Sejm za tydzień omówi projekty dotyczące zasad finansowania partii
Likwidacja finansowania partii z budżetu, zawieszenie wypłat do końca 2015 r., odpis od podatku w wysokości 0,5 proc. oraz limit subwencji do 10 proc. uzyskanych głosów - takimi propozycjami klubów PO, TR, SLD i SP zajmie się Sejm na najbliższym posiedzeniu.
To kolejna odsłona partyjnego konfliktu o pieniądze z budżetu. Na najbliższe posiedzenie Sejmu (22-24 października) zaplanowano pierwsze czytanie czterech projektów ws. finansowania partii - ich autorami są kluby PO, Twojego Ruchu (projekt składał jeszcze jako Ruch Palikota), SLD i Solidarnej Polski.
Obecnie partie finansowane są z budżetu z dwóch źródeł: w ramach subwencji oraz dotacji. Dotacja to zwrot za nakłady poniesione na kampanię wyborczą przez partie, które wprowadziły swoich kandydatów do Sejmu i Senatu oraz Parlamentu Europejskiego. Z kolei subwencję (wypłacaną w kwartalnych ratach) dostają partie, które w wyborach parlamentarnych przekroczyły próg 3 proc. poparcia oraz koalicje, które pokonały barierę 6 proc. W 2010 r. parlament obniżył subwencję o 50 proc. (ze względu na kryzys gospodarczy).
PO chce likwidacji finansowania partii z budżetu od 1 stycznia 2014 r. Jej projekt trafił do Sejmu w lipcu br. Wcześniej media opisały kontrowersyjne wydatki partii (m.in. na markowe garnitury i buty, wino, restauracje oraz wynajem boiska piłkarskiego).
Partia proponuje wykreślenie ze źródeł dochodów partii politycznych subwencji i dotacji. W ustawie o partiach politycznych miałby pozostać jedynie zapis, według którego "majątek partii politycznej powstaje ze składek członkowskich, darowizn, spadków, zapisów oraz z dochodów z majątku". Według szacunków PO likwidacja subwencji budżetowej przyniesie około 55 mln zł oszczędności rocznie, a likwidacja dotacji obniży wydatki budżetu państwa w latach 2014-19 o około 80 mln zł. Łączne oszczędności w latach 2014-2019 mają wynieść 424 mln zł. Likwidacji finansowania partii z budżetu sprzeciwia się koalicyjne PSL, które jednak - mimo zapowiedzi - nie złożyło w Sejmie własnego projektu w tej sprawie.
Formacja Janusza Palikota chce, by partie były finansowanie nie z budżetu, a poprzez podatników - na zasadzie dobrowolności. Na rzecz partii podatnik mógłby przeznaczyć - głosi projekt - 0,5 proc. maksymalnej kwoty należnego podatku dochodowego od osób fizycznych, liczonego od kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę, obowiązującego w danym roku podatkowym. Jak wylicza TR, kwota podatku przekazana na rzecz partii przez podatnika w roku 2013 nie przekraczałaby 4 zł.
"Wskazanie górnej granicy kwoty liczonej od kwoty minimalnego wynagrodzenia ma służyć temu, by z jednej strony każdy obywatel mógł współuczestniczyć w decydowaniu o tym, która partia powinna być finansowana z płaconego przez niego podatku, a jednocześnie by nie została naruszona zasada równości wobec prawa, w szczególności by uniknąć sytuacji, w której osoby uzyskujące wysokie dochody miałyby większy wpływ na finansowanie danej partii politycznej, niż osoby uzyskujące skromniejsze dochody" - czytamy w uzasadnieniu projektu.
SLD chce ograniczenia naliczania subwencji do progu 10 proc. uzyskanych głosów. Jak argumentuje, wyrównałoby to dysproporcję w wysokości subwencji otrzymywanej przez pojedyncze partie. Sojusz chce też wprowadzenia rejestru wydatków, publikowanego na stronie internetowej partii uzyskującej wsparcie budżetowe.
Z kolei SP opowiada się za zawieszeniem finansowania partii z budżetu do 31 grudnia 2015. "W sytuacji narastającego w naszym kraju kryzysu, który dramatycznie odbija się na poziomie życia polskiego społeczeństwa, winny oszczędzać również i partie polityczne" - uzasadnia.
W lipcu w Sejmie debatę ekspercką na temat finansowania partii zorganizowała marszałek Sejmu Ewa Kopacz. Eksperci w większości opowiedzieli się za finansowaniem partii z budżetu, bezpośrednio lub przez odpis podatkowy. Zgodnie podkreślano potrzebę zwiększenia kontroli nad wydatkami partyjnymi. Pojawiły się też głosy, by obniżyć 3-proc. próg, po przekroczeniu którego partie uczestniczące w wyborach parlamentarnych dostają subwencję budżetową.
Marta Tumidalska (PAP)