Sąd: zatrzymanie fotoreportera PAP w PKW niezasadne
Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście uznał w środę, że zatrzymanie przez policję fotoreportera PAP Tomasza Gzella, rejestrującego w ub.r. zajścia w PKW, było niezasadne. O swej decyzji sąd zawiadomi prokuraturę i Komendanta Stołecznego Policji.
Gzell i reporter tv Republika Jan Pawlicki zostali zatrzymani przez policję 21 listopada zeszłego roku, gdy relacjonowali wdarcie się manifestantów do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej. Wówczas zatrzymano też kilkanaście osób okupujących gmach, które później oskarżono o naruszenie miru domowego PKW. SR Warszawa-Śródmieście badał ich sprawy w trybie przyśpieszonym. Gzell i Pawlicki zostali uniewinnieni od tego zarzutu ze stwierdzeniem, że zatrzymanie to "pomyłka, nieporozumienie" (prokuratura złożyła apelację).
Niezależnie od tego prawnicy Gzella i Pawlickiego złożyli zażalenia na decyzje policji o zatrzymaniu. W sprawie Pawlickiego decyzja zapadła jeszcze w styczniu - sąd uznał jego zatrzymanie za bezzasadne i dodał, że "procesy intelektualne u tych, którzy podejmowali decyzję o zatrzymaniu, nie nadążały za sytuacją, która wcale nie była tak dynamiczna".
W środę sąd badał zażalenie złożone przez pełnomocnika Gzella mec. Piotra Witaszka. Wskazał on w piśmie, że policja nie miała podstaw do zatrzymania jego klienta w PKW, bo w jego zachowaniu nie było uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa. "Odwołanie jest wyrazem sprzeciwu wobec prymitywnego rozumienia prawa przez funkcjonariuszy policji. Ta sprawa pokazuje, że funkcjonariusze rozumowali następująco: jeśli fotoreporter idzie obsługiwać manifestację - jest manifestantem. Więc jeśli fotografuje mecz, pewnie jest kibolem, a jeśli strajk na Śląsku - górnikiem. Od policjantów wymaga się oceny sytuacji, dzięki której człowiek niewinny nie jest zatrzymywany i nie spędza 21 godzin pozbawiony wolności" - mówił adwokat.
Zażalenie Gzella zostało uwzględnione. Jak stwierdziła sędzia Małgorzata Drewin, zatrzymanie fotoreportera było bezzasadne - o czym będzie powiadomiona prokuratura (prowadząca już śledztwo ws. nieprawidłowości w działaniach policji w PKW) i szef stołecznej policji. Sąd nie czynił w tej sprawie własnych ustaleń - dokonano ich w głównej sprawie karnej Gzella i Pawlickiego.
Sąd podkreślił, że gdy funkcjonariusz policji wydaje polecenie, należy dać mu posłuch, ale zarazem stwierdził, że nie istniało podejrzenie, by Gzell - realizując swoją misję fotoreportera na miejscu zdarzenia - popełnił przestępstwo naruszenia miru domowego w PKW.
Uzasadniając tę ocenę, sędzia Drewin porównała sytuację z PKW do francuskiego serialu edukacyjnego dla dzieci "Było sobie życie". "Tam policją w organizmie ludzkim były leukocyty, czyli krwinki białe. Mózg - centrum dowodzenia - zawsze wysyłał leukocyty, tam gdzie są sytuacje zapalne. Tak więc kierownictwo policji skierowało funkcjonariuszy tam, gdzie w tkance społecznej pojawił się stan zapalny - czyli w PKW. Wtedy funkcjonariusz nie musiał dokonywać tak subtelnej oceny prawnej. Ale potem, gdy wyprowadzono dziennikarza na zewnątrz, przełożeni tych policjantów, którzy zatrzymywali osoby w PKW, powinni dokonać właściwej oceny. Podsądny jest dziennikarzem i o ile jego zachowanie nie polega na pomaganiu w popełnianiu przestępstwa, to powinien mieć pełną swobodę wykonywania swych czynności" - dodała.
"Przy wszelkiej chęci zrozumienia prawidłowości funkcjonowania struktur państwowych oraz uwzględnieniu misji wolnego przekazu mediów, które informują społeczeństwo co dzieje się w kraju i na świecie, sąd uznał zażalenie za zasadne" - zakończyła Drewin.
Postanowienie o bezzasadności zatrzymania jest niezaskarżalne.
Wkrótce po uniewinnieniu dziennikarzy minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska mówiła PAP, że ich zatrzymanie podczas zajść w PKW nie powinno się zdarzyć. "Przepraszam tych, których to dotknęło, których to bulwersowało" - dodała. Gzella osobiście przepraszał też minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk. Policja zapowiadała wypracowanie nowych zasad współpracy z dziennikarzami. (PAP)