Piosenkarka, niedawno goszcząca w Bydgoszczy.
"Moje związki z Bydgoszczą sobą bardzo silne, ponieważ mam tutaj przyjaciół, z którymi od lat pracuję. Pracujemy wspólnie przy różnych projektach. Albo są to takie moje, typowo wokalne projekty, albo realizujemy warsztaty, razem pracujemy też przy festiwalu Danuty Rinn, który organizujemy w ramach Fundacji "Apetyt na kulturę". W tym roku odbędzie się trzecia jego edycja..."
W piątek, 30 marca 2018, godz. 21:07
Dzień dobry. Dawno Pani tutaj nie było.
- Oj bardzo dawno. Przyznam się szczerze, że nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz tu śpiewałam. Dzisiejszy koncert był specyficzny, bo występowałam w Centrum Onkologii. Zostałam zaproszona przez fundację Black Butterflies pani Ewy Minge, która wspiera pacjentów chorych onkologicznie, tych dużych i małych. Odczytuje sobie to za zaszczyt, że zostałam zaproszona, bo Ewa naprawdę robi wyjątkowo wielkie rzeczy, a wasz szpital jest najlepszy w Europie. Także i to co dzisiaj zobaczyłam: piękne kolory, no i reakcja tych ludzi była taka, że jestem szczęśliwa. Ale rzeczywiście w Bydgoszczy dawno mnie nie było na koncertach.
To, że Pani tutaj dawno nie było nie znaczy, że Pani nie koncertuje.
- Tak, bardzo dużo pracuję, ale moje związki z Bydgoszczą sobą bardzo silne, ponieważ mam tutaj przyjaciół, z którymi od lat pracuje: Miłka Małecka, wokalistka, która została jakby bydgoszczanką z wyboru serca, no i jej małżonek Artur Grudziński, z którym się znamy już chyba z 30 lat, jak nie więcej. Pracujemy wspólnie przy różnych projektach. Albo są to takie moje, typowo wokalne projekty, albo realizujemy warsztaty, razem pracujemy też przy festiwalu Danuty Rinn, który organizujemy w ramach Fundacji "Apetyt na kulturę". W tym roku odbędzie się trzecia jego edycja.
Pani wokalnie wiele już zrobiła jeszcze przed sukcesem w Opolu z piosenką "Taki cud i miód". Jednak dopiero to ta piosenka dała Pani wielką popularność.
- Oczywiście. Wtedy na festiwalu w Opolu zadziały się prawdziwe cuda - takie, jakie zdarzają się w bajkach. To był rok 1985, dokładnie w marcu kiedy stanęłam przed komisją weryfikacyjną. Przypomnijmy, że właśnie wtedy były komisje weryfikacyjne i kiedy nie miało się średniej szkoły muzycznej, aby uprawiać zawód artysty estradowego, trzeba było stanąć przed komisją składającą się z naprawdę wybitnych artystów: aktorów, poetów, pedagogów ze szkoły teatralnej, szkoły muzycznej i przed takim gronem trzeba było odpowiedzieć na szereg pytań, a naprawdę niektóre były trudne. Pamiętam, że musiał mnie wybronić Włodzimierz Korcz, kiedy jedna z pań profesorek ze szkoły teatralnej zapytała się o rolę teatru antycznego. Pan Korcz stwierdził, że "Danuta Błażejczyk chce zdobyć uprawnienia jako piosenkarka, a nie jako aktorka i ta wiedza dotycząca teatru antycznego raczej jej się nie przyda". Egzamin zdałam, ale faktem jest, że musiałam się do niego przygotować naprawdę solidnie. Po egzaminie przyszedł do mnie Włodzimierz Korcz i powiedział, że chciałby mi napisać piosenkę na Opole. Pomyślałam, że to niemożliwe. Muszę jeszcze zdradzić, że kiedy zdawałam ten egzamin miałam 32 lata i byłam już dojrzałą osobą, a wiadomo, że kariery się robi kiedy ma się 16, 17 lat. Ale, jak się okazuje, bajki się zdarzają. Włodzimierz Korcz napisał piosenkę do Opola i przyszedł z muzyką do Wojtka Młynarskiego. Młynarski powiedział "nie mam czasu, piszę piosenkę dla Bemowej". Ale kiedy posłuchał na drugi dzień rano sam zadzwonił i powiedział, że napisał tekst.
Jak się okazało naszpikował ten tekst wieloma trudnymi do śpiewania zwrotami...
- Oj tak, a ja ponieważ przedtem głównie śpiewałam na kontraktach, to śpiewam w języku angielskim. Poza tym pochodzę z Lubelszczyzny gdzie do dziś "pół litra" mówi się "pół lytra", więc miałam sporo problemów z interpretacją, ale - dzięki pani Elżbiecie Starosteckiej, żonie Włodka Korcza i dzięki panu profesorowi Gawędzie - byłam nieźle przygotowana. Kiedy po latach usłyszałam moje opolskie wykonanie stwierdziłam "Boże kochany, jak ja mogłam tak śpiewać".
A to był sukces - wielki sukces.
- Ale przyznam się szczerze, że ja nie pamiętam nic z tego występu oprócz tego, że jak stałam na prawej nodze to mi się lewa trzęsła, a jak stałam na lewej to prawa mi się trzęsła i tylko się martwiłam czy to widać.
Warto było wtedy zaryzykować?
- Ja jestem zawsze bardzo otwarta na życie, traktuje je jako wielką przygodę Niektórzy mówią: "Ona śpiewała w knajpie, śpiewała na kontraktach". A ja uważam, że jeśli czegoś masz się nauczyć, to się nauczysz wszędzie. Ważne, żeby tylko mieć do tego mądre podejście. Mnie praca na kontraktach nauczyła tego, żeby dbać o swój głos, żeby się rozśpiewywać i żeby tak umiejętnie tym operować, żeby można było śpiewać latami.
Kiedy powiedziała Pani mamie, że będzie śpiewać to... ?
- To była masakra, bo ja jeszcze na dodatek uciekłam z domu. Ja jestem zodiakalną Rybą, moja mama jest Rybą, obydwie silne indywidualności. Moja mama nawet nie chciała słyszeć o tym, że będę śpiewała, bo wychodziła z założenia, że powinnam mieć konkretny zawód, żeby z tego coś było. A ja sobie nie wyobrażam jak można nauczanie pogodzić ze śpiewaniem, bo widziałam tylko jedną opcję – śpiewanie, nic więcej. Nie podeszłam do egzaminów na trzecim roku studiów, a mojej mamie powiedziałam o tym dopiero po wakacjach. Rozpętała się burza, więc w akcie protestu uciekłam z domu. Moja mama to strasznie przeżyła, wylądowała w szpitalu, ale ja nie widziałam innego wyjścia, nie potrafiłam z nią spokojnie o tym porozmawiać. Teraz z perspektywy czasu mając własną córkę myślę sobie "Boże kochany, gdyby moja córka wywinęła mi taki numer, nie wiem jak bym to przeżyła", ale moja córka jest inna.
A córka nie śpiewa?
- Śpiewa, ale stwierdziła, że mimo, że ma naprawdę fajne warunki wokalne, to chce mieć normalne życie. Nie traktuje tego śpiewania tak poważnie jak ja. Jest z wykształcenia socjologiem. Kiedy urodziłam Karolinę miałam 36 lat, a ona mi zakomunikowała, że nie będzie tak długo czekała na dziecko i urodziła mając 26 lat. Moja córka jest naprawdę mądra, odpowiedzialna i dzięki niej jestem bardzo szczęśliwą babcią.
Jest Pani zwariowaną babcią?
- Jestem - ja nie wychowuję wnuka, bo młodzi zajmują się wychowaniem, a ja go rozpuszczam.
Zobacz także
Dyrygent, mieszkający od blisko 40 lat w Stanach Zjednoczonych. Urodzony Ślązak, wykształcony skrzypek i później dyrygent, co roku proponuje melomanom Filharmonii… Czytaj dalej »
Muzyk, pianista, kompozytor, aranżer, multiinstrumentalista i pedagog. Rozmawiamy podczas 1. Festiwalu Piosenki Filmowej, którego kierownikiem muzycznym był… Czytaj dalej »
Głos zespołu Poluzjanci przywędrował do studia Polskiego Radia PiK z najnowszym albumem swojej formacji, ale nie tylko o płycie będziemy rozmawiać. „...Gdy… Czytaj dalej »
Na początek „Zwierzeń przy muzyce” w roku 2025, Mateusz i Franciszek Pospieszalscy opowiadają o rodzinnym koncertowaniu i nowej płycie pt. „Dom”. … Czytaj dalej »
W „Zwierzeniach przy muzyce” subiektywne podsumowanie roku 2024 w piątkowych spotkaniach z gośćmi Magdy Jasińskiej. Pojawią się: Irena Santor, Olga Bończyk… Czytaj dalej »
Z panią Ireną Santor spotkałam się tuż przed jej 90. urodzinami, w towarzystwie Marii Szabłowskiej – dziennikarki Polskiego Radia. „...widzę, że… Czytaj dalej »
Wokalista, aktor, prezenter telewizyjny, juror „The Voice Senior” zagościł w Polskim Radiu PiK. „...Czuję się człowiekiem, który ma dużo zainteresowań… Czytaj dalej »
Płyta „Debiut. Jazz Jamboree ‘67/’68” z premierą 6 grudnia br. będzie pierwszą publikacją nagrań powstałych podczas obu koncertów. Będzie też… Czytaj dalej »
Piotr Zubek, wokalista, laureat niezliczonej liczby konkursów wokalnych, właśnie wydał „epkę” pt. „Nareszcie na swoim”. „...rzeczy, które robię… Czytaj dalej »
Aktorka, wokalistka, która w miniony piątek 15 listopada br. wystąpiła wraz z orkiestrą symfoniczną w Filharmonii Pomorskiej im. Ignacego Jana Paderewskiego… Czytaj dalej »