SN: Nangar Khel to niesubordynacja, a nie zbrodnia wojenna; kary w zawieszeniu

2016-02-17, 10:58  Polska Agencja Prasowa
Sąd Najwyższy utrzymał w mocy wyrok Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Fot. PAP/Tomasz Gzell

Sąd Najwyższy utrzymał w mocy wyrok Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Fot. PAP/Tomasz Gzell

Nie zbrodnia wojenna, lecz źle wykonany rozkaz, za co należą się kary w zawieszeniu - tak uznał w środę Sąd Najwyższy utrzymując w mocy wyrok Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie ws. zajść z Nangar Khel z 2007 r. gdzie po polskim ostrzale zginęło 6 Afgańczyków.

W sierpniu 2007 r. w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza przysiółka afgańskiej wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób, trzy zostały ranne. W wiosce trwało wesele. Okolica była znana polskim żołnierzom, bo wcześniej w pobliżu na minę-pułapkę zastawioną przez talibów wpadł polski rosomak - dlatego miano wysłać tam patrol z oskarżonymi, aby dokonali "demonstracji siły".

O dokonanie zbrodni wojennej zabójstwa cywili oraz ostrzelania niebronionego obiektu prokuratura wojskowa oskarżyła siedmiu żołnierzy: dowódcę zgrupowania, który miał wydać rozkaz, podporucznika - dowódcę patrolu wysłanego na miejsce oraz pięciu podległych mu żołnierzy: chorążego, plutonowego i trzech szeregowych. Był to pierwszy w Polsce po II wojnie światowej proces ws. zbrodni wojennej.

Sądy już raz badały tę sprawę. W 2011 r. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wszystkich siedmiu żołnierzy, a apelacje rozpoznawała Izba Wojskowa SN. W 2012 r. SN prawomocnie uniewinnił najwyższego rangą z podsądnych kpt. Olgierda C. oraz dwóch szeregowych. Do ponownego rozpoznania wróciła natomiast wówczas sprawa czterech członków plutonu, który został wysłany przez kpt. C. pod Nangar Khel: dowódcy plutonu ppor. Łukasza Bywalca, jego zastępcy chor. Andrzeja Osieckiego, plut. Tomasza Borysiewicza oraz szer. Damiana Ligockiego (Bywalec pozostał w wojsku, pozostali są poza służbą. Zgadzają się na podawanie swych danych).

W ponownym procesie pierwszej instancji prokuratura wojskowa żądała kary 8 lat więzienia dla Bywalca, 12 lat - dla Osieckiego, 8 lat - dla Borysiewicza i 5 lat dla Ligockiego. "Oskarżeni działali z zamiarem umyślnym; co najmniej godzili się na śmierć cywili" - mówił wtedy prokurator. WSO uznał tę sprawę nie za zbrodnię wojenną, lecz za nieprawidłowe wykonanie rozkazu (obsługujący moździerz Borysiewicz został też uznany za winnego nieostrożnego obchodzenia się z bronią wojskową) i skazał za to trzech oskarżonych na kary więzienia w zawieszeniu, zaś wobec Ligockiego warunkowo umorzył postępowanie, uznając jego winę.

Apelacje złożyły i prokuratura i obrona. Oskarżyciel chciał ponownego procesu o zbrodnię wojenną, a obrona walczyła o całkowite uniewinnienie. W środę trzyosobowy skład Izby Wojskowej SN uznał wyrok I instancji za prawidłowy i utrzymał go w mocy, apelacje uznając za niezasadne. Wszystkim przypisano popełnienie przestępstwa przeciwko zasadom dyscypliny wojskowej, ponieważ działali wspólnie. "Stan dowodów jest kompletny. Przedłużanie, rozpatrywanie sprawy po raz kolejny, mijałoby się z celem i racjonalnością" - dodał sędzia, odnosząc się do argumentów obrony, która była za tym, aby - jeśli sąd nie uniewinni ich klientów - zwrócił sprawę do ponownego rozpoznania.

Sędzia SN Marian Marian Buliński uzasadniał wyrok w części dotyczącej apelacji prokuratora. "Oskarżenie o zbrodnię wojenną to autorska wersja oskarżyciela, której wprawdzie nie da się całkowicie wykluczyć, ale też nie da się jej potwierdzić - dlatego nie można za nią skazać" - powiedział.

"Żołnierze z Nangar Khel dopuścili się niesubordynacji. Rozkaz dowódcy był jasny i w żaden sposób nie dotyczył ani miejsca ani okoliczności, w jakich broń została użyta" - mówił sędzia SN Jerzy Steckiewicz uzasadniając wyrok w wątku sposobu wykonania rozkazu. "Oskarżeni po wyjeździe z bazy w rejon zdarzenia postępowali samowolnie, wbrew poleceniu mjr. C. i wbrew ogólnym zasadom postępowania i użycia broni w Afganistanie. Rozkaz użycia moździerza wykonano w sytuacji, w której nie było bezpośredniego zagrożenia. Ppor. Bywalec mógłby tak uczynić jedynie w sytuacji zagrożenia patrolu - a tak w tej sprawie nie było. Mimo braku zagrożenia chor. Osiecki wydał Borysiewiczowi polecenie otwarcia ognia z moździerza, a najstarszy stopniem - ppor. Bywalec - widząc i wiedząc, że podwładni postępują bezprawnie, nie uchylił ani nie zmienił tego rozkazu. W tej sytuacji doszło więc do zmiany hierarchii dowodzenia" - dodał.

Ligocki, który jako jedyny z oskarżonych strzelał w Nangar Khel nie z moździerza lecz z karabinu maszynowego, został także uznany za winnego złego wykonania rozkazu, ale wobec niego sąd warunkowo umorzył postępowanie. "Sprawdzenie broni przez strzelanie do wzgórz 2 km dalej - tak doświadczony żołnierz jak Ligocki powinien wiedzieć, że takie sprawdzenie nie ma sensu, szczególnie że strzelał ponad zabudowaniami. Dlatego miał strzelać w lepiankę? Gdyby naprawdę w nią celował, to by zapewne trafił" - mówił sędzia Buliński, odnosząc się do argumentów obrony, że Ligocki nie miał zamiaru ostrzeliwać wioski, lecz jedynie dokonywał sprawdzenia broni po jej zacięciu. SN nie zgodził się też z zarzutami obrony, że wszystkiemu winna była wadliwa amunicja.

Wyrok jest prawomocny. Niezadowolone z orzeczenia strony mogą jeszcze starać się o złożenie kasacji do SN, w której należy wykazać, że sąd II instancji rażąco naruszył prawo. Ponieważ wymierzono kary w zawieszeniu, kasację złożyć mogą tylko: Prokurator Generalny, Minister Sprawiedliwości i Rzecznik Praw Obywatelskich. Rozpoznałby ją siedmioosobowy skład SN (w środę SN orzekał w składzie trzech sędziów). Obrońcy żołnierzy zapowiedzieli, że będą się ubiegać o to, aby RPO wniósł kasację. Adwokaci wyrazili satysfakcję, że sprawa nie dotyczy już zbrodni wojennej.

Podsądnych nie było w środę w SN. Wyrokowi przysłuchiwali się byli żołnierze wojsk desantowo-szturmowych, a także gen. Waldemar Skrzypczak, b. dowódca wojsk lądowych i b. wiceszef MON w rządzie Donalda Tuska. Skrzypczak od początku wstawiał się za oskarżonymi żołnierzami, protestował też wobec ich aresztowania na początku całej sprawy. W środę po wyroku zaapelował do prezydenta Andrzeja Dudy o akt łaski wobec skazanych.

"Żołnierze są gotowi służyć ojczyźnie i wykonywać te postanowienia, jakie wydadzą władze polityczne. Ale także politycy powinni ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. To jest okazja, żeby ta formacja polityczna się zrehabilitowała. Apeluję do prezydenta Dudy, aby wydał w tej sprawie akt łaski" - mówił dziennikarzom. Jego zdaniem, duży udział w sprawie miały służby specjalne, które "pisały jej scenariusz, a działo się to w czasach, gdy władzę sprawowała ta formacja, która rządzi dziś. Syndrom Nangar Khel istnieje, żołnierze boją się otworzyć ogień w obawie nie przed przeciwnikiem na miejscu, ale przed prokuratorem w kraju. To się będzie za armią ciągnąć tak długo, jak długo środowisko polityczne nie wyciągnie wniosków i nie weźmie odpowiedzialności" - dodał.(PAP)

Kraj i świat

W wywiadzie dla Reutera prezydent Duda zarzuca Rosji działania zimnowojenne

2016-02-19, 18:17

Szefowa polskiego rządu rozmawiała w Brukseli z Cameronem

2016-02-19, 16:49

Wałęsa: popełniłem błąd, ale nie mogę ujawnić prawdy

2016-02-19, 08:03

Resort zdrowia chce lokować postawy prozdrowotne w TVP

2016-02-18, 19:27

Na szczycie UE ostrożny optymizm ws. kompromisu z Londynem

2016-02-18, 19:25

Austria i kraje Bałkanów będą wspólnie rejestrowały migrantów

2016-02-18, 17:19

Tusk o teczkach Wałęsy: odgrzewana sprawa; przykra dla wizerunku

2016-02-18, 17:18

Wałęsa: nie może być żadnych materiałów mojego pochodzenia; w sądzie to udowodnię

2016-02-18, 11:20

IPN: w dokumentach Kiszczaka teczka personalna i teczka pracy TW "Bolek"

2016-02-18, 10:51
Policja: Kajetan P. zatrzymany na Malcie

Policja: Kajetan P. zatrzymany na Malcie

2016-02-17, 16:29
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę