"Economist": Tusk poradził sobie na szczycie, test dopiero przed nim
Donald Tusk dość dobrze poradził sobie przewodnicząc pierwszemu szczytowi w nowej roli szefa Rady Europejskiej w czwartek, ale prawdziwe testy dopiero przed nim - napisał "The Economist".
Tygodnik wymienia wśród nich ustanowienie zaproponowanego przez Komisję Europejską funduszu inwestycyjnego mającego być kołem zamachowym pobudzającym wzrost, działań na rzecz wspólnego rynku, zwłaszcza w zakresie usług cyfrowych, unię energetyczną i umowę o wolnym handlu UE-USA (TTIP).
"Każda z tych spraw jest trudna. Zabiegi utworzenia wspólnego rynku usług jak dotąd nie udawały się. Wyobrażenie Donalda Tuska o unii energetycznej może nie odpowiadać oczekiwaniom komisarza ds. energii Marosza Szefczovicza. Nie jest jasne, czy unia energetyczna oznaczałaby utworzenie wspólnej instytucji dla zakupu rosyjskiego gazu. Podziały ws. TTIP idą w trzech kierunkach" - wylicza "Economist".
"Rok temu liderzy europejscy byli umiarkowanymi optymistami. Panująca na Ukrainie kleptokracja (system faworyzujący zawłaszczanie środków publicznych przez wąską grupę oligarchów) była bliska upadku. W UE występowały oznaki budzenia się gospodarki do życia. Dziś UE stoi w obliczu podobnych problemów, co rok wcześniej, ale w bardziej przybitym nastroju" - ocenia tygodnik.
O podejściu Tuska "Economist" napisał, iż "sprawia wrażenie, jakby chciał oddzielić politykę UE wobec Rosji od polityki wobec Ukrainy". Przytacza jego wypowiedź, że "Rosja jest strategicznym problemem UE, a nie Ukraina" i sugeruje, że Tusk chciałby, by polityka UE wobec rosyjskiego zagrożenia była bardziej proaktywna.
Ze swej strony tygodnik nie wyklucza, że niektórzy członkowie Unii mogą opowiedzieć się za poluzowaniem sankcji wobec Rosji przy okazji przeglądu w marcu i lipcu, ponieważ pogorszenie sytuacji gospodarczej w Rosji odbija się negatywnie także na ich własnych gospodarkach.
O samym szczycie napisano, że został skrócony, a jego uczestnicy sprawiali wrażenie uczniów mających dość szkoły i niemogących doczekać się ferii.
Szczyt nasuwa też tygodnikowi inny wniosek: "tylko dlatego, że liderom coś się podoba, niekoniecznie oznacza, że są gotowi to sfinansować".
Wskazuje w tym kontekście, iż żaden z rządów UE nie był skłonny dołożyć się z własnego budżetu do proponowanego funduszu inwestycyjnego ani wyasygnować gotówki dla Ukrainy. Tę ostatnią niechęć "Economist" tłumaczy przekonaniem, że władze w Kijowie nie uporały się z korupcją. (PAP)