Ekspert: utonięć jest nawet o 30 porc. więcej niż rejestruje policja
Biorąc pod uwagę zarejestrowane zgony z określoną przyczyną, utonięć jest nawet do 30 proc. więcej od liczb, jakie raportuje ze swych interwencji policja w danym roku - mówi PAP Rafał Halik z Zakładu Monitorowania i Analiz Stanu Zdrowia Ludności NIZP - PZH.
PAP: Współczynnik utonięć w Polsce od lat jest wyższy niż średnio w UE. Z czego to wynika? Czy w pozostałych krajach UE jest większa wiedza, a może działanie służb ratunkowych jest skuteczniejsze?
Rafał Halik, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - Państwowy Zakład Higieny: Zagrożenie życia Polaka z powodu utonięcia jest niemal dwukrotnie wyższe niż przeciętnego obywatela UE. Sytuacja jest o tyle paradoksalna, że Polska jest uznawana za kraj europejski o jednym z najniższych zasobów wodnych. Jeszcze nie spotkałem się z badaniami analizującymi postawy wobec zagrożeń wynikających z wody. Najrzadziej toną obywatele krajów Europy o silnych tradycjach związanych z morzem lub żeglugą: Brytyjczycy, Skandynawowie, Holendrzy. Może to wskazywać na pewne uwarunkowania kulturowe zachowań nad wodą. Wpajanie umiejętności oceny ryzyka związanego z wodą jest często związane z procesem wychowawczym w wymienionych krajach. Dzieci są uczone, jak ocenić, czy akwen jest bezpieczny, ocenić, czy warunki pogodowe pozwalają na kąpiel, i jak unikać sytuacji, w których można wpaść do wody. Taka edukacja może wpoić wręcz odruchowe pewne bezpieczne zachowania i pokorę wobec wody. W Polsce wydaje się, że takie elementy wychowania są o wiele rzadsze. Wynika to zapewne także z czynników kulturowych. Muszę jednak dodać, że rozważanie to ma charakter hipotezy. Często wspomina się o konieczności nauczania pływania polskich dzieci. To jest bardzo istotny element budowania zdrowia i wychowywania naszej młodzieży, badania jednak nie wskazały, że umiejętności pływackie mogą uchronić przed utonięciem.
PAP: Ostatni weekend w Polsce to 30 utonięć, cały ubiegły rok to prawie pół tysiąca zgonów. Te liczby – choć chyba znacznie mniejsze niż przed laty – robią wrażenie…
R.H.: Te liczby są, niestety, wyższe jeśli weźmiemy pod uwagę ogół zgonów zarejestrowanych z powodu utonięć w Polsce. Zazwyczaj media podają informacje z interwencji policji, która przecież nie interweniuje przy każdym przypadku tonięcia. Biorąc pod uwagę zarejestrowane zgony z określoną przyczyną, utonięć jest nawet do 30 proc. więcej od liczb, jakie raportuje ze swych interwencji policja w danym roku. Mimo szokujących informacji na temat liczby utonięć podczas wakacji bezpieczeństwo nad wodą w ostatnich 20 latach znacznie się poprawiło, choć nie aż tak, jak byśmy tego chcieli. Jeszcze na początku lat 90. rocznie w wodzie ginęło ponad 1500 osób. Wbrew stereotypom Polacy nie topią się podczas wyjazdów wakacyjnych, w ponad 80 proc. do tonięcia dochodzi w województwie zamieszkania ofiary. Na okres wakacyjny przypada połowa utonięć; woda jest również niebezpieczna poza sezonem wakacyjnym. Utonięcie jest dużym dramatem, ale nie należy też zapominać o osobach odratowanych od utonięcia, które doświadczają niedotlenienia mózgu, zaburzeń krążeniowych, co prowadzi do poważnej niepełnosprawności. Według szacunków wynikających z badań międzynarodowych na każdą osobę, która utonęła, może przypadać jedna, dwie, które uległy podtopieniu.
PAP: Od czego trzeba zacząć, jeśli chcemy, by w Polsce nie dochodziło do tak dużej liczby utonięć?
R.H.: Myślę, że duże znaczenie ma koordynacja działań prewencyjnych różnych sektorów życia społecznego - od edukacji dzieci, nauczania ich oceny ryzyka związanego z wodą, przez właściwie skonstruowaną politykę zmierzającą do eliminacji ryzykownego używania substancji psychoaktywnych, takich jak alkohol - w tym polityka ustalania jego dostępności, leki, narkotyki, kończąc na dozorowaniu, zabezpieczaniu akwenów wodnych i wspieraniu ratownictwa wodnego. Ważne jest też nasze reagowanie, gdy ktoś podejmuje działania niebezpieczne w pobliżu i na wodzie: przekonywanie, zwracanie uwagi, umiejętność ewentualnej interwencji ratowniczej.
PAP: Kto – biorąc pod uwagi statystyki - jest najbardziej narażony na utonięcie: pozostawione bez opieki dziecko, nastolatek na wakacjach, osoba starsza, kobieta czy mężczyzna?
R.H.: Obraz tego, jak toną ludzie, różni się między krajami. Przykładowo: w Australii i Stanach Zjednoczonych grupami wysokiego ryzyka są małe dzieci. Szczególnie niebezpieczne są tam baseny przydomowe i zbiorniki na wodę, do których wpadają bardzo małe dzieci. W Polsce grupą szczególnie wysokiego ryzyka są słabo wykształceni mężczyźni powyżej 45 roku życia. Tylko 10 proc. wszystkich zgonów w wyniku utonięcia dotyczy osób poniżej 24 lat. Nie oznacza to jednak, że nastolatkowie, starsze kobiety nie toną wcale i nie muszą się troszczyć o bezpieczeństwo nad wodą - swoje własne i innych.
PAP: Statystyki mówią, że najwięcej utonięć jest w krajach rozwijających się. Co jest jednak główną przyczyną - rzeczywiście alkohol i brawura?
R.H.: W wielu krajach rozwijających się utonięcia są związane bardziej z losowymi uwarunkowaniami klimatycznymi - powodziami i klęskami żywiołowymi. W krajach europejskich utonięcia mają szczególny związek z naszymi zachowaniami. Odurzenie alkoholem lub innymi substancjami mają bardzo duże znaczenie. Badacze zajmujący się problematyką bezpieczeństwa nad wodą sygnalizują, że wielkim potencjalnym niebezpieczeństwem są substancje zastępcze, czyli tzw. dopalacze. Brawura i lekceważący stosunek wobec zagrożeń związanych z przebywaniem nad wodą są kolejną komponentą, która jest też często bezpośrednio związana z odurzeniem. Na świecie wśród ofiar utonięć zdecydowanie przeważają mężczyźni. Według badań amerykańskich oni częściej podejmują tak ryzykowne zachowania jak pływanie w pojedynkę lub pod wpływem alkoholu albo narkotyków.(PAP)
Rozmawiał: Marcin Chomiuk