Kenijska policja zatrzymała szóstego podejrzanego ws. masakry w Garissie
Zatrzymano szóstą osobę podejrzaną o udział w niedawnym ataku Al-Szabab na kampus uniwersytetu w Kenii, w którym zginęło 150 osób - podała we wtorek kenijska policja. W niedzielę poinformowano o aresztowaniu pięciu innych podejrzanych.
Pięciu z zatrzymanych to Kenijczycy, jeden jest obywatelem Tanzanii. Policja zwróciła się też do sądu w Nairobi o przedłużenie do 30 dni aresztu dla zatrzymanych, "aby doprowadzić do końca śledztwo i ustalić dokładną listę zarzutów, które będą przedstawione podejrzanym".
Również we wtorek w stolicy Kenii manifestowało około 200 studentów, którzy oskarżają władze o zaniedbania, które doprowadziły do tragedii w kampusie uniwersyteckim. Mała grupka studentów zdołała przedłożyć w kancelarii prezydenta petycję, w której domaga się lepszego wyposażenia dla sił bezpieczeństwa oraz stworzenia specjalnych ośrodków, w których policja będzie gotowa do interwencji przez 24 godziny na dobę.
Kenijska prasa oskarża władze o to, że zignorowały ostrzeżenia dotyczące planowanego ataku na Garissę; media krytykują również siły bezpieczeństwa za to, że za późno stawiły się na miejscu, gdy nastąpił atak.
W niedzielę rzecznik kenijskiego MSW Mwenda Njoka poinformował, że jednym z czterech napastników był Abdirahim Mohammed Abdullahi, syn szefa władz hrabstwa Mandera. Urzędnik w zeszłym roku zgłosił zaginięcie syna, obawiając się, że wyjechał on do Somalii. Według Njoki, Abdullahi był Kenijczykiem pochodzenia somalijskiego i prawnikiem z wykształcenia.
Wcześniej w niedzielę Njoka podał, że wśród pięciu osób aresztowanych w związku z atakiem jest ochroniarz zatrudniony przez uniwersytet oraz obywatel Tanzanii Rashid Charles Mberesero.
W poniedziałek kenijskie myśliwce ostrzelały obozy bojowników w Gondodowe i Ismail, które są położone w regionie Gedo w odległości ok. 200 km od granicy. Ze względu na duże zachmurzenie nie dało się ocenić skali wyrządzonych strat. To właśnie z zaatakowanych obozów islamiści przedostają się do Kenii, by dokonywać zamachów - podało cytowane przez agencję Reutera źródło w siłach zbrojnych.
Wcześniej islamiści zapowiedzieli, że w Kenii rozpętają "długotrwałą i straszliwą" wojnę, która sprawi, że miasta w tym kraju "spłyną krwią".
Nocna operacja lotnicza to pierwsza zbrojna reakcja władz Kenii na czwartkowy atak Al-Szabab na kampus uniwersytecki w Garissie, w którym zginęło 150 osób, a ok. 80 odniosło obrażenia. Był to najkrwawszy atak na kenijskim terytorium od 1988 r., gdy w zamachu bombowym Al-Kaidy na ambasadę USA w Nairobi zginęło ponad 200 osób.
Mimo podejmowanych od dawna wysiłków władzom Kenii nie udaje się powstrzymać napływu bojowników Al-Szabab przez nieszczelną 700-kilometrową granicę z Somalią. Od kwietnia 2013 r. dżihadyści z somalijskiej partyzantki zabili w Kenii ponad 400 osób.(PAP)