Dopalacze to furtka dla przestępców - duże zyski, mniejsze ryzyko
Dopalacze to swoista furtka dla przestępców; ryzyko jest nadal mniejsze niż w przypadku narkotyków, a zyski bardzo duże - mówi w rozmowie z PAP wicekomendant CBŚP mł. insp. Rafał Derlatka.
Derlatka, który nadzoruje w CBŚP pion zajmujący się przestępczości narkotykową, przyznaje, że właśnie dopalacze stały się dla organów ścigania swoistym wyzwaniem. Według niego problemem jest zarówno to, że w świadomości społecznej środki te nadal nie są traktowane jak narkotyki, jak i podejście do tego zagadnienia niektórych prokuratur czy sądów.
"W Polsce jeszcze nikt nie został skazany prawomocny wyrokiem za dystrybucję dopalaczy, są już pierwsze wyroki, ale one nie są jeszcze prawomocne" - mówi wicekomendant. "Mamy przykładowo informacje, że ktoś handluje narkotykami, policjanci przyglądają tym osobom, środowisku, ale na którymś etapie okazuje się, że chodzi o dopalacze. Jest zgromadzony materiał o tych, którzy te środki przywożą, dystrybuują, mieszają, wprowadzają do obrotu. Idziemy z tym do prokuratury, a prokuratura mówi, że nie widzi przestępstwa, bo na saszetkach z dopalaczem jest informacja, że jest to produkt kolekcjonerski, którego absolutnie nie można zażywać" - dodaje.
Pomysłowość osób wprowadzających do obiegu dopalacze jest zresztą - jak mówi Derlatka - duża. Bywa, że sprzedawane są jako "substancje zapachowe" lub środki do "użyźniania ziemi". Mitem jest też to, że sprzedaje się je tylko w specjalistycznych sklepach czy w internecie; jak zaznaczają policjanci, dostępne są także przykładowo w sklepach oferujących różne towary w jednakowych, niskich cenach.
Kolejnym problemem jest to, że skład dopalaczy można dowolnie zmieniać. Te środki, które znalazły się już na listach narkotyków (od 1 lipca zmieniło się prawo - 114 dopalaczy zostało przekwalifikowanych i stało się narkotykami, co oznacza, że nie tylko samo wprowadzanie ich do obrotu, ale także posiadanie, wytwarzanie jest karalne - PAP), zastępowane są innymi, o tym samym lub mocniejszym działaniu, o niewielkich różnicach w składzie. Półprodukty sprowadzane są z Chin, substancje miesza się, pakuje i przygotowuje do dystrybucji w Polsce, często w domowych warunkach. Przestępcy dodają do nich różne substancje - także przykładowo środki do udrażniania rur czy czyszczenia felg. Według policjantów właśnie takie "wzmacnianie działania" dopalaczy poprzez modyfikowanie ich składu mogło być przyczyną masowych zatruć, do których doszło na początku lipca na Śląsku.
W ocenie wicekomendanta skuteczna walka z dopalaczami jest możliwa i nie wymaga kolejnych zmian w prawie. "W chwili obecnej mamy narzędzia potrzebne do tego, żeby działać; wystarczy ofensywny prokurator i zrozumienie ze strony sądu" - mówi Derlatka.
Prokuratura Generalna w sierpniu przedstawiła raport dot. dopalaczy i swoje zalecenie dot. ścigania tego typu przestępczości. Według PG w przypadku dopalaczy, które nie są na listach substancji zakazanych, zastosowanie powinien mieć art. 165 par. 1 pkt 2 kodeksu karnego, mówiący o karze od 6 miesięcy do 8 lat więzienia dla tego, kto "sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach (...) wyrabiając lub wprowadzając do obrotu szkodliwe dla zdrowia substancje, środki spożywcze lub inne artykuły powszechnego użytku lub też środki farmaceutyczne nieodpowiadające obowiązującym warunkom jakości". Warunkiem odpowiedzialności za to przestępstwo - według PG - powinno być wykazanie nie tylko tego, że dana substancja jest szkodliwa dla zdrowia, ale również, że jej wyrób lub wprowadzenie do obrotu stwarzało realne i konkretne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia wielu osób albo mienia w wielkich rozmiarach w rozumieniu wyżej przywołanego przepisu.
"Chodzi o ukaranie tych, którzy faktycznie czerpią zyski z dopalaczy, zajmują organizacją procederu. Skazanie pierwszych 5, 10, 15 osób sparaliżowałoby rynek" - dodaje wicekomendant.
W Polsce - jak ocenia Derlatka - działa obecnie kilka grup przestępczych zajmujących się dopalaczami. Zyski, które osiągają z tego procederu, są bardzo duże. "Jeden gram dopalacza sprowadzonego z Chin kosztuje w hurcie złotówkę. Przywozi się te środki w dużych kartonach, beczkach, pojemnikach; w detalu taki gram dopalacza kosztuje już ok. 15 złotych. Takiego przebicia nie ma w przypadków innych narkotyków. Przykładowo kilogram marihuany to koszt ok. 20 tys. zł, jeśli sprawca ten kilogram podzieli na działki i sprzeda, to może zarobić ok. 50 tys." - podkreśla wicekomendant.
Zastrzega równocześnie, że grupy, które do tej pory specjalizowały się w obrocie amfetaminą, nie przekwalifikowują się. "Nie jest prawdą, że nasi producenci (amfetaminy - PAP) wynieśli się się za granicę, mamy wiedzę o takich laboratoriach umiejscowionych poza granicami naszego kraju, ale jest też sporo laboratoriów w Polsce. Jesteśmy na różnym etapie w badaniu tych spraw; rocznie - niezmiennie od kilku lat - ujawniamy ich ok. 20" - mówi Derlatka.
Jak dodaje, zmieniła się natomiast cena narkotyku. "W 1999 r. kilogram amfetaminy kosztował 15 tys. złotych, dzisiaj kilogram amfetaminy w hurcie można kupić za ok. 2,5 tys. zł. A przecież sam proces produkcji się nie zmienia, pojawiają się jedynie jakieś nowinki techniczne. Kilogram amfetaminy staniał więc prawie sześciokrotnie, na co wpływ ma i popyt, i duża konkurencja. Kolejną kwestią jest mieszanie, im dalej w procesie dystrybucji, tym mniejsza jest czystość narkotyku; zdarza się, że w zabezpieczonych przez nas działkach zawartość amfetaminy kształtuje się na poziomie 10, 15 proc." - mówi wicekomendant.
Z policyjnych statystyk wynika także, że wśród polskich grup narkotykowych coraz popularniejsza jest marihuana. Tę lepszej jakości przemyca się z Holandii; rodzima zaczyna mieć jednak duży udział na polskim rynku. "Marihuanę, od kiedy pojawiły się nasiona modyfikowane, można uprawiać praktycznie wszędzie. Kiedyś trzeba było mieć do tego specjalne lampy, nawodnienie, specjalne nawozy, a to wymagało dużej inwestycji. Teraz wystarczy kawałek polany w lesie i nasiona zmodyfikowane" - dodaje Derlatka.(PAP)