Hanna Leniec – bydgoszczanka, drugi oficer jachtu Katharsis II i Mariusz Koper – inowrocławianin, kapitan jachtu. Polska załoga Katharsis II jako pierwsza opłynęła Antarktydę po jej wodach na południe od 60 stopnia.
"Myśmy deklarowali, że nie płyniemy po rekord, bo tak to wszyscy dookoła odbierają. To jest akwen, na którym trudno bić rekordy. Płynęliśmy pod auspicjami światowej organizacji żeglarskiej, która zniechęcała nas do bicia rekordu szybkościowego tej trasy. Rejs, w którym byliśmy, to taka biała plama na tej wielkiej żeglarskiej mapie świata, okrążenie wokół Antarktydy po jej wodach, na południe od 60 stopnia - nikt wcześniej nie dokonał tego..."
Piątek, 13 lipca 2018 o godz. 21.07
Ile to czasu minęło od ostatniego spotkania z panią Hanną Leniec?
Hanna Leniec – To już rok.
Gratuluję tego co osiągnęliście, chociaż zawsze mówicie, że nie płynie się po rekord. Chciałoby się spytać - no i jak? Jak to jest po ponad 100 dniach podróży. Ile już dni jesteście na lądzie?
Mariusz Koper - Rzeczywiście jesteśmy niedługo w kraju. Zakończyliśmy rejs na początku kwietnia. Dokładnie 5 kwietnia, ale później jeszcze musieliśmy dopłynąć do Nowej Zelandii gdzie jacht podlega w tej chwili niezbędnym kosmetycznym i niekosmetycznym naprawom.
Czy można powiedzieć, że jak już wpłynęliście do Hobart to potem już były wakacje?
M.K. - No właśnie nie, bo ten ostatni odcinek, który nam pozostał do pokonania czyli z Tasmanii do Nowej Zelandii wiązał się z przepłynięciem Morze Tasmana, które słynie z bardzo sztormowych warunków, dużych fal. Wytwarzają się tam bardzo trudne warunki, bardzo wymagające. Po dopłynięciu do Hobart tak jakby zeszło z nas to ciśnienie, była radość, że osiągnęliśmy cel, że dokonaliśmy tego co sobie założyliśmy.
Panie Kapitanie, po co ciągnie wilka morskiego w taką podróż? Po co się wytycza kolejne etapy? Ta poprzeczka idzie za każdym razem w górę.
M.K. - Ja mam w sobie coś takiego, że lubię się sprawdzać. Uwielbiam wyzwania i widzę, czy temu wyzwaniu jestem w stanie podołać. Jeśli tak to w próbuję rzucić rękawice i działać. I tak było w tym przypadku, tak jak pani wspomniała myśmy deklarowali, że nie płyniemy po rekord, bo tak to wszyscy dookoła odbierają. Popłynąć jak najszybciej to jest akwen, na którym trudno bić rekordy. Płynęliśmy pod auspicjami światowej organizacji żeglarskiej, która zniechęcała nas do bicia rekordu szybkościowego tej trasy. Natomiast rejs, w którym byliśmy to taka biała plama na tej wielkiej żeglarskiej mapie świata, okrążenie wokół Antarktydy po jej wodach. na południe od 60 stopnia Nikt wcześniej nie dokonał tego, więc dla mnie to było takie w miarę naturalne, że chciałem podjąć się tego.
Szarżował pan?
M.K. - Nie, absolutnie nie. Może trochę na końcu.
Ale to właściwie był rekord pani Hani. Dokonała Pani niemożliwego. Nie znam wielu kobiet, które by po takich przejściach - operacji, chemioterapii chciały się podjąć takie wyzwanie.
H.L. - Tak, muszę powiedzieć, że to wyzwanie to była dla mnie niesamowita mobilizacja. Ja sobie powiedziałam, że to zrobię. O raku dowiedziałam się na parę dni przed poprzednim terminem wyjazdu, kiedy ta nasza wyprawa miała już ruszać, więc to się wszystko musiało przesunąć o rok. Ja miałam to w głowie - "Mam rok, żeby przejść operację. Mam rok, żeby przejść chemię i muszę pracować nad tym, żeby ręka po operacji była sprawna, żebym mogła stać za sterem. I jak dojdę do siebie, to będzie dobrze, to będę zdrowa". Postawiłam właściwie sobie takie wyzwanie, a cała załoga mnie bardzo z tym wspierała. Pierwsze takie próbne rejsy robiliśmy najpierw w sierpniu, zaraz po chemii kiedy byłam bardzo słaba. Wierzyłam, że z każdym tygodniem musi być lepiej, a później był kolejny taki próbny rejs sierpniowy. Też jeszcze było słabo, ale dałam już radę, płynęliśmy non stop trzy doby w bardzo sztormowych warunkach. To była taka próba. Było ciężko, czasami ze łzami w oczach stałam za tym serem na wachcie ale dałam radę. A potem kolejna próba w październiku kiedy przeprowadziliśmy z Madagaskaru do Kapsztadu jacht w trzyosobowym składzie. To był jednak kawał oceanu do pokonania i zrobiliśmy to. Czułam, że było już lepiej, że siły wracają i w grudniu właściwie wróciłam do formy i pojechaliśmy do Kapsztadu.
Zanim jednak wypłynęliście trzeba było wszystko przygotować – to logistyczne wyzwanie.
H.L. - Czyli cała logistyka zakupów, przerobienia tego jedzenia, które mamy ze sobą zabrać, ulokowanie na jachcie, to w dużej mierze było moje zadanie, no i już wtedy w grudniu musiałam na lądzie być na pełnych obrotach . Na tego typu wyprawy trzeba wszystko zaplanować, chcieliśmy w rejsie być około 100 dni, ale musieliśmy brać taki margines bezpieczeństwa, że wyprawa nam się może przedłużyć z powodów pogodowych, czy z powodu awarii, więc mieliśmy taką żelazną rezerwę na 120 dni plus jeszcze taka powiedzmy już na zupełnie czarną godzinę żywność liofilizowaną, a że zrobiliśmy to w niecałe 103 dni, no to troszkę tego jedzenia nam jeszcze zostało.
M.K. - Wiele spraw trzeba załatwić przed samym rejsem, bo jeżeli się tego dobrze nie zorganizuje to potem rejs jest po prostu nieudany.
Na czyjej to było głowie?
M.K. - Na mojej głowie. Mam taką zasadę, że musimy być samowystarczalni. W końcu znikąd pomocy, nie można cofnąć się do jakiegokolwiek sklepu, gdyby czegoś zabrakło, nie można zamówić ani prądu, ani brakującej części zapasowej. W zasadzie wszystkie istotne urządzenia na jachcie były zdublowane, a te które nie były zdublowane miały komplet części zapasowych. Mieliśmy kilka trudnych momentów, ale z każdym sobie poradziliśmy.
Ostatnio raz jeszcze słuchałam waszych relacji i były bardzo opisowe i bardzo spokojne. Z tych relacji nawet jak opowiadaliście o sztormach, o wielkich falach, o różnych zdarzeniach, które wam się przytrafiły bił ogromny spokój.
H.L. - Zgadza się. Jak nagrywaliśmy to nawet prosiłam Mariusza o trochę ekspresji.
M.K. - Hania do mnie wtedy mówiła "Bo Ty tak mówisz o tych sztormach, jakby to była po prostu mżawka, a przecież sytuacja jest dosyć poważna". No ale ja już taki jestem.
H.L. - No i to jest właśnie wspaniałe, bo ten spokój i opanowanie przenosi się na całą załogę.
M.K. - No i tutaj też muszę dodać, że bardzo ważna jest taka umiejętność improwizowania bo nie zawsze można mieć każdą część zapasową.
Zobacz także
AG Carmen, laureatka konkursu radiowej Czwórki „Będzie głośno! Debiut na winylu”. „Green Tea” AG Carmen to drugi singiel ze składankowego albumu… Czytaj dalej »
Limboski, czyli Michał P. Augustyniak – muzyk związany z Krakowem, piosenkarz i gitarzysta, autor tekstów, dwukrotnie nominowany do „Fryderyków”. W niektórych… Czytaj dalej »
Aktor i wokalista debiutujący fonograficznie utworem pt. „Ten moment”. „...nie jestem aż tak sprawnym kompozytorem, natomiast otaczam się tak wspaniałymi… Czytaj dalej »
Wirtuoz skrzypiec. Pierwszy Polak, który zdobył zwyciężył w Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Nicolae Paganiniego w Genui. „...jestem normalnym… Czytaj dalej »
Już w XXI wieku wygrał program „Droga do Gwiazd” w TVN i triumfował na Międzynarodowych Spotkaniach Wokalistów Jazzowych w Zamościu. Piotr Salata w dorobku… Czytaj dalej »
Kompozytor. Niedawno jego muzyka do filmu „Znachor” została zaprezentowana przez orkiestrę symfoniczną Filharmonii Pomorskiej i zespół SVAHY. „Przyznam… Czytaj dalej »
„Człowiek w kapeluszu”, który pomiędzy innymi zajęciami wystartował z nowym singlem. „czasami zdarza się, że piszę sam piosenkę od początku do… Czytaj dalej »
Dyrygent symfoniczny, operowy i wielkich widowisk muzyki filmowej. Urodzony w Brazylii, od blisko 40 lat mieszkający w Polsce. Każde spotkanie z nim to prawdziwa… Czytaj dalej »
Ewelina Flinta i Arkadiusz Lipnicki opowiadają o współpracy przy nowym albumie. „...Cała pandemia bardzo mocno też opóźniła wydanie płyty, bo tak… Czytaj dalej »
Reżyser spektakli muzycznych, od kilkunastu lat reżyser koncertów Sylwestrowo-Noworocznych w bydgoskiej Operze Nova, z którym spotkaliśmy się 27 grudnia… Czytaj dalej »