Wrak spalonego promu w porcie w Brindisi
Do portu Brindisi w Apulii na południu Włoch doholowano w piątek wrak częściowo spalonego włoskiego promu "Norman Atlantic". W pożarze, który wybuchł na jego pokładzie w niedzielę, zginęło co najmiej 11 osób. Dokładna liczba zaginionych nadal jest nieznana.
Natychmiast po zakończeniu operacji zacumowania na nabrzeżu na pokład weszli śledczy z prokuratury prowadzącej dochodzenie w sprawie przyczyn katastrofy, by przeprowadzić pierwsze oględziny i zabrać tzw. czarną skrzynkę.
Jednocześnie poinformowano, że śledztwem objęto - oprócz włoskiego kapitana, dwóch oficerów i armatora - kolejne osoby. Są wśród nich przedstawiciele greckiej firmy przewozowej Anek Lines, która wynajęła prom. To stronie greckiej Włosi zarzucają, że doprowadzili do bałaganu w listach pokładowych, w wyniku czego są duże rozbieżności między danymi na temat liczby uratowanych rozbitków oraz pasażerów, którzy weszli na prom.
Spośród 11 ciał ofiar zidentyfikowano osiem. Nie wyklucza się, że zwłoki mogą znajdować się jeszcze we wraku.
Na włoskim wybrzeżu znaleziono w piątek pustą szalupę z "Norman Atlantic". Los rozbitków, którzy na nią weszli, nie jest znany. Wiadomo jedynie, że zaraz po wybuchu pożaru w niedzielę o świcie niektórzy pasażerowie usiłowali się ratować, schodząc do szalup. Potem ta droga ewakuacji była już niemożliwa z powodu bardzo wysokich fal, nawałnicy i porywistego wiatru.
Przyczyna pożaru nie jest znana. Media zwracają uwagę na bohaterską postawę kapitana promu Argilio Giacomazziego, który mimo obrażeń głowy, odniesionych podczas ewakuacji, do końca akcji ratunkowej pozostał wśród pasażerów i z nimi wracał okrętem marynarki wojennej na ląd. (PAP)