Wszystkie kąpieliska nad Zatoką Gdańską i otwartym morzem wolne od sinic
Wiejący nad Pomorzem wiatr i ruch wody w Bałtyku przemieściły we wtorek zakwity sinic ze strefy przybrzeżnej. Pozwoliło to na otwarcie we wtorek rano pięciu, nieczynnych od poniedziałku, kąpielisk położonych w Gdańsku i Gdyni nad Zatoką Gdańską.
Od poniedziałku do wczesnego wtorkowego rana w pięciu trójmiejskich kąpieliskach obowiązywał zakaz kąpieli spowodowany pojawieniem się w przybrzeżnych wodach zakwitów sinic. Zakaz obejmował dwa miejsca w Gdańsku - Sobieszewo i Stogi, oraz trzy w Gdyni – Orłowo, Redłowo i w Śródmieście.
Z informacji zamieszczonych na stronie internetowej Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej (WSSE) w Gdańsku wynika, że we wtorek sinice opuściły wody w pobliżu wspomnianych pięciu plaż i kąpiel w tych miejscach jest już możliwa.
Sanepid podkreśla, że sytuacja jest bardzo zmienna: w krótkim czasie te same lub inne kąpieliska mogą zostać zamknięte. WSSE wyjaśnił, że wiatr i prądy morskie powodują, iż skupiska sinic mogą szybko się przemieszczać. Ratownicy na poszczególnych kąpieliskach obserwują wodę i to oni - w zależności od jej stanu - podejmują decyzję o ich zamknięciu lub otwarciu.
WSSE przypomina na swoich stronach internetowych, że w przypadku obfitego zakwitu sinic, stacja zaleca absolutny zakaz wchodzenia do wody. Kąpiel w zanieczyszczonej sinicami wodzie może spowodować niekorzystne reakcje organizmu: od wysypek na skórze po zaczerwienienie spojówek. W przypadku połknięcia takiej wody mogą wystąpić dolegliwości ze strony układu pokarmowego w tym m.in. biegunka, wymioty i bóle brzucha.
Z kolei organizacja ekologiczna WWF Polska, podkreśla na swojej stronie internetowej, że wiosenny i wczesnoletni zakwit sinic jest zjawiskiem naturalnym. Jednak - w opinii organizacji - skala tego zjawiska w wodach Bałtyku z roku na rok jest coraz większa. Jak przypomina WWF, zakwit sinic zależy od stężenia w wodzie składników organicznych - związków azotu i fosforu.
Organizacja podkreśla, że sinice są szkodliwe nie tylko dla człowieka, ale też dla środowiska, bo „gdy kończy się zakwit, martwe glony i sinice obumierają i opadają na dno morza”, gdzie są rozkładane przez bakterie tlenowe. „W tym procesie intensywnie zużywany jest tlen, którego po pewnym czasie zaczyna brakować żyjącym tam organizmom. Gdy brakuje tlenu rozkład kontynuowany jest przez bakterie beztlenowe, które uwalniają do środowiska szkodliwy dla organizmów siarkowodór. W ten sposób powstają martwe strefy – obszary o obniżonej ilości tlenu lub całkowite pustynie tlenowe, w których zamiera życie” – podaje organizacja.
Według WWF Polska powierzchnia martwych stref w Bałtyku wzrosła 10-krotnie w ciągu 115 lat i zajmuje około 14 proc. powierzchni dna morza.(PAP)