Katastrofa bombowca strategicznego Tu-95 na Dalekim Wschodzie
Jeden członek załogi zginął, a sześciu zostało rannych w katastrofie rosyjskiego samolotu bombowego dalekiego zasięgu Tu-95 (w kodzie NATO - Bear), do której doszło w poniedziałek wieczorem w obwodzie amurskim, na Dalekim Wschodzie Rosji.
Jak poinformowała we wtorek telewizja Life News, podczas startu tej maszyny z bazy lotniczej Ukrainka przy prędkości ponad 200 km/h eksplodował jeden z czterech turbośmigłowych silników. W rezultacie samolot wypadł z pasa startowego i obrócił się o 180 stopni.
W wypadku zginął jeden z dwóch nawigatorów bombowca. Stan jednego z rannych - dowódcy Tu-95 - lekarze określają jako ciężki; ma poparzone około 70 proc. ciała.
Według ministerstwa obrony samolot nie przenosił broni. Resort obrony zakazał lotów wszystkich Tu-95 do czasu wyjaśnienia przyczyny katastrofy.
Samoloty te są na stanie sił powietrznych od 1956 roku. Uważa się je za odpowiedź na amerykańskie bombowce strategiczne B-52. Obok Tu-160 stanowią podstawę rosyjskiego lotnictwa strategicznego. Siły Powietrzne Federacji Rosyjskiej dysponują 63 takimi maszynami. Bazują one na dwóch lotniskach - Engels w obwodzie saratowskim i Ukrainka.
Załogę Tu-95 tworzy siedem osób: dwóch pilotów, dwóch nawigatorów, mechanik pokładowy, strzelec-radiotelegrafista i operator systemów walki elektronicznej.
Poniedziałkowa katastrofa Tu-95 to już trzeci w ciągu niespełna tygodnia wypadek w rosyjskim lotnictwie wojskowym. W czwartek w obwodzie astrachańskim, nad Morzem Kaspijskim, rozbił się myśliwiec MiG-29 (w kodzie NATO - Fulcrum). Obaj piloci zdołali się katapultować, jednak doznali obrażeń.
Również w czwartek na lotnisku wojskowym w Woroneżu, 465 km na południe od Moskwy, rozbił się wielozadaniowy bombowiec taktyczny Su-34 (w kodzie NATO - Fullback), któremu podczas lądowania nie otworzył się spadochron hamujący. Pilot przeżył katastrofę.
Z Moskwy Jerzy Malczyk (PAP)