Żołnierze NATO walczyli z talibami w Kunduzie
Siły specjalne NATO walczyły w nocy z wtorku na środę z talibami w opanowanym przez nich mieście Kunduz, na północy Afganistanu - poinformował w środę rzecznik wojsk amerykańskich pułkownik Brian Tribus.
Od kiedy w grudniu 2014 roku z Afganistanu wycofano większość oddziałów bojowych NATO, zagraniczni żołnierze rozmieszczeni w tym kraju teoretycznie mają jedynie doradzać afgańskim siłom i je szkolić. Jednak żołnierze mogą walczyć, jeśli zagrażają im rebelianci.
"Doradcy z sił specjalnych koalicji, doradzając i pomagając członkom afgańskich sił bezpieczeństwa, napotkali na zagrożenie ze strony rebeliantów w pobliżu lotniska w Kundzie 30 września, około godz. 1" - oświadczył Tribus. Nie chciał ujawnić, z jakich państw byli to żołnierze. Pytany, potwierdził, że brali oni udział w walkach.
Wcześniej źródło wojskowe wyjaśniło, że chodzi o żołnierzy elitarnych jednostek z USA, Wielkiej Brytanii i Niemiec, którzy są wśród 13 tys. zachodnich wojskowych wciąż przebywających w Afganistanie.
Tribus dodał, że amerykańskie lotnictwo dokonało w nocy z wtorku na środę dwóch nalotów w pobliżu lotniska w Kunduzie. To właśnie w okolicach lotniska, ok. 10 km od centrum miasta, w nocy dochodziło do najcięższych walk między talibami a wojskiem afgańskim.
Dodatkowe siły, które władze Afganistanu wysłały do Kunduzu, wciąż tam nie dotarły m.in. z powodu podłożonych w okolicy przez talibów ładunków wybuchowych. Talibowie zablokowali też drogi wielkimi głazami i workami z piaskiem. Setki afgańskich wojskowych utknęły w sąsiedniej prowincji Baghlan.
Według agencji Reutera ogłoszona przez władze w Kabulu kontrofensywa jeszcze nie nastąpiła. Tysiące wyczerpanych afgańskich policjantów i żołnierzy zaszyło się na lotnisku, czekając na posiłki z innych części kraju. Talibowie wycofali się stamtąd po drugim amerykańskim nalocie.
Dowódca sił islamistów blisko związany z ich nowym przywódcą mułłą Achtarem Mohammedem Mansurem przyznał, że bojownikom nie udało się utrzymać kontroli nad lotniskiem, ale powiedział, że miasto wciąż jest w ich rękach.
Według rzecznika policji w Kunduzie Saida Sarwara Hussajniego afgańskie siły w nocy z wtorku na środę przejęły kontrolę nad siedzibą policji w mieście. "Setki talibów zostało zabitych, a ich ciała leżą na ulicach. W mieście trwają ciężkie walki" - powiedział w rozmowie z agencją Reutera.
Afgańscy deputowani w środę wezwali prezydenta Aszrafa Ghaniego oraz premiera Abdullaha Abdullaha do dymisji z powodu "haniebnej" porażki w Kunduzie. Podczas chaotycznej sesji parlamentu posłowie apelowali o rozpoczęcie procesu impeachmentu.
Zastępca rzecznika Ghaniego powiedział, że parlamentarzyści mają prawo protestować. "Dla prezydenta priorytetem jest bezpieczeństwo mieszkańców Kunduzu i oczyszczenie terenu z terrorystów" - oświadczył. Dodał, że Ghani nakazał śledztwo, by ustalić, jak doszło do tak szybkiego upadku Kunduzu.
W poniedziałek islamiści przypuścili ofensywę na to 300-tysięczne miasto i do wieczora je opanowali. Siły rządowe zachowały wówczas kontrolę jedynie nad okolicami lotniska, ale już we wtorek wieczorem talibowie opanowali 80 proc. obiektów należących do portu lotniczego.
Kunduz jest pierwszą stolicą prowincji zdobytą przez talibów od obalenia ich rządów przez Amerykanów w 2001 roku. (PAP)