Dożywocie w poszlakowym procesie o zabójstwo 31-latki - prawomocne
Prawomocna jest już kara dożywocia dla Arkadiusza B. za zabójstwo 31-latki, poznanej na portalu randkowym. Choć ciała Edyty W. nie odnaleziono, dwa sądy uznały, że poszlaki wskazują na winę oskarżonego.
W środę Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację obrony i utrzymał ubiegłoroczny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, który skazał B. "Zabił młodą, ufającą mu kobietę, przed którą było całe życie. Słuszne i sprawiedliwe jest, by resztę życia spędził w warunkach więziennej izolacji" - mówił sędzia SA Paweł Rysiński. Obrona nie wyklucza kasacji do Sądu Najwyższego.
Warszawska prokuratura zarzuciła B., że w listopadzie 2005 r. zamordował poznaną na portalu randkowym Edytę W., która planowała z nim ślub. Zdaniem oskarżenia B. oszukiwał ją i nakłonił do pożyczenia mu ponad 70 tys. zł.
W SO prokuratura chciała dla B. kary dożywotniego więzienia. "Poznał, oszukał, zabił" - mówił prok. Przemysław Ścibisz. Obrona wnosiła o uniewinnienie. Sam B. twierdził, że nigdy nikogo nie zabił.
W ub.r. SO uznał, że ustalono "zamknięty łańcuch poszlak", które wskazują, że B. zamordował. Sędzia SO Anna Wierciszewska-Chojnowska podkreśliła, że B. działał z chęci zysku. Według SO oskarżony ukrył zwłoki i zatarł ślady zbrodni. W mieszkaniu B. na dywaniku łazienki odnaleziono ślady krwi, które "z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością" należały do Edyty W. „Nie ma dowodów na to, że Edyta mogła popełnić samobójstwo. Nie zostawiła też listu pożegnalnego" - mówiła sędzia.
W apelacji do SA obrońca B., mec. Zbigniew Jewdokin, wnosił o uniewinnienie, dowodząc że wątpliwości co do winy B. są zbyt duże. Twierdził, że poszlaki nie stanowią "zamkniętego łańcucha", co sprawia, że nie może dojść do skazania. Według niego ślady krwi w łazience mogły pochodzić choćby ze skaleczenia, a nie ustalono, ile jej było. "Nawet nie wiemy, czy Edyta W. nie żyje" - mówił. Prokurator i pełnomocnik rodziny Edyty W. wnosili o oddalenie apelacji.
Pięcioosobowy skład SA uznał wyrok SO za słuszny, a argumenty apelacji za "trzeciorzędne".
Sędzia Rysiński wymienił wszystkie poszlaki tworzące "zamknięty łańcuch, który wyklucza inny przebieg zdarzenia". Mówił, że od początku B. oszukiwał Edytę co do swej sytuacji finansowej i rodzinnej (podawał się za krewnego znanego reżysera); tymczasem miał długi i utrzymywał "bliskie kontakty" z inną osobą. Krótko przed 10 listopada wymógł od niej 70 tys. zł (wysłał smsa, udając inną kobietę, z wiadomością, że jak Edyta mu nie pożyczy, to B. do niej wróci, bo ona mu pożyczy). "Wtedy Edyta zaczęła zbierać pieniądze" - dodał sędzia.
Podkreślił, że B. zaprosił Edytę do wynajętego mieszkania, o czym ona mówiła znajomym. Od tego czasu nikt jej nie widział i z nikim się nie kontaktowała. Samochód, którym przyjechała, przez kilka dni stał pod tym domem. B. raz go użył, przewożąc swą znajomą, której nawet proponował, że jej go podaruje. W mieszkaniu znaleziono perfumy Edyty, bransoletkę i ślady jej krwi w łazience (były wycierane). Odnotowano bardzo duże zużycie wody, a mieszkanie kilka dni wietrzono, mimo chłodów. Krótko po 10 listopada B. i jego matka zaczęli spłacać długi; ona kupiła auto. Pytany wtedy o los Edyty, B. zaprzeczał, by się z nią spotkał 10 listopada i twierdził, że to ona była mu winna pieniądze.
"Brak zwłok nie stoi na przeszkodzie skazania, gdy inne dowody nieuchronnie prowadzą do logicznego wniosku o zabójstwie" - zaznaczył sędzia Rysiński. Według niego założenie, że odnalezienie ciała ofiary jest niezbędne, byłoby "nadmiernym formalizmem, sprzecznym z zasadą swobodnej oceny dowodów".
Sędzia dodał, że obrona nie wykazała "innej logicznej wersji zdarzenia". "Nie można za nią uznać twierdzenia, że skoro Edyta ufała B., to nie można wykluczyć, iż wybaczyłaby mu kłamstwo, a wówczas nie musiałby posuwać się do zabójstwa" - powiedział Rysiński. Odnosząc się do hipotezy obrony, że mogło dojść np. do nieszczęśliwego wypadku czy nieumyślnego spowodowania śmierci kobiety, sędzia oświadczył, że tak czy inaczej nie da się wytłumaczyć zachowań B. po fakcie, w tym ukrycia zwłok.
Mec. Jewdokin powiedział PAP, że "jest możliwość kasacji". "Jestem bardzo zaskoczony ogólnikowością argumentacji sądu" - dodał. Nie zgodził się by zarzuty apelacji były "trzeciorzędne", np. co do tego, ile mogło być krwi w łazience: "kilka kropel czy kilka litrów".
Proces toczył się po raz drugi. W 2010 r. SO uniewinnił B. "Brak w sprawie jednoznacznego i kategorycznego dowodu, że zaginiona Edyta W. nie żyje, nie udało się też ustalić, że zabił ją oskarżony" - uznał sąd. W 2011 r. na wniosek prokuratury SA uchylił ten wyrok, bo uznał, iż SO niedostatecznie wziął pod uwagę opinie biegłych i nie opisał wątpliwości uzasadniających uniewinnienie.(PAP)