Prok.Gronek: wykonując czynności związane z Amber Gold, nie popełniłem błędu
Wykonując w zastępstwie prok. Barbary Kijanko czynności związane ze sprawą Amber Gold, nie popełniłem błędu, wykonywałem czynności, do których byłem zobowiązany - zapewniał podczas przesłuchania przez komisję śledczą prok. Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz Piotr Gronek.
Prok. Barbara Kijanko była referentem sprawy Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz po złożeniu zawiadomienia przez Komisję Nadzoru Finansowego w 2009 r. W maju 2011 r., w związku z - jak uzasadniono - przedłużającym się terminem opracowania opinii biegłego, prokurator zawiesiła postępowanie w tej sprawie.
Prok. Gronek zastępował prok. Kijanko w pierwszych miesiącach 2012 r., w czasie gdy przebywała ona na zwolnieniu chorobowym. "Uważam, że wykonując czynności w tej sprawie, nie popełniłem błędu (...). Wydano polecenie, aby postępowanie zawieszone podjąć i to bezzwłocznie uczyniłem" - stwierdził przed komisją śledczą.
W listopadzie 2011 r. przewodniczący KNF skierował do Prokuratury Generalnej pismo krytyczne, odnoszące się m.in. do tej decyzji prokuratury rejonowej. Na przełomie 2011 i 2012 r. w odpowiedzi szefowi KNF prokurator Okręgowy w Gdańsku uznał tę decyzję za niezasadną, uzasadniając, że długotrwałe oczekiwanie na opinię biegłego nie mieści się w katalogu przesłanek dopuszczających zawieszenie postępowania.
Na początku kwietniu 2012 r. pismo prokuratury okręgowej ws. bezpodstawnego zawieszenia postępowania trafiło do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz i wtedy postępowanie zostało podjęte.
Prok. Gronek powiedział przed komisją śledczą, że gdy zastępował prok. Kijanko nie uzyskał od niej pełnej informacji na temat wszystkich spraw, które były w jej referacie.
"Referat obejmuje zarówno sprawy w biegu, jak i zawieszone. Przekazywaliśmy sobie co do zasady informacje o sprawach w biegu, natomiast nie przypominam sobie sytuacji, abyśmy przekazywali sobie informacje na temat spraw zawieszonych" - powiedział. Dodał, że także w przypadku tej sprawy prok. Kijanko nie przekazała mu informacji, zanim udała się na zwolnienie, i że nie przypomina sobie, aby rozmawiał z prok. Kijanko o planie postępowania, czy o koncepcji prowadzenia sprawy. "Nie wiem, czy plan był formalnie sporządzony" - dodał.
Prok. Gronek mówił też, że w czasie gdy zastępował prok. Kijanko do gdańskiej prokuratury wpłynęło pismo KNF o udzielenie informacji, czy została już przygotowana lub kiedy powstanie opinia biegłego w sprawie Amber Gold. "W związku z tym, że wówczas w naszej prokuraturze nie było ani akt głównych, ani akt podręcznych tej sprawy, nie miałem możliwości zweryfikowania tego, kto jest biegłym i na jakim etapie jest to postępowanie" - powiedział.
Dodał, że wówczas skontaktował się funkcjonariuszką policji Katarzyną Tomaszewską-Szyrajew - która, po poleceniu prokuratury, od maja 2010 r. zajmowała się tą sprawą w Komendzie Miejskiej Policji w Gdańsku - aby skontaktowała się z biegłym i uzyskała od niego informacje dotyczące opinii.
"Pani Tomaszewska oddzwoniła tego samego dnia, informując, że biegły Roman Gierszewski nie pracuje obecnie nad tą opinią, ponieważ nie ma akt sprawy, ani załączonych do nich dokumentacji, bez których nie jest w stanie prowadzić prac nad opinią" - mówił Gronek.
Dodał, że z jego ustaleń wynikało, iż w styczniu 2012 akta te zostały przekazane do gdańskiej Prokuratury Okręgowej "na polecenie tej jednostki" i nie zostały zwrócone. Wskazał też, że tego samego dnia poinformował o tej sytuacji swoją przełożoną, ówczesną szefową Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, prok. Marzannę Majstrowicz. "Zasugerowałem, aby zwrócić się do Prokuratury Okręgowej o to, żeby te akta wróciły do naszej prokuratury" - powiedział.
"Nie wiem jakie czynności w związku z tym podjęła prok. Majstrowicz, ale wnioskuję, że były one skuteczne, gdyż następnego dnia lub dwa dni później te akta zostały mi przedłożone" - powiedział. Zaznaczył jednocześnie, że wraz z aktami dostarczono mu pismo przewodnie z Prokuratury Okręgowej, w którym polecono, by wydać postanowienie o podjęciu zawieszonego dochodzenia ws. Amber Gold. "Ze względu na to, że uznano, iż zawieszenie postępowania było niezasadne" - dodał.
Gronek podkreślił, że "był zobowiązany, aby to polecenie wykonać i wydał postanowienie o podjęciu zawieszonego postępowania". "Następnie skierowałem pismo do biegłego (...) i poleciłem mu, aby pilnie wznowił prace nad opinią, oraz aby poinformował prokuraturę o tym, jaki jest termin zakończenia prac nad tą opinią" - dodał. Jak zaznaczył, był to jego ostatni kontakt z aktami tego postępowania.
Prokurator powiedział jednocześnie, że nie zapoznawał się szczegółowo z aktami sprawy; nie widział ich w całości. "Nie było sytuacji, żebym analizował sprawę, czy była prowadzona prawidłowo, bądź nie; czy trzeba podjąć inne czynności niż zostały wcześniej podjęte" - podkreślił.
"W momencie, gdy miałem kontakt z tymi aktami, nie miałem świadomości, że jest to sprawa wyjątkowa. Nie miałem świadomości tego, że spółka działa na zasadach piramidy finansowej, ponieważ to się okazało dopiero wiele miesięcy później" - zaznaczył świadek.
Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) spytała świadka m.in. jaka byłaby reakcja, gdyby szef prokuratury rejonowej nie poinformował swego przełożonego i szef prokuratury okręgowej dowiedziałby się z mediów, że jest sprawa "o zasięgu medialnym". "Czy spotkałem się w praktyce z sytuacją, aby prokurator okręgowy nie miał informacji na temat sprawy medialnie ważnej? Nie pamiętam takiej sytuacji" - odpowiedział prok. Gronek.
Powiedział też, że w sprawie Amber Gold nie była na niego wywierana żadna presja, aby ktoś do niego dzwonił lub przychodził i mówił, co ma przeprowadzić. Podkreślił, że wykonywał czynności, do których był zobowiązany. Dodał, że w tej sprawie nie kontaktował się ani z politykami, ani osobami ze spółki Amber Gold. (PAP)