Jan Emil Młynarski

2021-07-24
Warszawskie Combo Taneczne. Fot. www.facebook.com/WarszawskieComboTaneczne

Warszawskie Combo Taneczne. Fot. www.facebook.com/WarszawskieComboTaneczne

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Jan Emil Młynarski

Muzyk, kompozytor, wokalista i multiinstrumentalista, a także dziennikarz radiowy. 21 maja premierowo ukazał się album „Skarałeś mnie Boże”. 1 sierpnia 2020 Warszawskie Combo Taneczne obchodziło 10. urodziny. Z tej okazji, w połowie zeszłego roku, zespół zarejestrował materiał na swój czwarty longplay. Pierwszy raz w karierze WCT doszło do kooperacji z pochodzącą ze Zwolenia i Radomia, zaprzyjaźnioną Kapelą Zdzisława Kwapińskiego.

„Jakie jest główne założenie Warszawskiego Comba? Żeby grać piosenki dawne i cieszyć się tą muzyką, traktować ją poważnie. Powiedziałbym, starać się pozostawać czystym, jeżeli chodzi o styl, co nie jest takie łatwe i tego się uczymy cały czas....”


Sobota, 24 lipca godz. 17:05
Dzień dobry. Jak mam się do Pana zwracać? Panie Janie czy Panie Janie Emilu, żebym nie popełniła jakiejś gafy.

- Może być Janie, Janku, panie Janku, panie Janie... Jak sobie Pani winszuje.

Gdyby nie pandemia, to Warszawskie Combo Taneczne w zeszłym roku obchodziłoby jubileusz.

- 1 sierpnia 2010 roku zagraliśmy pierwszy koncert i rzeczywiście czekaliśmy na tę rocznicę, na te nasze 10. urodziny. Ale my robimy to wszystko po prostu z poślizgiem i nie widzę większego sensu rozpamiętywania. Myślę, że największym sukcesem jest to, że gramy, że zespół istnieje, funkcjonuje, ma się dobrze i to w zasadzie w niezmienionym składzie. To jest najważniejsza idea Warszawskiego Comba Tanecznego.

Te płyty, mimo że podobne, to jednak się różnią. Ostatnia „Skarałeś mnie Boże”, z racji tego, że jest nagrana razem z kapelą Zdzisława Kwapińskiego, rzeczywiście brzmi inaczej.

- Na pewno brzmi inaczej, a to z powodu dużo większego składu. Do nas, a nas jest już siedmioro, doszły 4 osoby, więc łatwo policzyć, zrobiła się orkiestra. Właśnie o to nam chodziło na tej płycie, żeby przedłużyć troszeczkę żywot tego momentu, który miał miejsce dwa czy trzy lata temu, kiedy zaprosiliśmy kapelę Zdzicha Kwapińskiego na naszą rocznicę, właśnie w sierpniu. Znałem go trochę wcześniej i stwierdziliśmy, że skoro mamy jakąś pulę wspólnych piosenek, które znamy, każdy po swojemu, to po prostu połączymy siły i niech wpadną pograć dla ludzi przed koncertem, podczas schodzenia się. To jest taki wyjątkowy dzień, my później zagramy koncert, a na finał oni dojdą do nas. Wiedziałem wtedy, a potem to już byłem przekonany, że musimy nagrać coś razem, żeby to brzmienie zarejestrować.

Czyli brzmienie jest inne?

- Jakie jest główne założenie Warszawskiego Comba? Żeby grać piosenki dawne i cieszyć się tą muzyką, traktować ją poważnie. Powiedziałbym, starać się pozostawać czystym, jeżeli chodzi o styl, co nie jest takie łatwe i tego się uczymy cały czas.

Bo mimo, że to jest nagranie już w XXI wieku, to jednak zachowujecie ten czysty styl i nie eksperymentujecie na żywym organizmie.

- Tutaj chodzi o to, żeby dobrze grać takie piosenki, żeby dobrze brzmieć razem i tak dalej. Tego nie da się zrobić na kilku próbach, nie da się tego zrobić z dnia na dzień, to jest po prostu proces. Daliśmy sobie taką szansę na samym początku, że nie wymyślamy, tylko gramy tak jak jest. Znamy te piosenki. Spotkaliśmy się w kilka osób, które znały repertuar, wzięliśmy 12 -13 nut na pierwszy koncert, teraz nasz repertuar to jest koło 70 utworów, więc przez 10 lat zrobiliśmy jakąś tam pracę. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to nie jest wcale dużo programu. Moglibyśmy mieć dużo więcej, ale wszystko przed nami. Natomiast wzięliśmy te piosenki i daliśmy sobie taką szansę, czy może obdarzyliśmy się wzajemnym zaufaniem i po prostu weszliśmy w to, w to granie, takie purytańskie bym powiedział, tradycyjne, tak w dużym stopniu konserwatywne. I tu jest właśnie, na tym polu bardzo dużo do odkrycia. Tylko pozornie wydaje się, że można się tego nauczyć i już. To jest proces. Dlatego nie mogę się doczekać. To jest jeden z tych niewielu aspektów, które popychają mnie, czy utwierdzają w ciekawości, co będzie jak będę stary, że nie mogę się doczekać.

Fantastyczne pytanie…

- No mam nadzieję, że będę właśnie grał te piosenki, to jest świetna emerytura.

A kiedy odkrył Pan u siebie to uwielbienie rzeczy starych, starych piosenek…

- Nie wiem. Myślę, że to się zaczęło tak naprawdę od dużego takiego wrażenia, jakie zrobiła na mnie przedwojenna Warszawa na fotografii. Myślę, że to był początek. Oprócz tego mój ojciec fascynował się również tym okresem, który był dużo bliższy, z racji metryki, jemu niż mnie. Dzięki temu on miał za młodu duży kontakt z różnymi liczącymi się ludźmi, właśnie na tej scenie, która mnie dziś porywa i wciąga, więc to było w domu. Jakoś tak po nitce do kłębka, ponieważ zacząłem grać na instrumencie i bardzo szybko doszedłem do takiej refleksji, że właśnie muzyka daje świetną możliwość uruchomienia, czy przeniesienia tego świata kompletnie, do dziś. No i jest to żywe, za każdym razem. Kiedy to wykonujemy jest to organiczne i w dużej mierze uzależnione od interakcji, od dnia kiedy to gramy.


To jest właśnie znakomite słowo „organiczne”, pasujące do tej płyty. Wyjątkowo dobrze ono pasuje.

- No tak, bo to jest dosyć klasyczny repertuar i granie, połączenie... Szukaliśmy takich wspólnych punktów zaczepienia w przeszłości. Takich pytań typu: Jak mogła brzmieć taka orkiestra? Jak grać? Jakie utwory? I sięgnęliśmy po różne melodie, które są właśnie bardzo wrośnięte albo w miasto albo w wieś. Chociażby z tej płyty taka melodia jak „Pamiętasz Capri” - tango grane na weselach i dancingach, kiedyś też na salonach. To jest właśnie taki przykład melodii wiejskiej, więc to jest wszystko opowieść o tym, co jest bardzo blisko ludzi, życia.

Pan nawet się pokusił o napisanie słów do kilku utworów ludowych, tradycyjnych.

- No raptem do dwóch. Tak, to bardziej wynikało z potrzeby jakby może tchnienia nowego życia w te melodie, więc zabrałem się za pisanie. Zapraszam do lektury, do odbioru albumu. Płyta jest dostępna na rynku.

Trzeba powiedzieć, że lata 20. XX wieku, są niezwykle interesujące pod względem muzycznym i to z wszelakich tych podwórek muzycznych i gatunków.

- Tak znaczy, mamy tutaj jakby dwa światy, mamy miasto i mamy wieś. Mamy melodie wspólnie grane i to też początki, powiedzmy dwudziestowiecznej miejskiej muzyki w Warszawie. To były w dużej mierze związki ze wsią i z emigracją, z nieustającym, trwającym do dziś, przepływem ludności przez Warszawę, falami kolejnymi imigracji do Warszawy, osiedlania się ludzi z różnych stron. Oczywiście muzyka jest tutaj odzwierciedleniem tych mechanizmów.

Czy te dwa światy jak pan mówi, czyli miasto i wieś, czyli pana Combo i kapela, czy Wy bawicie się tą muzyką, którą otworzycie podczas koncertu?

- Na pewno zabawa jest jednym z głównych wątków tej działalności.

Jak się doczytałam, teksty, które Pan napisał do dwóch utworów, to jest Pana debiut tekściarski?

- Można to tak nazwać, chociaż to zbyt dużo chyba powiedziane, ale możemy się tak umówić.

José Maria Florêncio

2021-07-16
José Maria Florêncio Fot. Magda Jasińska

José Maria Florêncio Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PIK - Zwierzenia przy muzyce - Jose Maria Florencio

Dyrygent brazylijskiego pochodzenia, od kilkudziesięciu lat mieszkający w Polsce. Do końca sezonu dyrektor artystyczny Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Niedawno gościł w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy.

„Wydaje mi się, że brakuje mi wszystkiego tego, co mnie w życiu jeszcze spotka. Mam nadzieję, że jeszcze przede mną wiele ciekawych wyzwań, ja naprawdę jeszcze będę miał te najlepsze pomysły. Sądzę, że nie zabraknie mi ani siły, ani pomysłów...”


Piątek, 16 lipca godz. 20:05
Po wielu miesiącach ponownie witamy w Bydgoszczy.

- Dzień dobry. No właśnie, wreszcie w Bydgoszczy. Stęskniłem się bardzo za tym miejscem.

Ile to miesięcy nie było Dyrektora?

- Nie wiem, ale o tyle za długo, bo naprawdę przez ostatnie 30 kilka lat, co chwilę bywałem w Bydgoszczy. Byłem tu praktycznie raz w miesiącu. Teraz tak się złożyło, że przez dłuższy okres mnie nie było i w tym pandemia odgrywa swoją poważną rolę, ale jestem. Plany na przyszłość też są.
Jak Dyrektor jedzie z Poznania do Gdańska, czy też z Gdańska do Poznania, to nie przejeżdża przez Bydgoszcz?

- No właśnie, do tego wszystkiego w Bydgoszczy macie teraz nową obwodnicę, więc nawet nie przyjeżdżam przez miasto, kiedy tydzień w tydzień, jeżdżę z Gdańska do Poznania. Zresztą teraz, kiedy po kilku miesiącach przerwy jechałem już do Bydgoszczy, to obserwuję kolejne duże zmiany, które mnie cieszą w obrazie tego miasta.

A jak wygląda praca Dyrektora? W ogóle to nazewnictwo dyrektor José Maria Florêncio pasuje - i wtedy, kiedy jesteś dyrektorem takim instytucjonalnym, ale również wtedy, kiedy stajesz za pulpitem dyrygenckim. Ten dyrektor - to jest takie dość uniwersalne nazewnictwo.

- Dlatego, że chyba jedynie po polsku słowo „dyrektor” tak bardzo kojarzyło się zawsze z dyrygentem. Jak mawia moja żona, ten artysta, który wraz z zakończeniem studiów i odebraniem dyplomu, od razu staje się dyrektorem. Wszyscy na niego mówią „dyrektor” i w Polsce to się zmienia. Teraz dyrektorami stają się reżyserzy, czy nawet tacy, którzy nie mieli takiej styczności w ogóle ze sztuką, a tymczasem z dyrektora przeszło mianowanie nas dyrygentów słowem „maestro”. Jest to taki tytuł, który używano bardzo ostrożnie w Polsce, a który teraz używa się do każdego, który uprawia zawód dyrygenta. Ale to tak też jest w Hiszpanii, we Włoszech. Chociaż nie sądzę, żeby to było dobre czy złe.

Drogi Dyrektorze, Drogi Maestro - a czego brakuje Ci jeszcze w życiu artystycznym? Przecież spełniasz swoje marzenia i swoje pomysły właśnie w Operze Bałtyckiej, jeździsz po świecie, dyrygujesz różnymi koncertami, czy jeszcze czegoś Ci brakuje?

- Wydaje mi się, że brakuje mi wszystkiego tego, co mnie w życiu jeszcze spotka. Mam nadzieję, że jeszcze przede mną wiele ciekawych wyzwań, ja naprawdę jeszcze będę miał te najlepsze pomysły. Sądzę, że nie zabraknie mi ani siły, ani pomysłów. Ja po prostu budzę się codziennie nastawiony pozytywnie do życia i chcę iść dalej, żeby próbować być lepszym artystą, żeby dokonywać zmian. W ogóle życie artysty jest po prostu czymś niezwykłym i nie zamierzam z tego zrezygnować.

Jak dbasz o swoją kondycję?

- Ćwiczę regularnie karate. Czasy pandemii nie przeszkodziły mi w tym, żebym przystąpił do egzaminu na drugi dan w karate. Oznacza to, że zdałem spośród bardzo niewielu karateków, mających już czarny pas w naszej federacji. Zaledwie kilka miesięcy temu zacząłem też ważną, w związku z karate, działalność, której unikałem, nie wiem dlaczego przez te wszystkie lata. Chciałem startować w turniejach, dzięki temu tuż po premierze „Święta Wiosny” w Operze Bałtyckiej, udałem się na trening, bo 2 dni później startowałem po raz pierwszy w Otwartych Mistrzostwach Województwa Pomorskiego w karate i zdobyłem brązowy medal. Dwa tygodnie później pojechałem na turniej do Katowic, niestety nic nie zdobyłem, ale mogę się pochwalić przynajmniej tym, że w mojej kategorii wygrał obecny mistrz świata, a drugie miejsce zajął obecny mistrz Polski, 30 lat młodszy ode mnie. A więc to nie była porażka, ale później startowałem w pucharze województwa i zdobyłem już srebrny medal. Tak dbam o aktywność fizyczną. Jeszcze, „w międzyczasie”, trzeba zadbać o rozwój duchowy, intelektualny, więc złożone zostały dokumenty i rozpoczął się proces mojej habilitacji. Mam podstawy uważać, że naprawdę nowy rok akademicki zacznę już jako habilitowany doktor, kto wie, może nawet profesor uczelniany, także moja kariera naukowa też fajnie się rozwija.

Nauczasz w Gdańsku czy w Poznaniu?


- Uczę i w Poznaniu i w Gdańsku. W Poznaniu na Akademii Muzycznej prowadzę zajęcie z dyrygentury, a w Gdańsku z dyrygentury symfoniczno-operowej. Ale też współpracuję ze studentami ostatnich dwóch lat śpiewu solowego i prowadzę z nimi zajęcia z zespołów operowych. Dzięki temu młodzi ludzie mają kontakt z dyrygentem i robię wszystko, żeby oni zrozumieli, co to znaczy być przygotowanym na spotkanie z dyrygentem.

I jesteś sobą?

- Jestem tam sobą i oni bardzo to przeżywają, bo nie przepuszczę niczego. To nie miałoby sensu, gdybym zgodził się z tym, że nie przychodzą przygotowani. Dla nich to ma być przedsmak tego, z czym będą mieć do czynienia już normalnie, jeżeli trafią do teatru, gdzie będą poważne wymagania. Ale dzięki temu na przykład w Gdańsku zadebiutowało kilka niesamowitych talentów, między innymi Katarzyna Wietrzny.

Czy Ty przez ten swój krótki czas życia, miałeś moment dłuższego wypoczynku, czy tak sobie organizujesz swoje życie, żeby tam szpilki nie można było włożyć?

- Generalnie właśnie tak wychodzi, że mam na odpoczynek zazwyczaj ten czas, w którym nawet szpilka się nie zmieści. W tym roku planuję jakiś odpoczynek. Mam w tej chwili ponad 60 dni niewykorzystanego urlopu, bo po prostu nie było kiedy go wykorzystać. Byłem przez okres wakacji pierwszego, drugiego i trzeciego roku panowanie zajęty tworzeniem teatru. Nie jest to wielkim problemem spędzić czas w miejscu, w którym popołudniami mogłem mieć wakacje. To tak wyglądało, że przy pierwszym roku, kiedy przyszliśmy do Gdańska nie było nic zaplanowane. A ja lubię mieć wszystko zaplanowane, nie tydzień, ale i każdą godzinę, w każdej pracy. Każda próba jest zaplanowana z góry na rok do przodu, to samo było przed drugim rokiem, kiedy już był przygotowany plan, ale trzeba było go dopracować. To jest akurat taka sytuacja, że mogliśmy już mieć ten spokój podczas lata ale pandemia kazała nam bardzo wiele rzeczy adaptować do sytuacji.

Podobno zdemolowałeś część widowni dla potrzeb orkiestry.

- Tak, to pierwsza rzecz , którą w ogóle pomyśleliśmy kiedy zamknęli teatry. Czyli co zrobić, żebyśmy mogli pracować. Mam z tyłu głowy odpowiedzialność za każdego z tych artystów, techników, osoby z teatru, ale też za zaproszonych solistów, którzy zarezerwowali dla nas swój czas. Odwoływanie spektakli oznacza, że zostaną odcięci od źródła dochodów, więc bardzo się staraliśmy i zdemontowaliśmy część widowni, żeby muzycy mogli grać w pełnym składzie, oczywiście w odpowiedniej odległości. Zorganizowałem pracę w taki sposób, żeby zespoły nie spotykały się w ogóle za często na korytarzach, każdy wychodził z innej strony, godziny prób są tak ułożone, żeby można było trochę panować nad tą okropną pandemią która nas tak dotknęła. Udało się. Było wiele spektakli, część tylko przez internet, udało nam się zaprezentować jednak premiery to było nieprawdopodobne doświadczenie. Najłatwiej byłoby powiedzieć - jest niebezpiecznie, więc nie gramy, co nie byłoby pozbawione sensu i odpowiedzialność za ludzi, ale z drugiej strony powiedzieć nam się nic nie uda i czekać, to nie w naszym stylu. Zespół Opery Bałtyckiej zrozumiał, że wysiłek dotyczy tego, żebyśmy mieli coś co nas podtrzyma psychicznie, w momencie kiedy bardzo łatwo o załamania.

Zobacz także

Jerzy Jan Połoński

Jerzy Jan Połoński

Michał Pepol

Michał Pepol

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Kasia Moś

Kasia Moś

Sławek Wierzcholski

Sławek Wierzcholski

Krzysztof Trebunia-Tutka

Krzysztof Trebunia-Tutka

Stanisław Drzewiecki

Stanisław Drzewiecki

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę