- To wystarczający argument. To jest mój ulubiony poeta i jeżeli ktoś bardzo kogoś lubi, to inspiruje się wtedy człowiekiem - czymś, co kocha. Ja się właśnie zainspirowałam tymi wierszami, po prostu odczuwam taki ból istnienia. Razem z Mironem identyfikuję się z tymi wierszami, działają na mnie i postanowiłam, że nadam im nowe życie poprzez muzykę i zainteresuję też znowu może słuchaczy. Może młodsi, którzy gdzieś tam nie mieli okazji zaznajomić się z wierszami Mirona Białoszewskiego teraz po nie sięgną. Prawda jest taka, że uwielbiam Mirona i czytając jego wiersze mam takie poczucie, że coś się we mnie dzieje - odczuwam to po swojemu oczywiście. Na tym polega piękno liryki, że z miłości do Mirona powstały te utwory do odczuwania, może nie tyle co Mirona, tylko do odczuwania tego, co on napisał. To przepiękne, mądre teksty.
Chociaż jak je się czyta to mam wrażenie, że to nie jest na tyle prosty tekst, żeby łatwo było do niego skomponować muzykę.
- To prawda, to trzeba przyznać, że Miron pisał bardzo specyficzną poezję. Zresztą sam nazywał ją „małą prozą”. Nie bez powodu trzeba mieć jakąś tam podstawę intelektualną, żeby zrozumieć jego teksty. To są krótkie wiersze – białe. Tam bodajże jest jeden wiersz „Sen”, który się ewidentnie rymuje - jest tam rytm, taka forma klasycznego wiersza. W większości jest to poezja biała, a więc tutaj akurat nie bez powodu padł wybór na muzykę jazzową. Chodziło o to, aby po prostu mieć jak największe możliwości kreacyjne, żeby ten tekst umiejscowić w muzyce. To było dosyć trudne zadanie, ale też niesamowita zabawa. To wraz z Garym można się pobawić muzyką albo na przykład przedstawić to jako potencjalny refren, gdzie jest kulminacja. To było wielkie wyzwanie i mam nadzieję, że podołaliśmy temu wyzwaniu.
Jak rozumiem mimo, że Gary jest kompozytorem wszystkich utworów, to jednak ta muzyka powstawała wspólnie?
- Oczywiście, Gary nie zna na tyle też języka polskiego... To znaczy, powiem tak, Gary zna bardzo dobrze język, bo 10 lat mieszka w Polsce i trzeba przyznać, że on już absolutnie płynnie porozumiewa się po polsku. Oczywiście to nie jest jego pierwszy język, to jest pierwsza sprawa. Druga sprawa jest taka, że poezja, a jeszcze taka, gdzie Miron sam wymyślał swoje własne słowa, to jest oddzielny gatunek, oddzielny katalog, więc też tak nie bez powodu mówi się, że jak się poznaje jakiś język to ostatnim już poziomem, jaki można osiągnąć, jest rozumienie poezji i humoru. Coś w tym jest faktycznie. Ta praca musiała tak się odbywać, właśnie na zasadzie takiej współpracy, że Gary komponował i później siedzieliśmy razem, bo to musi się wszystko językowo zgadzać, i też ten projekt jak najbardziej skupia się jednak na słowie. To słowo jest najważniejsze, więc siedzieliśmy i to była niesamowita współpraca.
Pytanie czy nie było żadnych problemów ze spadkobiercami, no bo w końcu Pani dała nowe życie tej poezji.
- Nie było problemu. Mieliśmy bardzo duże wsparcie ze strony spadkobierców Mirona Białoszewskiego. Bardzo nas wspierali, bardzo im się podobał nasz pomysł na ożywienie poezji Mirona w taki właśnie sposób. Wiedzieli, że robimy to z wielkim szacunkiem dla jego poezji, że to nie jest tylko pretekst, aby zrobić coś innego, po prostu naprawdę była to wielka inspiracja dla mnie. Więc jak najbardziej byliśmy nawet bardzo zaskoczeni jak wielkie wsparcie otrzymaliśmy.
Strasznie spoważniała nam Sasha Strunin.
- Nie, czemu? Tam jest dużo humoru.
Niedługo będzie Pani miała swoje okrągłe urodziny, widać piękną metamorfozę Sashy.
- No mam nadzieję. Każdy człowiek chyba powinien się rozwijać, więc to chyba naturalne, że się zmieniłam, że nie jestem już nastolatką. Jak 30-latka ma być nastolatką? Niczego w życiu się nie nauczyć, nie poznać ludzi, książek? Prawda? No to jest chyba naturalna kolej rzeczy, więc mam cały czas taką świadomość, że jeszcze wszystkiego mi za mało i bardzo lubię uczyć się nie tylko w kontekście mojego zawodu, czyli muzyki, ale również kultury i wszystkiego, co gdzieś tam mnie otacza.