Z Izraela na obchody rocznicy wyzwolenia Auschwitz przyleci 100 b. więźniów
Na uroczystości związane z 70. rocznicą wyzwolenia obozu Auschwitz do Polski przyleci z Izraela delegacja 100 byłych więźniów z osobami towarzyszącymi oraz minister turystyki Uzi Landau i przewodniczący Rady Yad Vashem, były naczelny rabin Izraela Meir Lau.
W ubiegłym roku w obchodach rocznicy wyzwolenia Auschwitz wzięło udział 20 ocalonych z Izraela i ponad 50-osobowa delegacja Knesetu. W tym roku głównymi bohaterami uroczystości będą byli więźniowie Auschwitz. Średnia wieku izraelskiej grupy byłych więźniów obozu, uczestników obchodów, to ponad 80 lat.
Najmłodszą uczestniczką będzie Kathleen Schwartz, urodzona w 1935 roku na Węgrzech, która w momencie oswobodzenia obozu miała 10 lat. Na byłej więźniarce przeprowadzano eksperymenty medyczne, wskutek których stała się bezpłodna. Schwartz była w komorze gazowej, jednak cyklon B nie zdołał jej uśmiercić. Zdołała wydostać się spod zwału martwych ciał, na które ją wyrzucono i przetrwała dwa "marsze śmierci". Do dziś przechowuje swoją żółtą gwiazdę Dawida - symbol przynależności do narodu żydowskiego.
Na obchody przyjedzie też Szalom Lindenbaum urodzony w 1926 r. w Przytyku, z którym rozmawiała korespondentka PAP w Izraelu. Jego ojciec, Józef Lindenbaum, był dentystą, przedstawicielem żydowskiej społeczności i rady miasta. Brat, Mosze, był członkiem syjonistycznych organizacji "Beitar" i "Ecel".
30 lipca 1944 roku, po zlikwidowaniu obozu pracy w Starachowicach, Lindenbaum został wysłany do Auschwitz, gdzie wraz z ojcem został oddzielony od matki i siostry. Pracował w obozie pracy Monowitz (Auschwitz III). Przeżył "marsz śmierci". Po nielegalnym wyjeździe do Izraela w 1947 roku był internowany przez Brytyjczyków na Cyprze. Był członkiem antybrytyjskiej, podziemnej organizacji zbrojnej "Irgun". Walczył w wojnie o niepodległość Izraela. Jest doktorem literatury hebrajskiej, wykładowcą Uniwersytetu Bar-Ilan, znawcą twórczości poetyckiej Uri Zvi Greenberga i Brunona Schulza, tłumaczem poezji polskiej.
We wspomnieniach Lindenbauma z obozu w Auschwitz pojawia się postać jego rówieśnika, Chaima Gelibtela, przyjaciela z dzieciństwa, z którym nadal spotyka się w Izraelu.
"Kiedy w 1944 roku likwidowano obóz pracy w Starachowicach - wspomina Lindenbaum w rozmowie z PAP - zastrzelono 120 z ok. 600 Żydów, którzy tam pracowali".
"Tych, którzy pozostali przy życiu (...) załadowano do bydlęcych wagonów i wysłano w podróż ku śmierci. Ja jechałem w ostatnim, otwartym wagonie. Mój przyjaciel, w jednym z pierwszych. Kiedy dojechaliśmy do Birkenau, na stacji zobaczyłem Chaima. Po dwóch dniach jazdy w potwornym ścisku i upale, bez powietrza, wraz ze zwłokami 30 osób, Chaim z pragnienia lizał na kolanach oświęcimskie błoto. Chaim był ostatnią zapamiętaną przeze mnie osobą podczas ewakuacji obozu. Wtedy to więźniowie, którzy nadal posiadali resztki sił, wymaszerowywali w +marsz śmierci+. Chory Chaim nie był w stanie iść, choć próbował. Osłab tuż przed bramą obozową. Kiedy przechodziłem koło niego resztką sił wyszeptał +jeśli przeżyjesz, opowiedz o mnie Nachumowi, mojemu bratu+".
Lindenbaumowi szczególnie zapadła w pamięć ostatnia noc 1944 roku. Przebywał wtedy w Monowitz - obozie pracy przymusowej. W pokoju niemieckiego blokowego grupa komunistów zjadła pyzy ziemniaczane i dwa z 300 zajęcy przygotowanych na sylwestrową zabawę dla niemieckich żołnierzy. Uczta miała miejsce na kilkanaście dni przed ewakuacją obozu.
18 stycznia 1945 r. Lindenbaum wyruszył w "marszu śmierci" - w rozpadających się butach, w pasiaku, z 2 kromkami chleba.
"Wyjście zaczęło się przed zapadnięciem nocy, a pierwszy odpoczynek - nad ranem, w Mikołowie, po przejściu przeszło 20 km w temperaturze minus 20 stopni. Wielu zastrzelono po drodze. Byliśmy tak wycieńczeni, że nie mogliśmy iść. Kto nie dotrzymywał kroku - ginął. Ja też nie miałem siły. Uratowała mnie myśl o spotkaniu z matką. Następnego dnia załadowano nas do wagonów towarowych. Pociąg zatrzymał się 12 km przed Gliwicami, w Rzędówce. Rozkazano nam wyjść z wagonów. Ok. 300 osób, które się ociągały z wyjściem zastrzelono. Reszta powlokła się drogą śmierci w kierunku Rybnika. Po nocnym odpoczynku nie podniosło się już nigdy więcej prawie 400 osób. Mnie i ojcu udało się uciec i znaleźć schronienie najpierw w chlewie, a potem dzięki Rozali Kalabis we wsi Wilcza, u Doroty Freilich. W jej domu doczekaliśmy wyzwolenia" - wspomina Lindenbaum.
Kiedy zobaczył żołnierzy rosyjskich i zrozumiał, że nareszcie jest wolny "nie czuł nic" - jak mówi. Był zbyt wykończony fizycznie i emocjonalnie. Jedyne pragnienie, jakie w nim pozostało, to pojechać do Palestyny i walczyć o kraj dla Żydów, gdzie nigdy więcej nie zaznaliby poniżenia. Dzięki Lindenbaumowi jego wybawicielka została Sprawiedliwą Wśród Narodów Świata, a kiedy zmarła, pochowano ją z różańcem przesłanym z Jerozolimy przez Żyda, któremu uratowała życie.
Na uroczystość 70-lecia wyzwolenia Auschwitz Lindenbaum poleci z wnukiem Ejlamem, spadochroniarzem.
Ponadto w grupie 100 byłych więźniów obozu, którzy przybędą z Izraela znajdą się m.in. Mosze Haelion - urodzony w 1925 r. w Grecji; za list ze słowami otuchy do innego więźnia, przechwycony przez SS, został skazany na 20 batów i transfer do kompani karnej, z której zdołał się wydostać na kilka tygodni przed ewakuacją Auschwitz. Opuścił obóz z ostatnią grupę, która wyszła w "marszu śmierci" 21 stycznia 1945 roku.
Przyjadą także Zvi Eichenwald urodzony w 1926 r. w Będzinie; jedyny ocalony z 10 braci, który swą historię, 13-letniego chłopca z Będzina przyjeżdżającego do obozowego piekła, opisał w książce "Me'ma'amakim" oraz Arian Naftali urodzony w 1928 r. w Krakowie. Swój powrót do Auschwitz uważa za "akt zemsty i dumy". Jedyny z całej rodziny, któremu udało się przeżyć. Do dziś wspomina dwóch braci Polaków, którzy dostarczali mu do obozu żywność.
W uroczystości weźmie udział Alex Speizer urodzony w 1928r. w Czechosłowacji. Do Polski przyjedzie wraz z córką, Ester i 16-letnim wnukiem, Ejlamem. Przeżył komorę gazową. Za ucieczkę z obozu dziecięcego do obozu męskiego został skazany na śmierć przez bicie. Odzyskał przytomność na stosie zwłok.
W grupie byłych więźniów będzie także Miki Goldman - urodzony w 1925 r. w Przemyślu. Ukrywał się u polskiej rodziny, z którą nadal ma kontakt. Uciekł z "marszu śmierci". Po wojnie pracował w Izraelu jako oficer śledczy w policji. Był asystentem prokuratora w procesie Eichmanna. Członek Komitetu Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, członek Rady Yad Vashem.
Z Tel Awiwu Ela Sidi (PAP)