Syryjska opozycja apeluje o pomoc do Rady Bezpieczeństwa ONZ
Przewodniczący syryjskiej opozycji Ahmad Dżarba wezwał w środę do pilnego zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie - jak to określono - "masakry" przeprowadzonej przez armię w regionie Damaszku, gdzie według opozycji użyto iej Koalicji Narodowej George'a Sabry w atakach pod stolicą zginęło 1300 osób.
"Dzisiaj reżim nie po raz pierwszy użył broni chemicznej. Ale dzisiejsze zbrodnie oznaczają punkt zwrotny w operacjach reżimu. Tym razem chodziło raczej o unicestwienie niż terror" - powiedział Sabra na konferencji prasowej w Stambule. Wcześniejszy bilans opozycji mówił o 600 zabitych.
O współudział w masakrze Sabra oskarżył społeczność międzynarodową, która jego zdaniem milczy w obliczu syryjskiego konfliktu.
Wielka Brytania oświadczyła, że gdyby doniesienia o ataku potwierdziły się, byłaby to "szokująca eskalacja" konfliktu w Syrii. Londyn zapowiedział, że podniesie ten temat na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, a minister spraw zagranicznych William Hague wyraził "głębokie zaniepokojenie".
Szef saudyjskiej dyplomacji książę Saud ibn Fajsal ibn Abd al-Aziz as-Saud zaapelował o pilne posiedzenie RB ONZ, która jego zdaniem "powinna przyjąć jednoznaczną rezolucję, kończącą tę ludzką tragedię".
Stojący na czele Syryjskiej Koalicji Narodowej Ahmad Dżarba zaapelował, by w miejsce, gdzie miało dojść do ataku gazowego, udali się międzynarodowi inspektorzy. Także Liga Arabska stoi na stanowisku, że region domniemanego ataku powinni "natychmiast" skontrolować inspektorzy ONZ. W podobnym tonie wypowiedziało się MSZ Szwecji, Turcji oraz francuski prezydent Francois Hollande.
Szef inspektorów ONZ ds. broni chemicznej, szwedzki naukowiec Ake Sellstroem potwierdził, że doniesienia o ataku powinny zostać zbadane. "Będzie to zależało od tego, czy któreś z państw członkowskich ONZ zwróci się w tej sprawie do sekretarza generalnego ONZ. My jesteśmy na miejscu" - powiedział szwedzkiej agencji TT.
Z Syrii docierają niejednoznaczne doniesienia na temat liczby ofiar ewentualnego ataku.
Zdaniem Damasceńskiego Biura Prasoweg Hamurii, 100 w Kfar Batna, 67 w Sakbie, 61 w Dumie, 76 w Muadamii, a 40 w Irbibie.
Według źródeł cytowanych wcześniej przez agencję Reutera wojska reżimowe użyły rakiet z głowicami z gazem na przedmieściach Damaszku - Ain Tarma, Zemalka i Dżobar. Zdaniem cytowanej wcześniej przez agencję pielęgniarki liczba ofiar ataku wyniosła ponad 200, a wiele z nich to kobiety i dzieci.
"Ofiary przywożono z rozszerzonymi źrenicami, zimnymi kończynami i pianą na ustach. Lekarze twierdzą, że to typowe objawy u ofiar gazów bojowych" - powiedziała pielęgniarka Bajan Baker.
Z kolei szef opozycyjnego Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka Rami Abdel Rahman mówił o "dziesiątkach ludzi" zabitych w ataku gazowym. Dodał, że siły reżimowe prowadzą szeroką ofensywę na wschodnich i zachodnich przedmieściach Damaszku, znajdujących się w rękach rebeliantów.
Natomiast lokalne komitety koordynacyjne twierdzą, że setki ludzi zginęły lub zostały ranne.
Syryjska telewizja zdementowała informacje o ataku gazowym, cytując źródła rządowe, według których doniesienia te mają na celu odciągnięcie od pracy ONZ-owskich ekspertów ds. broni chemicznej. Minister informacji Omran Ahid ez-Zubi nazwał doniesienia "nielogicznymi i fałszywymi".
Także syryjskie dowództwo wojskowe zaprzeczyło tym doniesieniom, twierdząc, że są one oznaką histerii ze strony opozycji. "Doniesienia rozpowszechniane przez grupy terrorystyczne i kanały satelitarne, które je wspierają, są desperacką próbą ukrycia niepowodzeń w terenie" - oświadczyło wojsko w komunikacie odczytanym w państwowej telewizji.
Od niedzieli w Syrii przebywa 20-osobowa misja ONZ, która ma w trzech miejscach zweryfikować doniesienia o użyciu broni chemicznej w czasie syryjskiego konfliktu.
Syryjski rząd zaprzeczał, by w walkach sięgał po taki arsenał. Twierdził jednocześnie, że broni chemicznej użyli rebelianci walczący z Baszarem el-Asadem. (PAP)