Europosłowie ostro o Trumpie; apelują o reakcję przywódców państw UE
Antyimigracyjny dekret prezydenta USA Donalda Trumpa nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem, jest przejawem populizmu i atakiem na wartości - przekonywali w środę szefowie głównych frakcji w europarlamencie. Apelowali o reakcję przywódców państw UE.
Europarlament rozpoczął w środę posiedzenie od debaty na temat wydanego w ubiegłym tygodniu przez Trumpa dekretu, który zakazuje wjazdu do USA obywatelom siedmiu państw zamieszkanych w większości przez muzułmanów - Iraku, Syrii, Iranu, Sudanu, Libii, Somalii i Jemenu - oraz zawiesza do odwołania przyjmowanie uchodźców z Syrii.
"Całkowicie nie zgadzamy się z dekretem wydanym przez prezydenta Trumpa 27 stycznia" - oświadczyła w trakcie debaty szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini. "Nikt nie może zostać pozbawiony swych praw tylko ze względu na miejsce urodzenia, wyznanie czy sytuację, w której się znajduje. Jest to zapisane w konstytucjach państw europejskich oraz w konstytucji USA" - dodała.
Według Mogherini Departament Stanu USA wyjaśnił we wtorek, że obywatele UE nie będą dotknięci dekretem, nawet jeśli mają drugie obywatelstwo jednego z państw objętego nim. "Cieszę się z tego wyjaśnienia, ale to nie zmienia naszej ogólnej oceny tego dekretu" - oświadczyła Mogherini.
"UE i USA łączy głęboka i długotrwała przyjaźń. USA to kraj szans, nadziei i marzeń, gdzie każdy może osiągnąć sukces niezależnie od swego pochodzenia czy wyznania. Ten kraj zawsze był wielki właśnie dlatego, że zawsze był otwarty i bronił wolności" - podkreśliła.
Szef frakcji centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber ocenił, że nie tylko antyimigracyjny dekret Trumpa jest problemem. "USA zawsze wspierały wolny handel, a teraz prezydent chce zrywać porozumienia handlowe. USA zawsze były państwem praw człowieka, za które walczono i umierano, a teraz Trump mówi, że tortury są skuteczne i daje urzędnikom wolną rękę. Jeśli państwo stosuje tortury, to samo staje się przestępcą" - powiedział Weber. Ocenił, że "USA już nie niosą pochodni wolności".
"Prezydent Trump chce podziału UE. Tego samego chce prezydent Rosji Władimir Putin. Świat jest na rozdrożu" - dodał. Dlatego - zdaniem Webera - piątkowy szczyt UE w Valletcie na Malcie musi dać mocny sygnał jedności. "UE nie będzie protektoratem USA i broni swoich wartości" - oświadczył Weber.
Także szef socjalistów w PE Gianni Pittella uznał dekret Trumpa za atak na wartości podstawowe. "To nie ma nic wspólnego z walką z terroryzmem i ochroną granic. To demagogia i kłamstwo" - mówił Pittella.
"Niektórzy myśleli, że Trump będzie tylko żartem, a teraz okazuje się, że jest koszmarem. Nie możemy go nie doceniać. W przeszłości osoby, których nie doceniano, stały się dyktatorami i doprowadziły do wojen i rozlewu krwi" - powiedział.
Zdaniem Pittelli typowany na nowego ambasadora USA przy Unii Ted Malloch, który w niedawnym wywiadzie porównał UE do ZSRR, nie powinien być mile widziany w Brukseli.
Włoski eurodeputowany ocenił też, że "dobrze byłoby, by na razie Trump nie był zapraszany do UE". "Dopóki nie zmieni swego postepowania, bramy Europy powinny być dla niego zamknięte" - powiedział.
Dekret Trumpa skrytykował także szef frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, Brytyjczyk Syed Kamall. Powoływał się na badania, według których od 1975 r. żaden Amerykanin nie został zabity na terytorium USA przez obywateli państw wymienionych w dekrecie. "Zdaje się, że według prezydenta Trumpa istnieje sprzeczność między byciem dobrym obywatelem a byciem muzułmaninem. To tylko woda na młyn dla Państwa Islamskiego. Islamiści mówią dokładnie to samo, gdy rekrutują młodych rozczarowanych ludzi do szeregów terrorystów" - mówił Kamall.
Apelował jednak do polityków europejskich o poskromienie emocji i głos rozsądku, by nie zaszkodzić przyjaznym relacjom z USA.
Szef liberałów Guy Verhofstadt oskarżył Trumpa o to, że "chce zwalczać wolny świat". "Mamy Trumpa, populistów, a na południu od naszych granic islamistów, którzy chcą rozbić UE. Mam nadzieję, że przywódcy europejscy będą mieli odwagę, by sprzeciwić się temu nacjonalizmowi i populizmowi, który chce nas zniszczyć" - mówił belgijski polityk.
W obronie Trumpa stanął brytyjski eurosceptyk Nigel Farage. "To zapewne dla państwa głęboki szok, że wybrany demokratycznie przywódca robi to, co obiecał zrobić. Ale to jest właśnie demokracja" - powiedział. Dodał, że wymienione w dekrecie Trumpa kraje, których obywatele mogą stanowić ryzyko dla bezpieczeństwa USA, zostały zidentyfikowane jeszcze przez byłego prezydenta Baracka Obamę.
"Zaprośmy prezydenta Trumpa do Parlamentu Europejskiego. Jako demokraci powinniście się zgodzić, że potrzebujemy otwartego dialogu z nowo wybranym najpotężniejszym człowiekiem na świecie" - powiedział Farage.
W trakcie wystąpienia Farage'a siedzący za nim brytyjski europoseł z Partii Pracy trzymał kartkę z napisem: "On was okłamuje".
Z Brukseli Anna Widzyk (PAP)