Niemcy, Francja i Włochy chcą dać Unii Europejskiej "nowy impuls"
Kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Francji Francois Hollande i premier Włoch Matteo Renzi opowiedzieli się w poniedziałek w Berlinie za nadaniem UE "nowego impulsu" w celu wzmocnienia jej po Brexicie. Zapewnili, że nie tworzą "dyrektoriatu" w Europie.
Przywódcy trzech krajów uzgodnili ponadto, że nie będzie żadnych formalnych ani nieformalnych rozmów z Wielką Brytanią, zanim kraj ten nie uruchomi art. 50 traktatu UE. Ich zdaniem powinno to nastąpić jak najszybciej, by maksymalnie skrócić okres niepewności, w jakim znalazła się Wspólnota po brytyjskim referendum.
"Jesteśmy nadal jednym z najsilniejszych obszarów gospodarczych, jesteśmy nadal wielką wspólnotą. Należy tak pokierować Radą Europejską, abyśmy uzgodnili wspólne działania i nie pozwolili na wzmocnienie sił odśrodkowych" - mówiła Merkel na spotkaniu z dziennikarzami w przerwie spotkania w urzędzie kanclerskim.
Szefowa niemieckiego rządu zapowiedziała, że przedstawi na szczycie UE we wtorek propozycję stanowiącą "nowy impuls" dla Unii Europejskiej. Jak tłumaczyła, w najbliższych miesiącach zostaną wypracowane "konkretne kroki". Kanclerz wymieniła w tym kontekście bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne, walkę z terroryzmem, ochronę granic Wspólnoty, wzrost gospodarczy, walkę z bezrobociem i konkurencyjność.
Merkel wyjaśniła, że propozycje "trójki" będą przedmiotem dyskusji podczas szczytu w Brukseli; we wrześniu mają zostać omówione "specyficzne kroki", a proces przygotowywania zmian miałby się jej zdaniem zakończyć w 60. rocznicę podpisania traktatów rzymskich - w marcu przyszłego roku.
"Nie mamy czasu do stracenia, nowy impuls potrzebny jest teraz" - mówił Hollande. Zapewnił, że przywódcy trzech krajów nie chcą "wynaleźć Europy od nowa". "To jest proces, chcemy skoncentrować się na kilku priorytetach" - mówił Hollande, wymieniając bezpieczeństwo, ochronę granic, walkę z terroryzmem, obronę, wzrost gospodarczy i miejsca pracy dla młodzieży.
"Decydująca jest teraz klarowność, szybkość i zwartość" - stwierdził prezydent Francji. "Jeżeli pozostaniemy zwarci, poradzimy sobie" - apelował.
Renzi zapowiedział napisanie "nowego rozdziału" w historii Europy. "Musimy akcentować to, co nas łączy, a nie to, co nas dzieli" - mówił. "Nie wolno tracić ani minuty" - napominał.
Merkel, Hollande i Renzi uzgodnili, że nie będzie żadnych formalnych ani nieformalnych rozmów z Wielką Brytanią, zanim kraj ten nie uruchomi art. 50 traktatu UE. Artykuł ten przewiduje możliwość opuszczenia Unii Europejskiej przez państwo członkowskie. Merkel zaznaczyła, że to Londyn musi wykonać pierwszy krok.
Merkel potwierdziła swoje stanowisko, że Wielka Brytania nie może "stale odkładać decyzji" o wszczęciu procedury wyjścia z UE, zastrzegła równocześnie, że "nie chodzi o dzień lub dwa w jedną czy drugą stronę". Bardziej zdecydowanie wypowiedział się w tej kwestii Hollande. "Nie ma nic gorszego niż niepewność" - powiedział prezydent Francji, zaznaczając, że Brexit powinien zostać zrealizowany "jak najszybciej". "Wielka Brytania zasługuje na szacunek, lecz szacunek należy się także nam" - mówił.
Odpowiadając na pytania dziennikarzy, Merkel zapewniła, że troje przywódców nie dąży do stworzenia nowego "dyrektoriatu" (ciała zarządzającego) w Unii Europejskiej.
"Nigdy nie użyłam tego terminu" - powiedziała Merkel. To wydarzenie (Brexit), które stanowi przełom w historii UE, sprawia, że ten format rozmów wydaje się mieć sens - tłumaczyła szefowa niemieckiego rządu. "Omawialiśmy wspólnie sprawy w sposób nacechowany zaufaniem, nie uprzedzając żadnych decyzji" - dodała.
Hollande podkreślił, że Niemcy, Francja i Włochy są państwami założycielami Wspólnoty i ponoszą szczególną odpowiedzialność za jej losy.
Merkel zaznaczyła, że wszystkie ważne decyzje w UE podejmowane były zawsze wspólnie, chociaż "nie było to łatwe". Wymieniła w tym kontekście ratowanie strefy euro i politykę migracyjną czy umowę z Turcją. "W tym duchu rozpoczniemy jutro dyskusję. Trzy (kraje) nie mogą niczego rozstrzygnąć, w Radzie Europejskiej decyzje podejmowane są jednomyślnie, co oznacza, że należy wsłuchiwać się w głos każdego kraju, gdyż każdy kraj ma jeden głos" - podkreśliła niemiecka kanclerz.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)