Rafał Blechacz: Filharmonia Pomorska to moja pierwsza publiczność [wywiad]
Koncertuje na całym świecie, ale nie rozstaje się z regionem. – Tu najlepiej się czuję. Nakło i Bydgoszcz to moje miejsca, dlatego bardzo się cieszę, że mogę włączyć się w obchody Kujawsko-Pomorskiego Roku Mikołaja Kopernika – mówi pianista Rafał Blechacz, który w piątek i sobotę (17-18 listopada) występuje w Toruniu i Bydgoszczy.
Magdalena Gill: Jest Pan honorowym obywatelem województwa kujawsko-pomorskiego. To ważny tytuł?
Rafał Blechacz: Dla mnie ma duże znaczenie, a im więcej lat przybywa, tym bardziej go doceniam.
W związku z tym właśnie tytułem zaproszono Pana na koncerty w ramach Kujawsko-Pomorskiego Roku Mikołaja Kopernika.
Mikołaj Kopernik to wielka postać, mocno związana z naszym regionem. Pomysł marszałka Piotra Całbeckiego, by uczcić Rok Kopernika koncertami w Bydgoszczy, Toruniu i Fromborku bardzo mi się spodobał. Cieszę się, że będę mógł być częścią tych obchodów.
To Pan zaproponował utwór - Koncert na fortepian, skrzypce i wiolonczelę C-dur op. 56 Beethovena, a także wykonawców – koreańską skrzypaczkę Bomsori Kim i wiolonczelistę Marcina Zdunika. Skąd ten wybór?
Z Bomsori cały czas mamy wspólne projekty kameralne, więc to bardzo naturalna współpraca. Wybór Koncertu potrójnego Beethovena związany jest z tym, że aktualnie mamy go z Bomsori w repertuarze. 6 grudnia tego roku przypada wielki jubileusz - 125-lecie wytwórni płytowej Deutsche Grammophon i organizowany jest uroczysty koncert w Berlinie. Poproszono więc Bomsori i mnie, żebyśmy zagrali wtedy dzieło Beethovena. W tym czasie nie przygotujemy innego programu, więc zaproponowaliśmy, by podczas koncertów w ramach Roku Kopernika również wykonać Koncert Beethovena. Cieszymy się, że będziemy mogli go zaprezentować nie tylko w Berlinie, ale również w naszym regionie.
A skąd się wziął Marcin Zdunik?
Jeszcze nie mieliśmy okazji współpracować, ale Marcina Zdunika słyszałem już wcześniej - m.in. podczas ostatniego recitalu kameralnego w Dusznikach Zdroju. Bardzo mi się podoba jego gra, więc to był wspólny pomysł Filharmonii Pomorskiej i mój. Zgłosiłem się do niego kilka miesięcy temu. Czuję, podobnie jak z Bomsori, że to może być udana współpraca.
Intuicja to podpowiada?
Tak, bo podobnie było z Bomsori. Kiedy słuchałem jej i obserwowałem na Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Wieniawskiego w 2016 roku, to poczułem, że nasza współpraca może się udać. Zgłosiłem się do niej krótko po konkursie, wtedy jeszcze nie miała menadżera. Zaproponowałem, żebyśmy się spotkali i pograli razem. Bardzo szybko ta współpraca zaczęła się układać - powstawały nowe projekty, pomysły co do koncertów, nagrań, repertuaru. Efektem jest płyta dla Deutsche Grammophon w 2018 roku, wiele koncertów i tournée. Mieliśmy nawet zaplanowaną wspólną trasę koncertową po USA, ale niestety przez pandemię do dziś się nie odbyła. Na razie mamy za to dużo wspólnych występów w Europie i Azji, i plany na kolejny album. W międzyczasie planuję dwie swoje płyty – jedną z orkiestrą, a drugą solową, a po tym projekcie będzie kolejny kameralny - z Bomsori i też z muzyką polską.
Tacy artyści jak Państwo potrzebują wielu prób?
Z Bomsori wielu prób nie potrzeba, bo mamy bardzo dobre porozumienie, od samego początku zadziałała chemia muzyczna. Jeśli już dochodzi do prób, to nie musimy wiele mówić, po prostu gramy i czujemy, że wszystko układa się bardzo naturalnie.
W przypadku współpracy z innymi artystami zdarza się, że prób potrzeba trochę więcej, bo zderzają się ze sobą różne osobowości, ale w efekcie to też przynosi ciekawe rezultaty – na przykład, gdy spotyka się „ogień i woda”, co w muzyce jest jak najbardziej do połączenia.
Jak długo trwały przygotowania Koncertu Beethovena?
Zacząłem pracę nad tym programem w wakacje tego roku. Miałem go wcześniej w repertuarze, ale nigdy nie wystawiałem publicznie, więc musiałem na nowo zapoznać się z tym utworem, przypomnieć go sobie i we wrześniu rozpoczęliśmy próby z pozostałymi solistami. Zagraliśmy kilka mniejszych koncertów, tzw. niereklamowanych, na których mogliśmy poeksperymentować i zbudować naszą interpretację. Ten proces ogrywania repertuaru jest bardzo ważny, bo zupełnie inaczej przebiega praca nad utworem, który już kilka razy pokazywało się publicznie.
Dlaczego? Co się zmienia?
Zmienia się wszystko. To niewiarygodne, jak inaczej organizm się zachowuje będąc wśród ludzi, przed publicznością. Dlatego bardzo dużą wagę przywiązuję do tego, aby nawet utwory, których nie grałem kilka, kilkanaście lat prezentować na początku mniejszej publiczności, w mniejszych salach, żeby mieć psychiczny komfort, zabezpieczenie, przeżyć przygodę z utworem - pozwolić sobie na eksperymenty, ale też ryzyko, że niektóre z nich nie muszą się udać. Powstaje wtedy bardziej stała wizja interpretacji, którą czuję, że mogę się podzielić z szerszą publicznością.
Są utwory, po które nigdy Pan nie sięgnie?
Do pewnych jeszcze nie dojrzałem i być może takie momenty nigdy nie nastąpią, i trzeba będzie się z tym pogodzić. Ale nigdy nie mówię, że po jakiś utwór nie sięgnę, bo to się szybko zmienia. Były takie dzieła, co do których czułem wewnętrzną rezerwę – np. do I Sonaty C-dur Brahmsa - natomiast w ostatnich miesiącach to podejście bardzo się zmieniło. Zapałałem chęcią ponownego spojrzenia analitycznego na ten utwór, a równocześnie innego przeżywania go, więc myślę, że ostatecznie znajdzie się w repertuarze kolejnego sezonu artystycznego.
Do niektórych dzieł dojrzewa się wraz z wiekiem i doświadczeniem – u mnie tak było z Sonatą b-moll Chopina. Przygodę z sonatami rozpocząłem na Konkursie Chopinowskim, gdzie wykonałem Sonatę h-moll. Później sięgnąłem po Sonatę b-moll, włączyłem ją do repertuaru i obserwowałem, jak pracuje i jak we mnie dojrzewa. Dopiero jednak bardziej bolesne doświadczenia życiowe sprawiły, że ten utwór jeszcze mocniej do mnie przemówił. W pandemii nabrało to dla mnie wyjątkowego znaczenia, wtedy pomyślałem, że może dobrze, że czekałem z nagraniem sonat tak długo (płyta Rafała Blechacza z sonatami Chopina ukazała się w marcu 2023 roku – przyp.red.). Miałem pewność, że na ten moment to muzyka, poprzez którą mogę się najlepiej wyrazić.
Do Chopina ciągle Pan wraca.
Chopin zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu i w moim repertuarze. Dzięki niemu gram na całym świecie i mogę pięknem muzyki dzielić się z ludźmi. Nie wykluczam, że wszystkie utwory tego kompozytora w moim wykonaniu znajdą się na płytach, ale to pewien proces, historia, przygoda... Nie chcę, żeby było tak, że zakładam sobie pewien plan, który muszę na siłę zrealizować, ale z pewnością to perspektywa, która jest mi dosyć bliska.
Zdaję sobie też sprawę, jak wielkie znaczenie miało dla mnie i dla samej interpretacji chopinowskiej granie innych stylów i dzieł innych kompozytorów. Myślę, że podobnie jak muzyka Mozarta, Bacha była ważna dla Chopina, tak i dla mnie sięganie po utwory innych twórców wzbogaca interpretację jego dzieł.
Na swoim profilu na Facebooku zamieszcza Pan zdjęcia z koncertów – w minionym sezonie m.in. z Tokyo, Kawasaki, Lucerny, Paryża i wielu innych miejsc. Które sale są dla Pana szczególne?
Wybieram te, które mi najbardziej zapadają w pamięć i wiążą się z wyjątkowymi wrażeniami akustycznymi. Ważne dla mnie jest, by grać w ulubionych salach - w Concertgebouw w Amsterdamie, w Musikverein w Wiedniu, w Lucernie też jest bardzo dobra sala, bardzo lubię też nową Filharmonię Paryską. Dużo jest takich miejsc, ale chyba największą magię tworzy publiczność – ludzie, do których się wraca i których spodziewa się na określonych koncertach. To jest miłe, że tworzy się osobista więź między artystą a publicznością, która w różnych miejscach różnie przeżywa interpretację, ale na każdą taką reakcję się czeka.
Szczególna publiczność jest w Japonii - z wielkim pietyzmem, namaszczeniem słucha koncertów. Gdy gram w Tokyo czy Kawasaki czasami żartuję, że mam wątpliwości, czy publiczność w ogóle jest obecna. Jest totalna cisza i koncentracja, nie słyszy się oddechu, kaszlnięcia czy szelestu.
Telefon nie dzwoni?
Nawet, gdyby ktoś zapomniał wyłączyć, są specjalne urządzenia, które blokują sygnał i tylko w alarmowych sytuacjach jest możliwość skorzystania z telefonu.
Poza Japonią jednak wszędzie zdarza się, że telefon zadzwoni – ostatnio miałem taką sytuację podczas koncertu w Bad Kissingen w Niemczech. Zazwyczaj dzwoni w bardzo cichych miejscach utworu – podczas pauzy, we fragmencie utrzymanym w dynamice piano, podczas drugiej części koncertu czy w ogóle między częściami.
To Pana rozprasza?
Bardziej wprowadza pewien niepokój czy napięcie. Zastanawiam się wtedy, czy publiczności to nie rozproszy, czy będzie nadal w świecie, który razem kreujemy?
Pamiętam jedną sytuację w Montrealu podczas koncertu z dyrygentem Kentem Nagano. Zadzwonił telefon, ktoś miał ustawiony „Marsz turecki” jako dzwonek, a my graliśmy akurat V Koncert fortepianowy Es-dur Beethovena. Po pierwszej części dyrygent odwrócił się i oznajmił, że właśnie ten utwór w wersji orkiestrowej będzie grany w przyszłym tygodniu (śmiech).
Na Facebooku jest też Pana zdjęcie z tego roku z Krystianem Zimmermanem, zrobione po koncercie w Tokyo. Co tam robił?
Krystian często bywa w Japonii. Bardzo dobrze się tam czuje, pracuje, nagrywa niektóre płyty. Dużo gra tam też koncertów, prowadzi działalność artystyczną. To nie było pierwsze moje spotkanie z nim w Japonii. Jest duża szansa, że właśnie tam się go spotka.
Po wygranym przez Pana Konkursie Chopinowskim utrzymujecie kontakty?
Głównie telefoniczny i mailowy, ale spotkań po konkursie też się trochę uzbierało. Był mój pamiętny pobyt u niego w Szwajcarii - w lutym 2007 roku i później przy okazji różnych moich koncertów – w Nowym Jorku, w Tokyo. Ale też zdarzało się, że ja jeździłem na jego koncerty.
O czym wtedy rozmawiacie?
Chyba najmniej o muzyce (śmiech), a najwięcej o życiu, sposobie funkcjonowania we współczesnym świecie, interpretacji, repertuarze, ale też sferach menadżerskich, agentów i organizatorów oraz promotorów koncertów. Po Konkursie Chopinowskim i szczególnie podczas mojego pierwszego pobytu w Szwajcarii bardzo mi pomógł. Potrzebowałem wtedy rozmowy z człowiekiem, który przeszedł drogę podobną do mojej i podzielił się swoim doświadczeniem - nie tylko w kwestii bycia przy klawiaturze, ale jako muzyk koncertujący, zmuszony do rozmów z biznesmenami. Po zwycięstwie w Konkursie Chopinowskim nagle było tysiąc sytuacji, w których nie miałem doświadczenia. Pomoc Krystiana i też innych ludzi była wtedy nieoceniona i pozwoliła mi ułożyć kalendarz koncertowy i nauczyć się swojego sposobu funkcjonowania w tym świecie. Trochę czasu to trwało, ale myślę, że każdy laureat Konkursu Chopinowskiego przeżywa podobne sytuacje, napięcia i stresy.
Gra Pan 55 koncertów rocznie. To dużo czy mało?
Jedni mówią, że mało, inni, że dużo, bo trzeba doliczyć podróże. Porównując z Lang Langiem to jest mało, bo on gra 150 koncertów, no może teraz już trochę mniej. Ale są też pianiści, którzy grają 35 i to im wystarcza. Dla mnie to optymalna liczba, mogę wyjść na każdy koncert z dużą nutą oczekiwania, radości, ochoty podzielenia się repertuarem. Nie ma zmęczenia i niedobrej rutyny. U mnie się to sprawdza. Po pandemii jeszcze chętniej godzę się na różne propozycje, bo wtedy bardzo brakowało mi koncertów.
Są spotkania po koncertach? Przychodzą ludzie?
Promotorzy chętnie organizują podpisywanie płyt, czy programów po koncercie i ja się z reguły na to godzę. To przyjemne spotkania, można od razu usłyszeć na gorąco i zobaczyć reakcję zwrotną. Najbardziej jednak cenię sobie to, co jest w sali koncertowej, czyli proces wspólnego budowania interpretacji, uczestniczenia w niej i później nagrodę, w postaci czasami oklasków, a czasami ciszy. Zdarza się, że ta cisza więcej dla mnie znaczy, niż jakiś wielki aplauz. Miałem takie sytuacje, jak w 2009 roku w Hamburgu, że po wykonaniu mazurków Chopina zapadła totalna cisza. Ludzie weszli w utwór, potem weszli w ciszę i miałem wrażenie, że ona należy jeszcze do utworu. To było naprawdę niezwykłe i takie sytuacje pamiętam nawet bardziej.
Koncertuje Pan na całym świecie, a gdzie Pan mieszka? Gdzie jest Pana dom?
Różnie to bywa, ale nie rozstaję się z regionem. Mieszkam niedaleko Bydgoszczy, przede wszystkim dlatego, że tu jest moja rodzina, przyjaciele, tu wzrastałem i tu najlepiej się czuję. Bydgoszcz, Nakło to są moje miejsca. Nakło to miejsce mojego urodzenia, ogólnej edukacji, natomiast Bydgoszcz zawsze pozostanie dla mnie muzycznym miastem, gdzie kształtowała się moja osobowość artystyczna.
Współpraca z bydgoską Akademią Muzyczną zobliguje Pana, żeby tu być częściej?
Na pewno tak, bo muszę się przygotowywać do zajęć. Jestem zatrudniony na pół etatu i mam dużą dowolność, jeśli chodzi o rozplanowanie spotkań ze studentami. Mogę kalendarz akademicki dopasować do koncertowego. To jest zazwyczaj jedno spotkanie 2-3 dniowe na semestr z różnymi studentami. Jestem wtedy do ich dyspozycji od rana do wieczora, bo chcę jak najpełniej wykorzystać ten czas. Lubię te spotkania, bo są też inspirujące dla mnie.
Lubię też wracać na bydgoską Akademię Muzyczną, gdzie zawsze czułem ogromne wsparcie w moich działaniach artystycznych. Mile wspominam przygotowania do Konkursu Chopinowskiego w lipcu i sierpniu 2005 roku. Miałem wtedy całymi dniami do dyspozycji salę koncertową przy ul. Staszica i przez całe wakacje ćwiczyłem repertuar konkursowy na koncertowym Steinwayu. Jeździłem tam codziennie i dzięki temu mogłem dobrze przygotować się do tego najważniejszego momentu – października 2005 roku.
Pan jak mało kto, już w dzieciństwie wiedział, kim będzie jako dorosły. Te marzenia się spełniły?
Spełniają nadal, bo to nie jest tak, że było jedno marzenie o Konkursie Chopinowskim, spełniło się i już dalej jest wszystko załatwione. Są nowe projekty, pomysły, wyzwania, nowe utwory i cieszę się, że tak się dzieje.
Ale rzeczywiście całkiem niedawno myślałem sobie, że byłem w tej szczęśliwej sytuacji, że to zawód wybrał mnie. Już jako dziecko lubiłem ćwiczyć i chciałem zostać pianistą.
A marzenie, żeby być organistą?
No niestety - to marzenie się nie spełniło (śmiech), choć próbuję je czasem realizować i dla własnej przyjemności siadam do instrumentów w różnych miejscach. Nie tak dawno miałem okazję spróbowania fantastycznych organów na Jasnej Górze.
Wzruszającą sytuację przeżyłem też w kościele św. Krzyża w Warszawie, w którym znajduje się serce Fryderyka Chopina. Mam do tej świątyni sentyment z uwagi oczywiście na Chopina, ale nie tylko. Jako dziecko lubiłem słuchać gry organisty - prof. Michała Dąbrowskiego podczas Mszy św., transmitowanych w Pierwszym Programie Polskiego Radia w niedziele o godz. 9.00. Słuchała ich moja babcia, która była chora i nie mogła chodzić do kościoła. Miałem wtedy 5 lat, towarzyszyłem babci i byłem ogromnie skoncentrowany na harmonii i barwie tego instrumentu. Dopiero niedawno zrodził się w mojej głowie pomysł, żeby go zobaczyć. Zrobiłem to i miałem okazję pograć na instrumencie, który znam z radia, spotkałem też prof. Dąbrowskiego, który niedługo obchodzi 40-lecie swojej pracy. Opowiedziałem mu całą historię, był bardzo szczęśliwy, ja też się wzruszyłem, bo to są chwile, które się pamięta.
Muzyczne początki były dla mnie bardzo ważne i silnie związane właśnie z muzyką organową. Pamiętam, że kiedy chodziłem do kościoła w Nakle, też grywałem na organach i próbowałem jako 5-6-latek, który nie dosięga jeszcze nawet nogami do pedałów, przeszczepić harmonię prof. Dąbrowskiego na ten instrument. Cieszę się więc, że mam przygodę z organami i czasami nawet łapię się na tym, że techniczne walory z muzyki organowej są mi pomocne w muzyce fortepianowej. Nie ukrywam, że organy bardzo mnie fascynują i zagranie profesjonalnego koncertu na tym instrumencie jest w krainie moich marzeń.
Chętnie wraca Pan do regionu i do Akademii Muzycznej. Do Filharmonii Pomorskiej także?
Oczywiście! Tutaj jest moja pierwsza publiczność, tutaj też nagrałem swoją pierwszą płytę w kwietniu 2005 roku. Lubię tu grać i nawet próbowałem policzyć, ile miałem koncertów w Filharmonii. Pierwszy był w 1998 roku, kiedy pod skrzydłami wielkiej Wandy Wiłkomirskiej miałem szczęście wykonać Koncert Mozarta z naszą orkiestrą. Później był Konkurs Rubinsteina w 2002 roku – wszystkie jego etapy odbywały się w Filharmonii. To były trzy poważne koncerty – dwa recitale i Koncert g-moll Saint-Saënsa w finale, też z naszą orkiestrą. Potem bardzo miło wspominam koncert powitalny po Konkursie Chopinowskim w listopadzie 2005 roku – do dziś bardzo wzruszający dla mnie. W pamięci mam też ostatni koncert kameralny z Bomsori Kim, recital tuż po naszym nagraniu płyty dla Deutsche Grammophon. Bardzo cieszę się, że po pięciu latach ponownie wystąpimy w Bydgoszczy w podobnym składzie i będziemy mogli zaprezentować tym razem muzykę Beethovena.
KONCERTY KOPERNIKAŃSKIE
Koncerty Kopernikańskie w naszym regionie odbędą się w piątek (17 listopada) o 19.30 w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Toruniu oraz w sobotę (18 listopada) o 19.00 w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Wystąpią: Rafał Blechacz - fortepian, Bomsori Kim - skrzypce, Marcin Zdunik - wiolonczela i Orkiestra Symfoniczna FP pod dyrekcją Marka Pijarowskiego.
AUDYCJA Z UDZIAŁEM RAFAŁA BLECHACZA - TUTAJ
Zobacz także
Korespondent wojenny opowie o Ukrainie. Spotkanie w Książnicy Kopernikańskiej
2023-05-17, 11:04Gościem Książnicy Kopernikańskiej będzie w środę (17 maja) Sebastian Tomasz Płocharski. Toruński fotoreporter i reportażysta opowie o wojnie w Ukrainie. Czytaj dalej »
Czy Kopernik widział na niebie to samo, co my? W cyklu prelekcji odpowie Piotr Majewski!
2023-04-14, 12:45W jaki sposób Kopernik prowadził obserwacje? Jakimi narzędziami się posługiwał? Jak wyglądało niebo w czasach, kiedy żył? Na te pytania odpowie nasz redakcyjny kolega Piotr Majewski w ramach projektu „Niebo Kopernika” - cyklu… Czytaj dalej »
Kwiecień
2023-04-12, 07:08Rok 2023 to „Rok Kopernika”, którym uczcić chcemy 550. rocznicy urodzin naszego największego uczonego. Również kolejny odcinek „Radia z Historią” będzie „kopernikański”. Sięgamy po historię zapisaną mikrofonem dawno… Czytaj dalej »
Biegną dla zdrowia, zabawy i zapraszają innych! Międzyszkolny Bieg Kopernikański
2023-04-01, 15:17I młodsi, i starsi - różni uczestnicy przyłączyli się Międzyszkolnego Biegu Kopernikańskiego w toruńskim parku Glazja. Organizatorzy już zapraszają na kolejne soboty! Czytaj dalej »
Tu można wypożyczać i oddawać książki. Księgodzielnia Kopernikańska w Toruniu [zdjęcia]
2023-03-29, 17:37Marszałkowska Księgodzielnia Kopernikańska cieszy się coraz większym zainteresowaniem czytelników. Z jej zasobów można korzystać od poniedziałku do soboty. Czytaj dalej »
„Smartfon wyzwaniem dla rodziny” – ważny temat Dysput Kopernikańskich
2023-02-28, 08:40Gościem spotkania poświęconego wpływowi nowoczesnych mediów na życie rodzinne będzie pedagog Małgorzata Więczkowska. Czytaj dalej »
Weź sobie książkę albo zostaw ją dla kogoś. Księgodzielnia Kopernikańska w Toruniu
2023-02-26, 16:37Marszałkowska Księgodzielnia Kopernikańska oficjalnie otwarta została w Toruniu. Punkt wymiany książek znajduje się w pawilonie przed budynkiem Urzędu Marszałkowskiego. Czytaj dalej »
Wszyscy przepisywali „De revolutionibus” Kopernika. I pobili rekord Polski!
2023-02-26, 15:20484 ochotników wzięło udział w ustanowieniu rekordu Polski w jednoczesnym przepisywaniu dzieła naukowego - fragmentu „De revolutionibus' Mikołaja Kopernika - w Urzędzie Marszałkowskim w Toruniu. Czytaj dalej »
Harcerze pójdą śladami Kopernika! Czeka na nich test wiedzy i różnorodne trasy
2023-02-25, 18:00700 harcerzy z całego kraju przyjechało do Torunia! Biorą udział w jubileuszowym, 40. Ogólnopolskim Rajdzie Kopernikańskim. Harcerze świętują 550. urodziny Mikołaja Kopernika podczas pięciu tras, na których czekają na nich biegi… Czytaj dalej »
Kto rozśmieszy Mikołaja Kopernika? Ogłoszono konkurs memów o astronomie
2023-02-25, 16:40Czy Kopernik miał poczucie humoru? Jeśli tak, co go śmieszyło? Tego nie wiemy, ale… spróbujemy go rozśmieszyć. Z takiego założenia wychodzi Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu, który organizuje konkurs memiarski pod… Czytaj dalej »
Czasy Kopernika, epoka renesansu, obfitowała w geniuszy. Ludzi, jak sławny torunianin, którzy zmienili życie przyszłych pokoleń, ale osiągali oszałamiające sukcesy w wielu dziedzinach. Kopernik staje tu w jednym szeregu z Leonardem da Vinci czy Michałem Aniołem.
„Pozycja Kopernika w historii nauki, a jeszcze bardziej w historii cywilizacji jest szczególnie istotna. Można by zaryzykować twierdzenie, że ze względu na historyczną wartość naukowych idei i ich oddziaływanie na społeczeństwo czasy dzielą się na przed i po Koperniku” - uważa ksiądz Robert Janusz, profesor Akademii Ignatianum w Krakowie.