Zrabowany podczas II wojny "Portret mężczyzny" wrócił do Polski
Zrabowany przez nazistów w 1944 roku XVIII-wieczny obraz Krzysztofa Lubienieckiego "Portret mężczyzny" po ponad 70 latach wrócił - ze Stanów Zjednoczonych - do Polski. Ponownie znalazł się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie (MNW).
"Tak naprawdę, gdyby nie dobra wola właściciela, szanse na odzyskanie tego obrazu byłyby bardzo niewielkie" - powiedziała na czwartkowej konferencji prasowej w MNW minister kultury Małgorzata Omilanowska.
Dotychczasowym właścicielem obrazu był Amerykanin John Bobb III, który - dowiedziawszy się, że dzieło pochodzi z rabunku - postanowił dobrowolnie oddać je Polakom - opowiadała minister, dziękując Amerykanom i podkreślając, że "to etyka, honor i uczciwość stoją za tym powrotem".
"Portret mężczyzny" jest jednym z wielu dzieł sztuki, które zostały zrabowane przez nazistów z Muzeum Narodowego w Warszawie w październiku 1944 roku. Prawdopodobnie obraz trafił następnie do zamku Fischhorn w Austrii, gdzie został odkryty przez jednego z żołnierzy amerykańskich, który po zakończonej służbie zabrał go do Stanów Zjednoczonych.
Z informacji przekazanych w 2009 r. polskiemu Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego wynikało, że w 1945 lub 1946 r. obraz został przewieziony do USA przez żołnierza amerykańskiej 42. Dywizji Piechoty, tzw. Rainbow Division.
Wiele lat po śmierci żołnierza, obraz został sprzedany nieświadomym kupcom z Columbus w stanie Ohio, gdzie pozostał przez wiele lat. Prowadząc badania nad rodzinnym drzewem genealogicznym, syn amerykańskiego żołnierza natrafił na zdjęcia obrazu. Po dalszych poszukiwaniach ustalił jego pochodzenie i postanowił zwrócić się do polskiego ministerstwa kultury. Po zapoznaniu się z prawami własności do obrazu, posiadacze dzieła zgodzili się zwrócić dzieło do Polski.
"Portret mężczyzny" powstał ok. 1728 roku. Jego autor, Krzysztof Lubieniecki (1659-1729), był polskim barokowym malarzem działającym w Amsterdamie.
"Raz na kilka tygodni mam okazję spotykać się z dziennikarzami i ludźmi zainteresowanymi tematem odzyskiwania dzieł sztuki" - mówiła na konferencji w Muzeum Narodowym w Warszawie minister Omilanowska.
Podkreśliła, że powroty dzieł sztuki do Polski bywają szczególne. "Obraz namalowany w 1728 roku przez Lubienieckiego i będący przedwojenną własnością tego muzeum doczekał się dalszego ciągu swojej historii, zapewne bardziej interesującego niż historia jego powstania i jego dziejów wystawienniczych" - zwróciła uwagę.
"Był w Warszawie zapewne do Powstania Warszawskiego. Stąd trafił, wywieziony przez Niemców, do składnicy Fischhorn (w Austrii - PAP). W trakcie akcji inwentaryzacji zawartości Fischhorn już przez wojska amerykańskie (...) został zabrany przez amerykańskiego żołnierza do Stanów Zjednoczonych. Nie wrócił do Polski. Trafiły mu się różne koleje losu, bo został sprzedany, trafił w ręce nowych właścicieli, którzy nie mieli pojęcia, skąd pochodził. Ale tak naprawdę to nie myśmy go znaleźli. Tak naprawdę znalazł go człowiek, który tutaj z nami jest: Robert C. Wittmann, który jest synem żołnierza amerykańskiego - tego, który wywiózł obraz do USA" - opowiadała Omilanowska.
Jak tłumaczyła, poszukując informacji o dziejach swego ojca, Wittmann trafił na zdjęcia, które potwierdziły, że obraz pochodzi z Polski. Wittmann ustalił, że dzieło znajduje się w rękach rodziny amerykańskiej, którą reprezentuje John Bobb III.
"I oto doszło do bardzo ważnego dla Polaków i Amerykanów momentu: kiedy właściciel, który legalnie kupił obraz, dowiedziawszy się o jego historii, zadecydował, że go po prostu odda. A człowiek, który go poinformował o tym, że ten obraz pochodzi z rabunku, jest synem żołnierza, który był odpowiedzialny za wywiezienie tego obrazu do USA" - mówiła minister.
Omilanowska podkreśliła, że powrót obrazu do Polski zawdzięczamy "ludziom uczciwym i honorowym".
"Tak naprawdę, gdyby nie dobra wola właściciela, to szanse na odzyskanie tego obrazu przez nas byłyby bardzo niewielkie. Wszystkie transakcje zawarte między 1945 rokiem a dzisiejszą datą były jak najbardziej legalne. Tu etyka decyduje o decyzjach" - powiedziała Omilanowska.
"Jestem naprawdę głęboko poruszona tym, że - nie po raz pierwszy zresztą - zdarza się, iż ludzie, którzy dowiadują się o tym, że mają dzieło pochodzące z rabunku, podejmują decyzję, dobrowolną, o oddaniu do muzeum. Uważam to za najwyższy wyraz etyki w stosunku do polskiego społeczeństwa obrabowanego, pozbawionego dóbr kultury w czasie II wojny światowej" - mówiła minister.
"Chyba w tej całej historii najważniejszy jest wielki gest i wielka uczciwość. 70 lat po wojnie jesteśmy w takiej sytuacji, że coraz trudniej nam prawnie odzyskiwać dzieła, a jednak coraz częściej one wracają. Właśnie dzięki takim gestom. Ważne, żebyśmy potrafili docenić takie gesty. Bo to etyka, honor i uczciwość stoją za tymi powrotami" - powiedziała Omilanowska.
W czwartkowej konferencji prasowej wziął udział także ambasador USA w Polsce Paul W. Jones, który podkreślił, że współpraca między Polakami i Amerykanami na polu odzyskiwania zrabowanych dzieł sztuki będzie kontynuowana.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego prowadzi jedyną ogólnopolską bazę danych strat wojennych – www.dzielautracone.gov.pl , która obecnie obejmuje blisko 63 tys. pozycji. Resort poszukuje m.in. prawie 7 tys. obrazów polskich twórców, w tym: 47 obrazów Aleksandra Gierymskiego, 36 Jana Matejki, 59 Jacka Malczewskiego, 29 Stanisława Wyspiańskiego oraz 7, 5 tys. dzieł malarstwa obcego, wśród których pojawiają się nazwiska takie jak: Rubens, Rembrandt czy Durer, prawie 3,8 tys. rzeźb i ponad 20 tys. wyrobów rzemiosła artystycznego.
Do dziś, dzięki zaangażowaniu resortu oraz zgromadzonej w MKiDN dokumentacji, do kraju powróciło kilkadziesiąt obiektów, m.in. "Żydówka z pomarańczami" i "Popiersie mężczyzny w renesansowym stroju" Aleksandra Gierymskiego, "Przed Polowaniem w Rytwianach" i "Naganka na polowaniu w Nieświeżu" Juliana Fałata, "Murzynka" Anny Bilińskiej-Bohdanowiczowej, "Czaty" Józefa Brandta, "Św. Filip chrzci sługę królowej Kandaki" Johanna Conrada Seekatza, "Schody pałacowe" Francesco Guardiego, "Via Cassia koło Rzymu" Oswalda Achenbacha i "Św. Iwo wspomaga biednych" Jacoba Jordaensa. (PAP)