Trzaskowski: w ciągu najbliższych dni Polska zgłosi, ilu uchodźców może przyjąć
W najbliższych dniach Polska zadeklaruje, ilu uchodźców może przyjąć - powiedział w czwartek minister ds. UE Rafał Trzaskowski. Zaznaczył, że zgłoszona liczba nie będzie miała nic wspólnego z kwotami wyznaczonymi przez KE. "To nie jest dla nas nawet punkt odniesienia" - dodał.
Na ostatnim szczycie UE w Brukseli szefowie państw i rządów odrzucili obowiązkowe kwoty, które zaproponowała Komisja Europejska. Uzgodnili, że kraje UE dobrowolnie przejmą w ciągu dwóch lat od Włoch i Grecji 40 tysięcy imigrantów, którzy docierają do tych państw przez Morze Śródziemne. Poza tym przesiedlą również 20 tysięcy uchodźców, przebywających obecnie w obozach poza Unią Europejską.
Kraje mają uzgodnić do końca lipca, ilu z 60 tys. uchodźców każde z nich przyjmie.
"W tej chwili trwają negocjacje, kto ilu uchodźców będzie w stanie przyjąć, zarówno jeśli chodzi o program relokacji, jak i przesiedleń. Jedno jest jasne, że wszystkie państwa będą w tym uczestniczyć na zasadzie dobrowolności" - powiedział Trzaskowski na czwartkowym posiedzeniu komisji ds. UE.
Jak zaznaczył, jeśli chodzi o Polskę te liczby będą zgłaszane w ciągu najbliższych dni. "Na pewno nie mają one nic wspólnego z kwotami, które zostały wyznaczone przez Komisję Europejską. Dla nas to nawet nie jest żaden punkt odniesienia, dla nas najważniejsze jest to, jaka jest nasza własna możliwość przyjęcia tych ludzi" - oświadczył minister ds. UE.
Trzaskowski zaznaczył, że deklaracje te to "pewnego rodzaju pułap" określający górną granicę liczby uchodźców, których państwo zamierza przyjąć. Jak zaznaczył, trudno sobie bowiem wyobrazić zmuszanie uchodźców, by przybywali akurat do danego kraju.
"Polska jest gotowa do przyjęcia zarówno przesiedleńców, jak i uchodźców relokowanych, pod warunkiem - i to jest najważniejsze - że to jest nasza własna decyzja: na jakich zasadach i jaka liczba" - dodał Trzaskowski.
Zgodnie z propozycją KE 40 tys. spośród uchodźców, którzy po 15 kwietnia dotarli do Włoch i Grecji, miałoby zostać rozmieszczonych w poszczególnych krajach UE według klucza opartego przede wszystkim na wielkości PKB oraz liczbie ludności, a także na poziomie bezrobocia oraz liczbie uchodźców przyjętych w minionych pięciu latach. Według tego klucza Polska ma przyjąć 6,65 proc., czyli 2659 osób.
Podczas czwartkowego posiedzenia komisji ds. UE wiceminister spraw zagranicznych Artur Nowak-Far zaprezentował kandydatury prof. Niny Półtorak oraz prof. Krystyny Kowalik-Bańczyk na stanowisko sędziego Sądu Unii Europejskiej. Pierwsza kandydatka miałaby objąć tę funkcję w kadencji 2015-2021, a druga w kadencji 2016-2022.
Nowak-Far zaznaczył, że uzupełnienie składu Sądu UE wynika z przygotowywanej reformy tego trybunału, który jest sądem pierwszej instancji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej; jego siedziba mieści się w Luksemburgu, rozprawy odbywają się w języku francuskim.
Reforma ta polega na podwojeniu liczby sędziów w nim zasiadających; chodzi o 12 nowych stanowisk sędziowskich. Wynika to z dużego obciążenia sądu sprawami. Wejście w życie tych zmian jest planowane na wrzesień 2015 roku.
Jak zaznaczył Nowak-Far, to, które państwa będą mogły wyznaczyć swych kandydatów na te stanowiska, rozstrzygnięto w drodze losowania. "W rezultacie tego losowania Sekretariat Generalny Rady poprosił Polskę o przedstawienie dwóch kandydatur" - powiedział wiceminister. Jak zaznaczył, MSZ wyłoniło kandydatki poprzez konkurs otwarty; decyzja zapadła jednomyślnie.
Nina Półtorak to doktor habilitowany nauk prawnych i profesor nadzwyczajny w Katedrze Prawa Europejskiego na wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, a także m.in. naczelnik Wydziału Prawa Europejskiego w Biurze Orzecznictwa NSA. Jest autorką trzech książek i kilkudziesięciu innych publikacji dot. prawa europejskiego.
Krystyna Kowalik-Bańczyk jest doktorem habilitowanym nauk prawnych i profesorem nadzwyczajnym w Zakładzie Prawa Konkurencji Instytutu Nauk Prawnych PAN. Jest autorką ponad stu publikacji z zakresu praw UE, w tym kilku książek. (PAP)