Powstanie warszawskie - hekatomba polskich archiwaliów
Z powstaniem warszawskim i okresem tuż po, kiedy Niemcy metodycznie niszczyli miasto, związane są największe straty polskich archiwaliów - mówi naczelny dyrektor Archiwów Państwowych Władysław Stępniak. Ocenia, że zniszczeniu uległo 40 km półek cennych dokumentów.
Naczelny dyrektor Archiwów Państwowych podkreśla, że z dziejami archiwaliów podczas II wojny łączy się wiele pytań i wątpliwości.
"Dotyczą generalnie kwestii przygotowania i zabezpieczenia zbiorów oraz odpowiedzialności ich kustoszy za to, co się z nimi działo, także podczas powstania. Jednym z najtrudniejszych problemów jest zwłaszcza używanie obiektów, gdzie przechowywano dziedzictwo narodowe do działań militarnych, co przyniosło niestety tragiczne konsekwencje" - opowiadał PAP Stępniak.
Przypomniał, że w Archiwum Głównym Akt Dawnych mieszczącym się wówczas na rogu ul. Długiej i pl. Krasińskich, dowódca Grupy Północ broniącej Starego Miasta płk Karol Ziemski ps. Wachnowski urządził kwaterę i punkt dowodzenia. To właśnie spod gmachu archiwum powstańcy ewakuowali się 2 września kanałami ze Starego Miasta.
"Zachowały się meldunki, że zwracano uwagę Wachnowskiemu i komendzie głównej na zagrożenia znajdujących się w budynku zbiorów, w tym 13 km półek z dokumentami. Ale bez rezultatu. Podobna sytuacja była z budynkiem Arsenału, przed wojną odnowionym i adaptowanym dla potrzeb archiwum miejskiego. Tam także stacjonował oddział powstańczy i to też łączy się z wątpliwością, czy właściwie pomyślano o ochronie dóbr kultury" - zauważył Stępniak.
Zaznaczył też, że podziemne władze centralne późno, bo dopiero 2 września powołały struktury i wydały zarządzenia dotyczące ochrony dziedzictwa kulturalnego na terenie objętym powstaniem. Był to dzień, w którym spłonęły zbiory Archiwum Głównego Akt Dawnych.
Część najcenniejszych polskich archiwaliów m.in. metrykę koronną zabezpieczono jeszcze przed zrywem w Forcie Sokolnickiego na Żoliborzu. Podczas powstania schronienie znalazła tam jednak ludność cywilna. Urządzono także kuchnię i lazaret. "Na początku wiązało się to z przemieszczaniem dokumentów z różnych sal, w końcu skrzynie z archiwaliami zaczęły służyć jako prowizoryczne ściany i łóżka. W tych warunkach argumenty, że to skarby kultury nie były szczególnie brane pod uwagę" - wspominał naczelny dyrektor.
Jak przyznał, paradoksem jest fakt, że działania ochronne wobec polskich archiwaliów podejmowali Niemcy. "Erich Randt był szefem dyrekcji archiwów Generalnej Guberni. To w związku z jego działaniami Niemcy po upadku powstania pod obstrzałem sowieckim wywozili z Warszawy na Jasną Górę metrykę koronną. Wielu z jego funkcjonariuszy było zresztą zawodowymi archiwistami i doceniali profesjonalizm naszych" - powiedział Stępniak.
Z drugiej strony, podkreślił, trzeba pamiętać, iż Niemcy nie mieli skrupułów, by 2 września po wkroczeniu do opuszczonego przez powstańców Starego Miasta spalić Archiwum Główne Akt Dawnych.
"A było to trudne przedsięwzięcie, gdyż dokumenty się +opalają+, więc trzeba włożyć wiele trudu by je całkowicie spalić. To było świadome dzieło zniszczenia. Podobnie stało się z Archiwum Akt Nowych i to już po upadku powstania, w listopadzie. Część cenniejszych dokumentów z niego zabezpieczono, spłonęła tam jednak w znaczącej mierze historia II RP" - zaakcentował naczelny dyrektor AP.
Wspomniał także o postawie samych archiwistów. "Tu mamy trochę nie do końca zapisaną kartę. Jest zaskakujące, że w momentach krytycznych przy zbiorach nie było najważniejszych osób - dyrektorów i kluczowych kustoszy. Np. Józef Siemieński był dyrektorem Archiwum Głównego Akt Dawnych do 31 sierpnia 1939 r., jednak nie zdążył wyjechać do Krakowa, gdzie miał objąć katedrę na UJ. Kiedy wybuchła wojna nowy dyrektor się nie pojawił, dlatego w okresie największych bombardowań to Siemieński z kilkoma pracownikami archiwum ratował zbiory. W tym czasie spłonęły pozbawione opieki zbiory Archiwum Skarbowego i Archiwum Oświecenia" - relacjonował Stępniak.
Jak zaznaczył, nasze straty w dziedzinie archiwaliów są nieporównywalne z sytuacją innych państw. "Zachowała się metryka koronna, archiwa dyplomatyczne, archiwum koronne warszawskie i krakowskie. Natomiast spalone zostały głównie księgi sądów ziemskich i grodzkich z wpisami dotyczącymi transakcji zawieranych przez obywateli i decyzji władz" - wyliczał.
"Straciliśmy unikatowe archiwalia z okresu od XV do XX w. Dokumentację Księstwa Warszawskiego, Królestwa Polskiego, czasu porozbiorowego, instytucji lokalnych, kościelnych, oświatowych np. Komisji Edukacji Narodowej. Z dymem poszły akta Trybunału Koronnego i szereg związanych z sądami centralnymi. Te 40 km dokumentów, które uległy zniszczeniu są wyrwą w naszej pamięci niemożliwą do zastąpienia" - ocenił naczelny dyrektor.
Jeszcze przed powstaniem nasi archiwiści przedkładali władzom niemieckim wykazy najcenniejszych dokumentów proponowanych do zabezpieczenia, które po zatwierdzeniu przewożono do Fortu Sokolnickiego. Niemcy planując ewakuację Warszawy podjęli działania celem przeniesienia tych archiwaliów do Częstochowy. Tam we współpracy z przeorem jasnogórskiego klasztoru przygotowywano warunki do ich przechowania. Niemcy wydzielali też interesujące ich materiały do zbiorów niemieckich.
Tę akcję wstrzymał wybuch powstania. "Powrót nastąpił we wrześniu. Kiedy szef archiwów Generalnej Guberni dowiedział się o spaleniu Archiwum Głównego Akt Dawnych podjęto decyzję, że archiwalia muszą być uratowane. Po upadku powstania i ewakuacji ludności dopuszczono grono historyków sztuki, bibliotekarzy i archiwistów, którzy w ramach tzw. akcji pruszkowskiej penetrowali obiekty, gdzie przechowywano zbiory, by ratować to, co przetrwało. Wiele trafiło potem do Częstochowy. W sumie po powstaniu ewakuowano sześć wagonów archiwaliów. Po wojnie sukcesywnie powracały do Warszawy" - mówił Stępniak.
W jego ocenie straty archiwalne wynikające z działań wojennych są zdecydowanie mniejsze od tych, które są konsekwencją świadomego niszczenia - przede wszystkim celowego spalenia Archiwum Głównego Akt Dawnych i Archiwum Akt Nowych już po powstaniu. Archiwa miejskie znajdujące się w budynku Arsenału częściowo uległy zniszczeniu podczas działań powstańczych, resztę także spalili Niemcy.
"Przed wojną zbiory polskich archiwów liczyły 90 km półek, po jej zakończeniu - 27 km. Oczywiście miały na to też wpływ zmiany terytorialne i utrata dużych archiwów w Wilnie, Grodnie i Lwowie. My przejęliśmy tylko częściowo archiwa na ziemiach zachodnich i północnych. Najliczniejsze zbiory warszawskie niestety praktycznie przestały istnieć" - podsumował naczelny dyrektor Archiwów. (PAP)