Barbórka świętowana w cieniu kryzysu
Trudna sytuacja finansowa spółek węglowych i trwający wciąż kryzys na światowym rynku sprawiają, że tegoroczna Barbórka będzie świętowana w ich cieniu. Górnicy, z którymi rozmawiała PAP, są w niewesołych nastrojach. "Nie ma się z czego cieszyć, bo niestety górnictwo się kończy" - mówią.
Mijający rok upłynął na Śląsku pod znakiem gigantycznych problemów spółek węglowych, zmian na stanowiskach ich szefów, zagrożenia wypłat, porozumienia poprzedniego rządu ze związkami zawodowymi, gwałtownych protestów w Jastrzębiu Zdroju. W pierwszych trzech kwartałach górnictwo węgla kamiennego miało 1,674 mld zł straty. Przyszłość wciąż niepewna, 95 tys. zatrudnionych w polskim górnictwie czeka na decyzje rządu Beaty Szydło.
„Już nie ma się z czego cieszyć, bo niestety górnictwo się kończy” – ocenia z żalem nadsztygar Stanisław Kachniarz z kopalni Wieczorek w Katowicach. To jedna z najstarszych polskich kopalń, żywicielka wielu pokoleń mieszkańców Giszowca i Janowa. Po 189 latach istnienia jej koniec jest już bliski – ma fedrować do 2020 r.
„Sytuacja jest trudna, jest ciężko, ale tradycję Barbórki będę zawsze podtrzymywał, zwłaszcza, że wywodzę się z górniczej rodziny” – zapewnia Marek Braszczok z Wieczorka. 4 grudnia wspomina się też zawsze tych, co odeszli już „na wieczną szychtę”. „To jest górnictwo, spotykamy się z tym na co dzień, ale musimy iść do przodu” – mówi Braszczok.
Do 30 listopada w całym polskim górnictwie zginęło 16 górników, z czego w kopalniach węgla kamiennego - 10. W całym ubiegłym roku liczby te wyniosły odpowiednio - 30 i 20.
Najgłośniejszym echem odbił się kwietniowy wypadek w części kopalni Wujek, tzw. ruchu Śląsk, w wyniku którego zginęli dwaj górnicy. Najpotężniejszy wstrząs od ponad 30 lat w polskim górnictwie, ogromna skala zniszczeń, najdłuższa, trwająca 67 dni akcja. Mimo zaangażowania wielkich sił i środków 36-letniego sztygara i 44-letniego ślusarza nie udało się uratować - choć przeżyli wstrząs, prawdopodobnie zabrakło im powietrza.
Podczas niedzielnej barbórkowej mszy świętej w kościele pw. Św. Barbary w Katowicach metropolita katowicki wspominał tę akcję ratowniczą. „Może służyć jako książkowy przykład tego, co nazywamy solidarnością górniczą. Nakazuje ona iść po zasypanych na dole kolegów, nie bacząc na zagrożenia, ryzyko i koszty” – mówił abp Wiktor Skworc.
Ocenił też burzliwe wydarzenia ostatnich miesięcy: „Mijający rok niestety potwierdził, że właściciel naszych kopalń i kopalin – Skarb Państwa - jest właścicielem niewydolnym, nieumiejącym skutecznie przeprowadzić koniecznych reform w górnictwie węglowym. Mimo deklaracji i obietnic, mimo podpisanego porozumienia, mimo wprowadzonej szybką ścieżką legislacyjną ustawy, zabrakło determinacji, a na końcu nawet czasu do jej realizacji” – powiedział hierarcha.
Podkreślił, że na Górnym Śląsku jest oczekiwana jakościowa zmiana w kwestii górnictwa po tym, jak „rozbudzone zostały nadzieje na jakościową zmianę w relacjach rządzący-rządzeni”.
„Chcemy po prostu pracować i dostawać wynagrodzenie za swoją pracę, ale żeby politycy i żeby wszyscy zrobili tak, żeby było dobrze. Myślę, że to jest najważniejsze” – mówi górnik strzałowy Przemysław Pskiet.
„Może być PiS, może być PO – dla nas to nie jest istotne. Jest nasza praca - szanujemy, tradycję utrzymujemy. Jak się traci tradycję, zostaje się nikim” – uważa Stanisław Kachniarz.
Kopalnia Wieczorek walczy o byt, jak całe górnictwo, stawiając na wydobycie poszukiwanych na rynku grubszych rodzajów węgla, zamiast miału, który jest tańszy i trudniej go sprzedać. Dlatego np. zamiast kombajnu, który bardzo kruszy węgiel, w Wieczorku używa się materiałów wybuchowych i wiertnicy.
Aby wykonać te prace, górnik strzałowy Przemysław Pskiet musi dotrzeć na przodek - najpierw zjechać na dół górniczą windą – szolą, potem podjechać podziemną kolejką, a następnie jeszcze pokonać spory odcinek pieszo. Nienawykłym pot leje się z czoła, a przecież niosą tylko aparat ucieczkowy.
„Gorąco? Tu nie jest jeszcze tak źle, jak w niektórych miejscach, jest czasem dużo gorzej. Tu może jest 26-27 stopni” – ocenia Pskiet. „Co jest najgorsze w tej pracy? Czasami właśnie warunki, ale ten przodek jest akurat dobry, bo nic się nie dzieje – nie leci strop, trzymią się w miarę ociosy, a tak… Trzeba ręcznie wszystko zrobić, no bo to jest przodek” – dodaje.
Jak podkreśla Marek Braszczok - specjalista ds. bhp - warunki pracy pod ziemią są zupełnie inne niż na powierzchni. „Jest 2 proc. tlenu mniej – samo to męczy. Do tego temperatura, wilgotność, dojście, no i sama praca fizyczna jest uciążliwa. To jest zawód dla twardzieli” – mówi.
„Po 25 latach pod ziemią jak się przeżywa pierwszy, drugi rok na emeryturze, to już się żyje 100 lat, ale trzeba dalej być aktywnym. Jak idzie na emeryturę, usiądzie i tylko weźmie za pilot, to już szybciutko mu trzeba zbierać na wieniec” – dopowiada Kachniarz.
Barbórka jest w górnictwie dniem wolnym od pracy, świątecznym, ale nie każdy górnik się wyśpi. Zgodnie ze starym zwyczajem tych, którzy mieszkają na górniczych osiedlach, wczesnym rankiem obudzi gromkim i raźnym marszem górnicza orkiestra. W śląskich kościołach odprawiane są msze w intencji górników.
Tego dnia w wielu górniczych rodzinach na obiad musi być rosół, a na drugie – rolada wołowa, do tego kluski i modra kapusta – świąteczny śląski obiad. Wielu górników nie wyobraża sobie Barbórki bez golonki czy wursztu, czyli kiełbasy. Gdyby nie abp Wiktor Skworc, wielu miałoby dylemat. Bo w tym roku Barbórka wypada w piątek, a dla katolików to dzień pokuty i postu. Metropolita katowicki udzielił jednak wszystkim wiernym archidiecezji katowickiej dyspensy od piątkowego postu na górnicze święto.
„Golonka i piwko muszą być” – mówi z uśmiechem Przemysław Pskiet. „Moje barbórki początkowe to była ćwiartka wódki i kawałek kiełbasy, teraz już ani wódki, ani kiełbasy…” – macha ręką Kachniarz. „Cała prawda o górnictwie - trzeba to kochać tak jak żonę… Albo żonę przyjaciela” – podsumowuje.
Anna Gumułka (PAP)