Zdaniem ekspertów, "złoty pociąg" to mit, informacje na jego temat - fragmentaryczne
Informacje o znalezieniu tzw. złotego pociągu są wciąż zbyt fragmentaryczne, by można było rozstrzygnąć, jaką mają wartość – oceniła autorka książek i filmów o poszukiwaniu skarbów Joanna Lamparska. Historyk prof. Tomasz Główiński uważa, że „złoty pociąg” to mit.
Dziennikarka, autorka książek i filmów o poszukiwaniu skarbów, organizatorka Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic Joanna Lamparska w rozmowie z PAP oceniła, że informacje na temat znaleziska zgłoszonego w Wałbrzychu są wciąż jeszcze zbyt fragmentaryczne i nieuporządkowane, by można było rozstrzygnąć, jaką mają faktycznie wartość. „To zgłoszenie sugeruje, że być może zgłaszający wiedzą więcej niż wiadomo od wielu lat o tym pociągu, ale jeszcze niczego konkretnego nie pokazali. Zdarza się, że czasem jedna informacja jest przełomem, lecz na razie do niego nie doszło” - powiedziała Lamparska.
Podkreśliła, że kilkanaście lat temu, gdy realizowała film dokumentalny o tzw. złotym pociągu, informacji na jego temat nie było więcej, ale wówczas na pewno dysponowano o wiele mniejszymi możliwościami technicznymi. Obecnie, jak zauważyła, do dyspozycji jest o wiele lepszy sprzęt, który pozwala na bezinwazyjne badania gruntu. „Zgłaszający zadeklarowali, że mają sponsorów, którzy sfinansują badania. Problemem jest jednak to, że – jak twierdzą - nikt z władz z nimi nie rozmawia. Działania odbywają się jakby dwutorowo. Trzeba to wszystko uporządkować” - dodała dziennikarka.
„Dotychczasowa wiedza o tym pociągu opierała się na zebranych przez Tadeusza Sławikowskiego relacjach świadków. Ci świadkowie już nie żyją" – mówiła Lamparska, podkreślając, że nie można wykluczyć, iż jeden ze zgłaszających, który jest Niemcem, z racji swoich znajomości – prowadzi stronę dotyczącą genealogii rodów śląskich – dotarł do wspomnień dotyczących tego, co działo się w okolicach Wałbrzycha w ostatnich miesiącach wojny.
Jak zaznaczyła, nie dziwi się, że tzw. złoty pociąg wywołał gorączkę złota wśród poszukiwaczy oraz zainteresowanie mediów. „Na Dolnym Śląsku jest wiele miejscowości, które mają swe legendy o ukrytych skarbach czy rzeczach z II wojny. Dlatego jest tu tak wielu poszukiwaczy. Kolejne zgłoszenia dotyczące okolic Walimia też nie zaskakują, ponieważ tam jest wiele sztolni, które w ostatnich latach są odkrywane” - zaznaczyła dziennikarka.
Lamparska przypomniała, że złotego pociągu szukano już w okolicach Piechowic pod górą Sobiesz. Prywatny przedsiębiorca Władysław Podsibirski uzyskał w 1994 r. od Stanisława Żelichowskiego, ówczesnego ministra ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa, obietnicę znaleźnego w wysokości 10 proc., jeśli przekaże stosowną dokumentację, a informacje okażą się prawdziwe. „Wydano tam sporo pieniędzy na poszukiwania, ale niestety nie przyniosły one żadnych efektów” - podsumowała Lamparska.
Historyk prof. Tomasz Główiński z Uniwersytetu Wrocławskiego w rozmowie z PAP, historię tzw. „złotego pociągu” nazywa „bardzo abstrakcyjną”. „W źródłach historycznych nie ma żadnej wzmianki o takim pociągu. A informacja powielana w mediach, jakoby taki skład miał wyjechać z Wrocławia wiosną 1945 r. to kompletna bzdura. Wówczas miasto było otoczone przez Sowietów i żaden pociąg nie wydostałby się z miasta” - powiedział historyk.
Zdaniem prof. Główińskiego „złoty pociąg”, który miałby zostać ukryty przez nazistów w podziemnym tunelach w okolicach Wałbrzycha czy w innych fragmentach kompleksu Riese (niedokończony kompleks podziemnych korytarzy budowany przez Niemców w czasie II wojny światowej w Górach Sowich pod Zamkiem Książ), to jednej z mitów, który został stworzony przez polską ludność przybywająca na te treny po II wojnie światowej.
„Część tych mitów była podtrzymywane przez władze komunistyczne, a ich powstaniu towarzyszyła tajemniczość nowych terenów, tzw. ziem odzyskanych. Podobne mity mamy we Wrocławiu - choćby, że Niemcy zbudowali tu podziemne miasto” - mówił historyk.
Prof. Główiński odnosząc się do doniesień, że jakoby w składzie „złotego pociągu” miał znajdować się cenny kruszec oraz dzieła sztuki, podkreślił, że ewakuacja dzieł sztuki oraz aktywów banków wrocławskich odbywała się jesienią 1944r. „To była ewakuacja przygotowywana od dawna. Niemcy chcieli uchronić dzieła sztuki i aktywa bankowe przed zniszczenie podczas ewentualnych bombardowań Wrocławia przez aliantów. Z dokumentów, które po wojnie dostały się w polskie ręce wiemy, gdzie te dzieła sztuki na Dolnym Śląsku zostały rozlokowane” - mówił naukowiec.
O miejscu ulokowania wywożonych w 1944 r. z Wrocławia zabytków decydował ówczesny, niemiecki konserwator zabytków Guenther Grundmann. „Sporządził on listę kilkudziesięciu obiektów, gdzie te zabytki miały trafić. Były to najczęściej zabudowania należące do właścicieli ziemskich. Cześć z tych zabytków odzyskano, część została zrabowana przez Sowietów” - mówił profesor. Naukowiec dodał, że wówczas ewakuowane były również aktywa banków oraz archiwa instytucji.
Prof. Główiński uważa również, że jest mało prawdopodobne, by cenne rzeczy – dzieła sztuki czy kruszce z depozytów bankowych – mogły zostać ukryte przez nazistów w kompleksie korytarzy Reise. „Nie wiemy tak naprawdę, po co Niemcy budowali ten kompleks. Jest kilka teorii, że miały być tam zakłady zbrojeniowe czy bastiony, w których można się bronić, ale to tylko teorie” - mówił.
Według mediów w okolicach Wałbrzycha miałby się znajdować historyczny pociąg z okresu II wojny światowej. Pojawiły się spekulacje, że może chodzić o ukryty w ziemi pociąg ze złotem i innymi cennymi rzeczami, którym pod koniec wojny wywieziono z Wrocławia kosztowności, m.in. dzieła sztuki. Nigdy nie odnaleziono zawartości ani samego pociągu.
Generalny konserwator zabytków, wiceminister kultury Piotr Żuchowski mówił w sierpniu, że jest "na ponad 99 procent" przekonany, że tzw. złoty pociąg istnieje. Zaznaczył zarazem, że "dowodem jednoznacznym może być jedynie dotarcie do tego pociągu".(PAP)