Politycy PO: prawo o referendach do zmiany
Prawo o referendach wymaga zmiany - twierdzą politycy PO. Proponują m.in. aby referenda nie odbywały się w trakcie kampanii wyborczych, postulują także przedłużenie okresu od ogłoszenia referendum do głosowania, do przynajmniej pół roku.
W poniedziałek na briefingu w Sejmie senator Łukasz Abgarowicz i poseł Marcin Święcicki odnieśli się do informacji z PKW dotyczących frekwencji w referendum, które odbyło się w niedzielę. Według cząstkowych danych PKW - ogłoszonych w poniedziałek rano - frekwencja wyniosła 7,48 proc. Referendum jest wiążące, gdy do urn pójdzie ponad połowa uprawnionych do głosowania.
"Uważam, że dostaliśmy nauczkę i powinniśmy z niej wyciągać odpowiednie wnioski. Wydaje się, że w tym czasie zarządzenie tego referendum przez prezydenta, jak i Senat były błędem. Ustawa o referendach wymiana zmiany" - zadeklarował senator Abgarowicz.
Zaznaczył, że Polacy pokazali, że nie życzą sobie takich referendów. "Przyjmuję to z pokorą, uważam, że popełniliśmy błąd (...) Wydaje się, że w Senacie za szybko to poparliśmy. Mogliśmy rozciągnąć to w czasie. Dzisiaj to wiemy (...) Kajam się za podniesienie ręki za referendum" - powiedział Abgarowicz.
"Referenda nie mogą się odbywać na marginesie innych istotnych dla społeczeństwa wydarzeń, jakimi są wybory. Powinien być dłuższy okres na poważną debatę od ogłoszenia referendum do głosowania. Może być to 6 miesięcy, może być też rok" - podkreślił Abgarowicz.
Jak zaznaczył społeczeństwo miało za mało czasu, aby zapoznać się dogłębnie z pytaniami referendalnymi. "Społeczeństwo odpowiedziało w sposób oczywisty. Nawet nie bardzo rozumiało, o co chodzi w tym referendum. Pytania były dość trudno sformułowane, trzecie było, właściwie, zbędne" - ocenił senator PO.
Abgarowicz skrytykował propozycję PiS, które opowiada się za obligatoryjnym przeprowadzaniem referendum w przypadku, w którym milion obywateli złoży taki wniosek. "Każde duże ugrupowanie jest w stanie zebrać milion podpisów (...) będzie to przestrzeń manipulacji przez partie" - ocenił.
Zdaniem rzeczniczki sztabu PO Joanny Muchy, małe zainteresowanie Polaków udziałem w referendum wskazuje na to, że "Polacy jednak uważają, że tego typu decyzje powinni podejmować politycy". "W naszym przekonaniu dobrze, że to referendum się odbyło, bo mamy wiedzę o tym, co sądzą Polacy" - dodała.
Mucha zwróciła uwagę, że były prezydent Bronisław Komorowski, "kiedy ogłaszał referendum, wychodził na przeciw swojemu politycznemu przeciwnikowi Pawłowi Kukizowi i zadał pytania, które były głównym wątkiem jego kampanii wyborczej". "Platforma Obywatelska, jeśli chodzi o te trzy pytania, zrobiła to, co mogła zrobić przez ostatnie osiem lat; zmniejszyliśmy finansowanie partii politycznych o 50 proc., wprowadziliśmy jednomandatowe okręgi wyborcze do samorządu, do Senatu i przeprowadziliśmy przez Sejm ustawę, która mówi o rozstrzyganiu wątpliwości na rzecz podatnika" - podkreśliła posłanka PO.
Jak przekonywała, prezydent Komorowski, proponując referendum, chciał uzyskać informację od Polaków, czy wyrażają zgodę na kierunki zaproponowane przez Platformę. "Odpowiedź jest jednoznacznie pozytywna" - uważa Mucha.
W niedzielnym referendum, zarządzonym przez poprzedniego prezydenta Bronisława Komorowskiego za zgodą Senatu Polacy odpowiadali na trzy pytania.
Według cząstkowych danych na pytanie czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu "tak" odpowiedziało 79,88 proc głosujących.
Pozytywnej odpowiedzi na pytanie czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa udzieliło 16,44 proc.
"Tak" na pytanie czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika odpowiedziało 94,22 proc. uczestniczących w referendum. (PAP)