Joanna Zagdańska
2025-04-27
Wokalistka i pedagog. To do niej zjeżdżają z całej Polski przyszłe studentki.
„Festiwal w Opolu otworzył pewną furtkę, można powiedzieć do tych wszystkich propozycji, które zaczęłam otrzymywać, ponieważ rzeczywiście to był bardzo dziwny festiwal (...) i to był taki początek tych festiwali międzynarodowych, na które wtedy wysyłała nas Agencja PAGART, jedyna agencja wysyłająca na wszelkie inne festiwale. Pierwszym takim festiwalem, gdzie dostałam właśnie Grand Prix, to był festiwal, który nazywał się OIRT. To był festiwal, który jest właściwie takim można powiedzieć odpowiednikiem w dzisiejszych czasach festiwalu Eurowizji, no może to był odpowiednik Interwizji, ale on odbywał się w różnych stolicach krajów zrzeszonych (...) potem Wojtek Trzciński zaproponował mi udział w festiwalu w Sopocie, gdzie otrzymałam trzecią nagrodę w konkursie międzynarodowym, ale także dostałam indywidualną nagrodę od szwedzkiej firmy. To była bardzo ważna nagroda, dlatego że była w dolarach...”
„Festiwal w Opolu otworzył pewną furtkę, można powiedzieć do tych wszystkich propozycji, które zaczęłam otrzymywać, ponieważ rzeczywiście to był bardzo dziwny festiwal (...) i to był taki początek tych festiwali międzynarodowych, na które wtedy wysyłała nas Agencja PAGART, jedyna agencja wysyłająca na wszelkie inne festiwale. Pierwszym takim festiwalem, gdzie dostałam właśnie Grand Prix, to był festiwal, który nazywał się OIRT. To był festiwal, który jest właściwie takim można powiedzieć odpowiednikiem w dzisiejszych czasach festiwalu Eurowizji, no może to był odpowiednik Interwizji, ale on odbywał się w różnych stolicach krajów zrzeszonych (...) potem Wojtek Trzciński zaproponował mi udział w festiwalu w Sopocie, gdzie otrzymałam trzecią nagrodę w konkursie międzynarodowym, ale także dostałam indywidualną nagrodę od szwedzkiej firmy. To była bardzo ważna nagroda, dlatego że była w dolarach...”
Sobota, 26 kwietnia 2025 o godz. 17:05
- Tak rzeczywiście, już tych lat trochę się zebrało, zaczęłam bardzo wcześnie, bo mając 16 lat. Pojechałam do Opola z zespołem Rezonans. To było bardzo przypadkowe, bo śpiewałam w liceum muzycznym w Łodzi z moimi dwiema koleżankami. W zespole był kolega student, który powiedział, że pojedziemy na festiwal w Krakowie. Tam nas zobaczył Wojciech Młynarski. Ja śpiewałam wtedy solowo, a koleżanki mi wtórowały. Pan Wojciech Młynarski nas dostrzegł i nam zaproponował Opole, tylko, że jednocześnie dostałyśmy zupełnie inną piosenkę, gdzie już nie miałam możliwości śpiewania solo. To był utwór jakiś znanych, może pod pseudonimami twórców, a to był koncert premier. Oczywiście skorzystałyśmy z tego zaproszenia, bo byłyśmy bardzo ciekawe tych wszystkich polskich gwiazd. Także to było moje pierwsze spotkanie, takie na dużym festiwalu. Zresztą to trochę mnie przygniatało, przyznam szczerze, ale byłyśmy nastolatkami, więc to też dawało dużo radości. No a potem już solowo śpiewałam w Debiutach, mając 18 lat, które się zbiegły ze zdawaniem do Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach na Wydział Muzyki wtedy Rozrywkowej.

Joanna Zagdańska w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK
Ile was wtedy startowało wokalistek i wokalistów na jedno, dwa miejsca?
- No bardzo dużo, bo to wtedy był jedyny taki wydział w Polsce, więc bardzo dużo nas było, już nie pamiętam. Wiem, że to były przesłuchania chyba dwudniowe i po prostu to się zbiegało z próbami w amfiteatrze w Opolu i taka byłam trochę w szpagacie, czyli rozdwojona, bo właściwie zależało mi na studiach, tylko tam złożyłam papiery, a te Debiuty były dodatkowe, bo tam się też zakwalifikowałam. Śpiewałam taki utwór łódzkiej kompozytorki, właściwie mojej nauczycielki fortepianu, która napisała mi też poprzednią piosenkę i po prostu przeszłam przez te wszystkie kwalifikacje, ale nie wiem, czy tak dobrze pamiętam w ogóle te Debiuty, bo byłam bardziej zaabsorbowana jednak zdawaniem na uczelnię.
Do Opola wracałaś.
- Oj tak, wracałam tam często i to w różnym charakterze. To właśnie były Debiuty, potem rozpoczęłam pracę z radiową orkiestrą pod dyrekcją Zbigniewa Górnego. On spotkał mnie i mojego wówczas narzeczonego Adama Żółkosia. Przedstawiliśmy jakieś utwory na warsztatach i od razu nas zaprosił do nagrywania z orkiestrą. I tak rozpoczęliśmy współpracę, oprócz solowego śpiewania i nagrywania, też pracowałam w chórku, a narzeczony pracował wówczas w orkiestrze podczas festiwali przez cały okres letni. Tam nagrałam „Pierwsze krople na sen”, a potem wiele innych utworów. Rozgłośnie regionalne nagrywały swój materiał muzyczny, zresztą tutaj też w PiKu nagrywałam moją „Sambę”. Dużo wtedy się nagrywało, aż do okresu stanu wojennego. I te piosenki były na liście przebojów. To była comiesięczna lista przebojów, gdzie redaktorzy poszczególnych rozgłośni głosowali, oraz oczywiście też słuchacze wysyłali kartki. Nawet niedawno spotkałam się z jakimś fanem, grając koncert w Warszawie, specjalnie przyjechał z Gdyni i powiedział, że na utwór: „Płynie jak muzyka” to wysłał chyba 10 kartek. Także w to był taki okres bardzo pracowity i nagrywałam różnorodny repertuar, bo też kompozytor, który stał się moim ulubionym kompozytorem, Adam Żółkoś i jednocześnie później moim mężem, był muzykiem jazzowym. W związku z tym mój repertuar był bardzo rozstrzelony, począwszy od właśnie kawałków jazzowych, ale skręcał w stronę muzyki pop, popularnej i właściwie tak próbowaliśmy, aż do momentu kiedy, niestety stan wojenny przerwał nasze poszukiwania muzyczne. Później powoli się rozkręcałam już po studiach, bo wcześniej skończyłam studia, mając 21 lat, a rozpoczęłam mając 18, ale wtedy studia trwały 4 lata, a miałam indywidualny tok nauczania, co było wtedy rzadkością, ale pan dziekan zgodził się. Potem podpisałam kontrakt ze Zjednoczonymi Przedsiębiorstwami Rozrywkowymi w Warszawie, które oprócz tego, że dawały możliwość koncertowania i oczywiście zarobkowania, bo to była moja jedyna praca, też douczały nas, co było dla mnie bardzo korzystne. Miałam spotkania i z aktorami i z choreografami, więc trochę się też rozruszałam i zaczęłam oczywiście wyjeżdżać na festiwale międzynarodowe. Pierwszym moim takim międzynarodowym festiwalem była Bratysławska Lira. Miałam pojechać z inną piosenką, ale wówczas nie zgodzono się na tekst i musiałam w ostatniej chwili zmienić swoją propozycję, która była mniej festiwalowa. Tam nie otrzymałam nagrody, choć byłam w finale i otarłam się o dobre miejsce. To był mój pierwszy międzynarodowy festiwal, a potem zaczęłam nagrywać, bo otworzyła się taka możliwość, jak i na całym świecie - teledyski. Więc nagrałam właśnie pracując jeszcze w tych Zjednoczonych Przedsiębiorstwach Rozrywkowych „Idę Va bank” i to był taki strzał w dziesiątkę, w tamtym momencie, ponieważ publiczność to zaakceptowała. Wtedy już zaczęły się Opola te inne. Zostałam zaproszona z tą piosenką, jako przebój w roku i też przy okazji zostałam zaproszona na koncert Premier, gdzie śpiewałam „Rękawiczki”

Joanna Zagdańska w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK
Z tymi „Rękawiczkami” właściwie zjeździłaś nie tylko całą Polskę, a trzeba przyznać, że „Rękawiczki” otrzymały tylko wyróżnienie w Opolu, żeby po roku otrzymać nagrodę na festiwalu w Sopocie.
- Festiwal w Opolu otworzył pewną furtkę, można powiedzieć do tych wszystkich propozycji, które zaczęłam otrzymywać, ponieważ rzeczywiście to był bardzo dziwny festiwal. Odbywał się w lipcu, reżyserowała ten koncert pani Barbara Borys - Damięcka, zresztą bardzo twórcza i i sympatyczna osoba. Ponieważ wtedy były chyba Mistrzostwa Świata w piłce nożnej i Opole było przeniesione. Pamiętam, że ten festiwal i koncert Premier odbywał się 22 lipca, a pani Barbara mówiła, ponieważ też dużo aktorów brało w tym koncercie udział: tylko nic nie powiedzcie na żywo, bo będę miała nieprzyjemności, a mam dzieci. Więc tak nas ostrzegała, żebyśmy nic tam takiego złego nie robili i pamiętam, że były trzy wyróżnienia, które dostały, Krysia Prońko, Ala Majewska i ja, ponieważ w ogóle nie było żadnych innych nagród. Nagrodę Karola Musiała dostała Danusia Błażejczyk i to był taki początek tych festiwali międzynarodowych, na które wtedy wysyłała nas Agencja PAGART, jedyna agencja wysyłająca na wszelkie inne festiwale. Pierwszym takim festiwalem, gdzie dostałam właśnie Grand Prix, to był festiwal, który nazywał się OIRT. To był festiwal, który jest właściwie takim można powiedzieć odpowiednikiem w dzisiejszych czasach festiwalu Eurowizji, no może to był odpowiednik Interwizji, ale on odbywał się w różnych stolicach krajów zrzeszonych. Akurat wtedy odbywał się w Sofii i jechałam na ten festiwal z przedstawicielką Polskiego Radia, Danusią Lubecką, która od razu w samolocie powiedziała, że jedziemy na przegraną dlatego, że wcześniej Zbyszek Wodecki tam dostał jakąś nagrodę. No i tak właściwie pojechałyśmy jak na wycieczkę, ale po pierwszych próbach okazało się, że mam wysokie notowania i otrzymałam Grand Prix. Bardzo się cieszyłam i to też tak jakoś dobrze zaprocentowało, bo zaraz potem Wojtek Trzciński zaproponował mi udział w festiwalu w Sopocie, gdzie otrzymałam trzecią nagrodę w konkursie międzynarodowym, ale także dostałam indywidualną nagrodę od szwedzkiej firmy. To była bardzo ważna nagroda, dlatego że była w dolarach.
Masz jakieś swoje zawodowe, muzyczne marzenie, które jeszcze chciałabyś w tej chwili zrealizować?
- Tak, zaczęłam pisać nawet swoje utwory. Co prawda nie jestem taką zdolną literacko osobą, niemniej jednak przez to, że występuję poprzez Akademię Muzyczną na różnych koncertach, udało mi się napisać parę tekstów, też współtworzyć muzykę i myślę, że może coś w tym kierunku uda się zrobić. Poza tym też mam marzenia nagrania utworów, takich form scatowych, instrumentalnych. Chodzi mi o utwory, które są znane, popularne, a takiej płyty w Polsce jeszcze nikt nie zrealizował swoim językiem muzycznym, czyli scatem. Nie będzie to oczywiście komercyjna płyta, ale są to przeboje, są to tematy jazzowe, których też szersza publiczność mogłaby sobie od czasu do czasu posłuchać, a też byłby to świetny materiał dla przyszłych adeptów sztuki, którzy chcą rozwijać się technicznie, improwizacyjnie. Taki też utwór zaśpiewam na koncercie w Filharmonii Pomorskiej to będzie utwór la Fiesta Chicka Corei, oczywiście w aranżacji przeznaczonej na wokal, który sobie też opracowałam wspólnie z Kacprem Kasprzakiem.

Joanna Zagdańska w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska