Macierewicz o Smoleńsku: ta tragedia zjednoczyła wszystkich Polaków
Ta tragedia zjednoczyła wszystkich Polaków; czy naprawdę nie jest możliwe, by próba dojścia do prawdy zjednoczyła nas raz jeszcze? - pytał szef MON Antoni Macierewicz, odpowiadając na zarzuty opozycji ws. powołania komisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej.
Sejmowa komisja obrony, na wniosek posłów PO i Kukiz’15, wysłuchała w środę informacji MON nt. powodów i podstaw dla wznowienia badania katastrofy smoleńskiej. Posiedzenie przerwano ze względu na sejmowe głosowania. Ma być kontynuowane w czwartek.
Macierewicz na początku lutego podpisał rozporządzenia ws. organizacji oraz działania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP). Dała ona szefowi MON prawo do wznowienia badania wypadku lub incydentu lotniczego, "gdy zostaną ujawnione nowe okoliczności lub dowody mogące mieć istotny wpływ na ich przyczyny". Jedocześnie minister powołał podkomisję w ramach KBWLLP do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. W ub. tygodniu zebrała się ona na pierwszym posiedzeniu.
W imieniu wnioskodawców b. wiceszef MON Czesław Mroczek (PO) argumentował, że nie ma powodów merytorycznych, by wznawiać badanie katastrofy smoleńskiej, a decyzja o powołaniu podkomisji jest obarczona wadą prawną, zaś minister przesądził już, jakie były przyczyny tragedii. Macierewicz odpowiadał m.in., że nigdy nie wskazywał powodu, dlaczego samolot Tu-154M rozpadł się w powietrzu i że nie ma wątpliwości, że 18 metrów nad ziemią zniknęło całe zasilanie elektryczne.
"Większość ekspertów zawodowo zajmujących się wyjaśnianiem katastrof już w tej sprawie zajęło stanowisko. Chcemy poznać powody i okoliczności wznowienia badania. W uzasadnieniu tej decyzji wskazano powody, ale to tylko polemika z ustaleniami KBWLLP z raportu. Nic tam nie ma nowego, uzasadniającego wznowienie badania" - mówił Mroczek, stawiając tezę, że nie było powodów do decyzji o wznowieniu badania katastrofy.
Mroczek zauważył, że dotychczasowe przepisy o badaniu wypadków lotniczych nie znały pojęcia "podkomisji". "W poprzednim porządku prawnym badanie katastrof było oddane ekspertom. Z mocy prawa szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów stał na czele komisji, w składzie byli specjaliści różnych dziedzin. Decyzję o wznowieniu podejmował przewodniczący komisji, jeśli były nowe okoliczności. Minister Macierewicz zmienił rozporządzenie, powołał nową instytucję wcześniej nieznaną - podkomisji - przejął na siebie decyzję o wznowieniu badania katastrofy lotniczej, odbierając prawo do decyzji merytorycznie przygotowanej osobie, jaką jest przewodniczący komisji. Raport komisja złoży nie przewodniczącemu komisji, lecz ministrowi ON" - podkreślał poseł PO.
"Decyzja o powołaniu podkomisji jest dotknięta wadą prawną, więc ustalenia nie będą wiążące. Podkomisja jest też obarczona grzechem pierworodnym stronniczości, bo minister Macierewicz na uroczystości powołania podkomisji już powiedział, co się wydarzyło, i zanegował dotychczasowe prace komisji. Ci ludzie - nawet gdyby doszli do takich ustaleń jak poprzednia komisja - nie mogą tak zrobić" - powiedział poseł PO.
Odnosząc się do niedawnych wypowiedzi Macierewicza, że "po Smoleńsku możemy powiedzieć, że byliśmy też pierwszą wielką ofiarą terroryzmu", Mroczek oświadczył: "albo chcemy wznawiać postępowanie i badanie, i dojść do prawdy, albo minister już wie. Albo pan wie, albo chce pan badać i powołuje podkomisję. To, co pan robi, jest jedną wielką nieodpowiedzialnością. Tak nie może czynić minister obrony narodowej, to po prostu niepojęte. Brak słów" - zakończył.
Nawiązując do swoich słów o terroryzmie, Macierewicz podkreślił, że istotą tzw. wojny hybrydowej jest działanie na świadomość społeczną przeciwnika. "Terror ma także swoją postać medialną. (...) I w takim wymiarze słowo terroryzm było wtedy używane" – powiedział szef MON.
"Nigdy nie powiedziałem i nie mam zamiaru przed wynikiem badań (podkomisji - PAP) wskazywać powodu, który doprowadził do tego, że samolot rozpadł się w powietrzu. Ale negowanie tego podstawowego faktu jest jakąś próbą zawracania kijem Wisły" – mówił minister.
Apelował, by sięgnąć do zapisów parametrów lotu, w tym do raportów KBWLLP i Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) z Moskwy. "Nie ma wątpliwości: 18 metrów nad ziemią zaniknęło całe zasilanie elektryczne samolotu. W tej sprawie nikt nie ma żadnej wątpliwości. Możecie to ukrywać, możecie się z tego naigrywać. Macie w tej sprawie duże doświadczenie, ale z siebie się wtedy naigrywacie" – powiedział Macierewicz do posłów opozycji.
Oskarżył też opozycję o ponowne rozpętywanie "nienawiści wobec próby wyjaśnienia tej największej tragedii w dziejach niepodległej Polski". "To jest najbardziej w tym wszystkim bolesne i trudne. Ta fala nienawiści, którą chcecie wzbudzić, tylko dlatego, że jako minister obrony narodowej nie mam wątpliwości, iż moim obowiązkiem jest doprowadzenie do wyjaśnienia tego, co się stało w związku z tragedią smoleńską. Przypisywanie mi jakichkolwiek uprzedzeń w tej sprawie jest daleko idącą nieuczciwością" – powiedział Macierewicz.
Minister pytał, dlaczego nie skierowano do badań w laboratorium – mimo że komisja i prokuratura były o tym powiadomione – materiałów, które miały świadczyć o – jak powiedział – wadzie fabrycznej jednego z głównych zespołów technicznych samolotu. Stwierdził też, że tzw. polska czarna skrzynka, czyli rejestrator firmy ATM, nie został wysłany za pierwszym razem do Polski, a film z jej rozpakowania jest nieprawdziwy. "To są tylko dwa przykłady z licznych, które znajdowały się i znajdują w materiałach KBWLLP" – powiedział minister.
Maciej Lasek, były członek KBWLLP, która przed przewodnictwem Jerzego Millera badała katastrofę smoleńską, oraz szef komisji badającej wypadki w lotnictwie cywilnym, powiedział PAP, że komisja Millera nic nie wiedziała o wadzie fabrycznej żadnego z zespołów technicznych Tu-154M. "Nawet opublikowana przed rokiem opinia zespołu biegłych dla prokuratury nic nie mówi o żadnej wadzie fabrycznej" - zauważył Lasek. Zaznaczył, że wszystkie systemy samolotu były sprawne do zderzenia z brzozą.
Pytany o sprawę rejestratora ATM QAR Lasek powiedział natomiast, że rzeczywiście za pierwszym razem przywieziono do Polski skrzynkę z innym agregatem. "Z tego, co pamiętam, następnego dnia przyleciał właściwy rejestrator. Jego karta pamięci została odczytana przez producenta w obecności polskich i rosyjskich prokuratorów oraz członków MAK i komisji Millera" - powiedział.
Lasek wyjaśnił też, że ATM QAR jest rejestratorem eksploatacyjnym, a nie katastroficznym, w związku z tym zapis, ze względu na buforowanie danych, kończy się na ok. 1,5 sek. przed momentem utraty zasilania - w przypadku katastrofy smoleńskiej było to ok. 100 ostatnich metrów lotu, od wysokości ok. 15 metrów nad ziemią. "W rejestratorach katastroficznych zapis był do końca, do zderzenia z ziemią, dlatego uzupełniliśmy 1,5 sekundy zapisu rejestratora ATM - a tak naprawdę dwie sekundy, tak na wszelki wypadek" - tłumaczył Lasek.
"Dowodem na to, że zasilanie było do zderzenia z ziemią, jest także zapis komputera pokładowego FMS, który został zbadany przez Amerykanów. W jego pamięci zapisane zostały współrzędne odebrane przez trzy anteny systemu GPS w momencie utraty zasilania. Odpowiadają one miejscu zderzenia samolotu z ziemią" - podkreślił Lasek.
Zwracając się do posłów PO, Macierewicz powiedział, że miał nadzieję, iż są oni "najnormalniej w świecie zatroskani tym, że po sześciu latach nie wiemy, jak zginęła polska elita narodowa". "Ta tragedia zjednoczyła wszystkich Polaków w tamtych kilkunastu godzinach. Czy naprawdę nie jest możliwe, by próba dojścia do prawdy zjednoczyła nas wszystkich raz jeszcze?" – pytał szef MON.
Odnosząc się do zarzutów prawnych, minister podkreślił, że rozporządzenie z 2004 r. pozwalało szefowi MON podjąć decyzję o wznowieniu badania i ewentualnie zmianie orzeczenia KBWLLP w sytuacji, gdy wyjdą na jaw nowe okoliczności lub dowody istotne dla sprawy lub gdy dowody nie były wcześniej znane. "Rozporządzenie, na podstawie którego została powołana obecna podkomisja badająca tragedię smoleńską, zostało powołane na podstawie dokładnie tak samo brzmiącego przepisu, który został przywrócony" – powiedział Macierewicz.
Cezary Tomczyk (PO) zarzucał Macierewiczowi, że przedstawił już 18 różnych tez o katastrofie, łącznie z tym, że mordowano osoby, które przeżyły katastrofę, a obecnie dokłada kolejną - o wadzie silnika.
"Mam nadzieję, że starcza panu kompetencji, by zrozumieć, że ślady po wycieku z silnika, skrzydło, które nie zostaje ułamane przez brzozę, awaria całej instalacji elektrycznej - to wszystko zdarzyło się naprawdę. Ale żadne z tych wydarzeń - nigdy ani publicznie, ani prywatnie nie mówiłem o tych, którzy byli mordowani. Nigdy te słowa nie padły z moich ust" - oświadczył szef MON.
Jak dodał, jego zdaniem żaden ze wskazywanych przez niego faktów nie był ostatecznym powodem tej tragedii. "Do dziś nie wiem, co nim było. To są tylko przejawy. Przyczynę ma wyjaśnić badanie. Awaria silników była widoczna przez 250 świadków. Mogę panu przedstawić pełną listę z imienia i nazwiska" - zadeklarował.
Wcześniej Macierewicz powiedział do posłów PO, iż rozumie, że Rosjanie nie chcą nam oddać wraku i skrzynek. "Ale że wy macie coś do ukrycia, że nie chcecie dojścia do prawdy w tej sprawie? To przecież niemożliwe" - powiedział.
Według Andrzeja Melaka z Rodzin Katyńskich, który po 10 kwietnia 2010 r. był w Moskwie, aby identyfikować ciało swego brata, rodziny nie zgadzają się z tym, co przekazała im polska KBWLLP. "To były rzeczy nie do pojęcia, niestosowane w żadnym cywilizowanym świecie. (...) Mamy nadzieję, że komisja powołana przez ministra Macierewicza mająca dostęp do wszelkich dokumentów doprowadzi do tego, że rodziny będą mogły spać spokojnie. My nie jesteśmy pewni, czy stoimy nad grobami naszych bliskich, podczas gdy doszło do takich ogromnych nieprawidłowości" - oświadczył.(PAP)