Rząd przyjął projekt ustawy regulujący kwestię zapłodnienia in vitro
Rząd przyjął na wtorkowym posiedzeniu projekt ustawy o leczeniu niepłodności, w tym także metodą zapłodnienia in vitro. Zgodnie z proponowanymi przepisami z in vitro będą mogły korzystać nie tylko małżeństwa.
Projekt został przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia; pod koniec lutego jego przyjęcie Radzie Ministrów rekomendował Komitet Stały RM.
Podczas konferencji prasowej po zakończeniu posiedzenia rządu premier Ewa Kopacz podkreśliła, że projekt dotyczy wszelkich form walki z bezpłodnością, która stała się chorobą cywilizacyjną i dotyczy 1,5 mln par w Polsce. Przypomniała przy tym, że dziś w krajowym prawie nie ma żadnych uregulowań dotyczących procedury in vitro.
"Dlatego też uważam, że niezależnie od poglądów, zarówno na lewicy, jak i na prawicy, dziś panuje takie przekonanie, że stan obecny, w którym nie ma uregulowań prawnych, jest wątpliwy moralnie, a medycznie potencjalnie niebezpieczny" - dodała.
Oceniła, że propozycja przygotowana przez MZ nie tylko rozwiązuje problem bezpłodnych par, ale jest też "olbrzymim postępem" w obszarze ochrony zarodków.
Kopacz podkreśliła, że razem z ministrem zdrowia Bartoszem Arłukowiczem będą szukać szerokiego wsparcia dla proponowanych przepisów. "Ludzkie dramaty, a takim jest bezpłodność, nie mają ani lewicowego, ani prawicowego charakteru - powiedziała.
Zaznaczyła, że projekt był przygotowywany "z całą starannością", aby jego zapisy stanowiły jak najszerzej rozumiany konsensus w tej sprawie.
Pytana, czy nie obawia się konfliktu wewnątrz PO w sprawie in vitro, poinformowała, że razem z Arłukowiczem spotkali się z konserwatywnym skrzydłem partii i szczegółowo, "punkt po punkcie", omawiali projekt ustawy.
"Przyjmowaliśmy od nich również uwagi, które zostały uwzględnione w tym projekcie. Dzisiaj, z dozą optymizmu mogę powiedzieć, że sporu w Platformie, jeśli chodzi o zakres tego projektu, nie powinno być" - powiedziała.
Podkreśliła, że jednym z argumentów, który przekonywał konserwatystów, jest to, że w myśl projektu in vitro jest metodą fakultatywną, stosowaną dopiero po 12 miesiącach udowodnionego, nieskutecznego leczenia niepłodności.
"Więc jeśli będzie ktoś, kto ma światopogląd niepozwalający mu na to, żeby z tej metody skorzystał, to z niej nie skorzysta. Nie ma żadnego przymusu. Natomiast jeśli ktoś będzie chciał skorzystać z tej metody (...) to będzie mógł z niej skorzystać w sposób, który przyniesie bezpieczeństwo i jemu, i zarodkom, które w wyniku tej metody powstały" - powiedziała.
Także minister zdrowia zwracał uwagę, że projekt zajmuje się kwestią niepłodności w sposób kompleksowy. "W ustawie opisaliśmy sposoby walki z niepłodnością, opisaliśmy w jaki sposób należy niepłodność diagnozować, w jaki sposób należy niepłodność leczyć - wszystkimi dostępnymi metodami: hormonalnie, chirurgicznie, ale także metodą in vitro" - mówił.
Arłukowicz podkreślił, że w projekcie określono procedury zapewniające bezpieczeństwo rodziców, dzieci i zarodków. Zaznaczył, że kluczową zasadą, którą kierowali się jego autorzy, było zapewnienie "bezpieczeństwa procedury leczenia niepłodności w każdym wymiarze".
Poinformował, że projekt zakłada powstanie w Polsce, certyfikowanych przez MZ, ośrodków leczenia niepłodności. Zaznaczył, że placówka będzie mogła zostać takim ośrodkiem, jeśli spełni warunki "pełnej, kompleksowej diagnostyki i leczenia niepłodności".
"Każdy ośrodek, który będzie się zajmował procedurą in vitro, będzie musiał mieć specjalne pozwolenie wydawane przez Ministerstwo Zdrowia. Każdy bank komórek także będzie certyfikowany przez ministra zdrowia. Ministerstwo Zdrowia będzie prowadziło systemowe i systematyczne kontrole wszystkich ośrodków, zajmujących się zarówno procedurą in vitro, jak i leczeniem niepłodności" - dodał minister.
Zaznaczył także, że personel pracujący w ośrodkach in vitro, bankach komórek, będzie przechodził cykliczne szkolenia w ośrodkach akredytowanych i kontrolowanych przez MZ. Podkreślił również, że do projektu wprowadzone zostały "jasne i czytelne" zakazy niszczenia i handlu zarodkami oraz komórkami rozrodczymi.
Przypomniał także, że proponowane przepisy przewidują, że po 20 latach przechowywania zarodki będą przekazane do adopcji, co, w jego ocenie, zagwarantuje, że "wszystkie zarodki, które będą przechowywane, będą miały szansę swojego rozwoju".
Arłukowicz zaznaczył, że przewiduje, iż i sejmowa, i senacka debata nad ustawą z pewnością będą trudne. Podkreślił jednak, że jest optymistą co do "znalezienia kompromisu i przeprowadzenia tej ustawy przez parlament jeszcze w tej kadencji".
W myśl projektu z procedury in vitro będą mogły korzystać osoby w związkach małżeńskich oraz osoby we wspólnym pożyciu, potwierdzonym zgodnym oświadczeniem.
Projekt zabrania tworzenia zarodków w celach innych niż pozaustrojowe zapłodnienie. Ogranicza też możliwość tworzenia zarodków nadliczbowych - zapłodnionych będzie mogło być nie więcej niż sześć komórek jajowych. Więcej zarodków będzie można tworzyć, gdy kobieta ukończy 35 lat lub gdy będą ku temu wskazania - współistniejąca z niepłodnością choroba i wcześniejsze dwukrotne nieskuteczne leczenie metodą zapłodnienia pozaustrojowego.
Zarodek będzie można przekazać na rzecz anonimowej biorczyni. Będzie to możliwe m.in. po stwierdzeniu - na podstawie danych fenotypowych - podobieństwo biorców zarodka z jego dawcami. Do dawstwa anonimowego będą przekazywane też zarodki, których oboje dawcy zmarli.
Projekt ustawy zakazuje niszczenia zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju (grozić ma za to kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5).
Proponowane przepisy zakazują preimplantacyjnej diagnostyki genetycznej w celu wyboru cech fenotypowych, w tym płci dziecka. Wyjątkiem mają być sytuacje, gdy wybór taki pozwala uniknąć ciężkiej, nieuleczalnej choroby dziedzicznej.
W Polsce dotąd nie ma ustawy, która regulowałaby kwestie stosowania procedury in vitro. Obowiązująca ustawa tkankowa nie zawiera zapisów dotyczących komórek rozrodczych, tkanek zarodkowych i tkanek płodów. Za niepełne wdrożenie unijnej dyrektywy dot. jakości i bezpieczeństwa tkanek oraz komórek ludzkich - co wskazała w ub. roku Komisja Europejska - Polsce grozi wysoka kara. (PAP)