wokół kościoła, w centralnych częściach miast. Może być to niewiarygodne, ale zwłaszcza podczas włoskich koncertów większość czasu pochłaniało nam przemieszczanie się z jednego miejsca koncertu do drugiego. I to były dość długie podróże, głównie pociągami. Odbywało się to na zasadzie, że przyjeżdżaliśmy dzień przed koncertem od razu na próbę akustyczną, następnego dnia kolejna próba i koncert, który się odbywał o 21:30 z poślizgiem - jak to we Włoszech bywa. Kończyliśmy po 23:00, potem krótki poczęstunek organizatorów przy lampce białego wina, a rano o 6:30 pobudka aby dotrzeć na pociąg. Nie było czasu na oddech i ewentualne zwiedzanie.
Radosław Marzec – Podróżowaliśmy przebywając wiele godzin w pociągu i żywiliśmy się głównie sandwichami.
Czyli kuchni włoskiej tak dobrze nie spróbowaliście?
Renata Marzec - Może nie w tej najwyższej jakości, o jakiej marzyliśmy, bo w ogóle lubimy bardzo kuchnię włoską, ale rzeczywiście w miejscach, w których byliśmy, jedliśmy to co najbardziej było dostępne, tylko pizzę - bardzo dobrze wykonaną, ale ileż można jeść pizzę?
Radosław Marzec – Dwanaście dni, czyli codziennie. (śmiech)
To gdyby mieli Państwo wybrać taki swój kraj docelowy, z tych odwiedzanych to byłaby to: Belgia, Włochy, Słowacja, Niemcy?
Radosław Marzec – Każdy kraj ma swój urok, swoje plusy i minusy. Z naszego punktu widzenia nie ma dobrej odpowiedzi.
I zawsze chętnie chyba wracacie do Polski?
Renata Marzec - Oczywiście, ale te podróże muzyczne zawsze się łączą z jak wspomniałam z podróżami również kulinarnymi, no bo jednak trzeba coś jeść. Choć niestety własny reżim dietetyczny trzeba na ten czas zawiesić.
Radosław Marzec – Z niemieckiej kuchni zaznaliśmy również „szpecli”, czyli regionalnych klusek z sosami. Choć smaczne, to jednak niezbyt zdrowe. Takie podróże mają swoje oczywiście uroki poznawcze. Obserwujemy codzienne zwyczaje, w których sami musimy się jakoś odnaleźć.
Znamy się długo, Państwo tworzą niebywały duet: wiolonczela i organy. Zastanawiam tak teraz słuchając Was, czy bywają i trudne dni, kiedy na przykład spotykacie się na próbie, czy dochodzi nieraz do spięć słownych.
Renata Marzec - Chyba nie.
Więc jesteście duetem nadzwyczajnym?
Renata Marzec - Jest to chyba kwestia doświadczenia oraz wypracowania pewnego sposobu i stylu pracy. Na początku były spory i to ja przyznaję, byłam tą osobą bardziej sugestywną w emocjonalnym wyrażaniu swoich racji. Oczywiście odbywało się to absolutnie bez żadnych awantur, aczkolwiek musiałam się przyzwyczaić do brzmienia organów. Przez długie lata moim ulubionym instrumentem był fortepian, z którym zawsze koncertowałam. Uwielbiam zespoły kameralne z udziałem fortepianu, więc pierwszy start z organami i z tym brzmieniem był dla mnie czymś nowym. Musiałam się do tego przyzwyczaić. Pierwszy koncert zagraliśmy w Płocku, bodajże w 2005 roku.
Radosław Marzec – Od tego czasu uczymy się wspólnie jeden od drugiego, ponieważ to są dwa różne instrumenty, mające jednak wspólną cechę - ciągły dźwięk, bardzo dobrze się stapiający, jeżeli oczywiście wiolonczelista czy wiolonczelistka jest w stanie to wyegzekwować, co w przypadku akurat Reni ma miejsce, bez żadnego problemu.
Czego państwu życzyć w nowym roku akademickim, już po wakacjach?
Radosław Marzec – Zdrowia na pewno.
Czegoś jeszcze?
Renata Marzec - Choć możemy czuć się w pewnym stopniu spełnieni … może dalszych inspiracji, muzycznych przygód i „podróży za jeden uśmiech”.