Środa, 04 grudnia godz.18.05
Kompozytor, autor wielu przebojów m.in. Marka Grechuty, Andrzeja Zauchy, Grzegorza Turnaua, kompozytor muzyki teatralnej, filmowej, a także utworów symfonicznych i kameralnych..
"Muzyka mnie odtrąciła. Szkoły muzyczne ledwo kończyłem. Interesowały mnie inne rzeczy, godzinami ćwiczyłem frazy jazzowe, a to nie było akceptowane. Cały czas ćwiczyłem, po kilka godzin, na fortepianie, żeby nie być gorszym od innych akompaniujących. Takie były prapoczątki."
Powtórka audycji w sobotę - 07 grudnia, o godz. 22.05.
Na rynku pojawiły się trzy płyty Pana Antologii, to jest przyczynek do powrotów i wspomnień. Pierwsza płyta poświęcona jest Andrzejowi Zausze, który nagrał materiał z grupą Anawa. Jak w ogóle doszło do współpracy z Andrzejem Zauchą, który zapewne nie miał zastąpić w zespole Anawa Marka Grechuty.
- Miał być kontynuacją naszej działalności zespołu Anawa, który się rozwiązał a potem powrócił do koncertowania. Naturalnie Zaucha to zupełnie inny muzyczny świat, walory głosowe i talent. Niezwykła muzykalność Andrzeja ustawiły to w zupełnie innej estetyce. Do tego jego skłonności do jazzu, wyjątkowy feeling, to mnie bardzo odpowiadało, bo wcześniejsze moje doświadczenia były również jazzowe. Nasza praca nie trwała długo bo zaledwie kilka miesięcy. Zwieńczona została wydaniem płyty, potem się to wszystko rozleciało. Mieliśmy rozigrane ambicje, wspaniałe teksty Leszka Aleksandra Moczulskiego, Ryszarda Krynickiego, przepiękna fraza Giordano Bruno, do tego nagrania żwawe, ekspresyjne to jak na tamte czasy było nowością.
Rozpierała Was ambicja i nie baliście się jak to zostanie przyjęte?
- Zupełnie nie, tak się złożyło, że to w ogóle nie zostało przyjęte. Płyta bez promocji gdzieś przepadła, a Andrzej wsiadł w pociąg i kolejkę wysokogórską i pojechał do schroniska w Austrii grać, bo to go bardziej rajcowało. Zespół się rozleciał i dziś dzięki Polskiemu Radiu mamy wyciągnięte nagrania, które znalazły się na tej płycie.
Dlaczego nie został Pan jazzmanem.
- Mam za małą rękę. Moja ręka obejmuje sekundę wielką od oktawy, jak ją naciągałem to decymę. Szczerze mówiąc mając zacięcie do improwizacji, a mniejsze do tłuczenia nut na pamięć, zainteresowałem się układaniem mniejszych form, potem większych, aż wreszcie symfonicznych.
A czy jest jeszcze jakiś gatunek, forma muzyczna, której Pan nie napisał?
- Symfonii nie napisałem. Zrobiłem poemat symfoniczny "Harfy Papuszy", mało napisałem też muzyki kameralnej, dlatego przygotowuję się na wykonanie kwartetu klarnetowego, nad którym pracowałem ostatnimi czasy. Może zostanie on też wydany w ramach antologii.
W ramach antologii ma być co najmniej 10 albumów, ale to zapewne nie pomieści całej Pana twórczości. Jaki jest zamysł tego cyklu?
- Najpierw Zaucha, potem Harfy Papuszy, Marek Grechuta i Anawa, do tego dołączony musical "Szalona Lokomotywa". Te piosenki zrobione z Markiem nie pochodzą z żadnej z płyt, to są nagrania zrobione dla Polskiego Radia – Studia Piosenki pod koniec lat sześćdziesiątych.
Jak porównuję Pana piosenki napisane dla Andrzeja Zauchy i Marka Grechuty to te utwory jakby powstawały spod innej ręki.
- To prawda, bo to "inny gościu" był wtedy. Z Markiem nagrywaliśmy Tuwima, Mickiewicza, a tu wchodzimy w rys współczesny.
A prawdą jest, że na początku śpiew Marka Grechuty nie przypadał Panu do gustu?
- W ogóle wydawało mi się, że śpiewanie jest obciachem. Okropnie się wyśmiewaliśmy grając jazz z wokalistów. Potem założyliśmy kabaret i życie wymusiło piosenki. Dołączył do nas Marek, nie bardzo ufając nam, że mamy uczciwe intencje. Potem się przekonał. Tak powstawały piosenki takie jak "Niepewność" czy "Nie dokazuj" i one następnie przebiły wartość kabaretu.
Studia architektoniczne poszerzają horyzonty? Nie miał Pan dylematu czy wybrać studia architektoniczne czy muzyczne?
-
Kolejne płyty w ramach antologii?
- Będą utwory symfoniczne zamówione przez poznańską filharmonię, autorska płyta Grzegorza Turnaua itd.
To kolejny wokalista, dla którego lubi Pan pisać.
- Ja go wręcz podziwiam, on w jakimś stopniu kontynuuje nasze zacięcie do niekonwencjonalności, tworzy osobną frazę i swoją estetykę. Nie ociera się o to, co jest powszechnie akceptowane.
Mamy możliwość podziwiania Pana jako artysty malarza, bo na okładkach antologii wykorzystano Pana prace w technice żel art. Ma Pan jeszcze na to czas?
- Na to zawsze trzeba mieć czas. To są żele używane w długopisach, ogromna różnorodność barw, szalona różnica w ekspresji, mamy kolory żywe, brokatowe, połyskliwe czy pastelowe. Zrobiłem kilkadziesiąt wystaw, bo jak już się człowiek zorganizuje by coś zrobić, to trzeba to pokazywać.