B. dyrektor Halemby: nie jestem winny i nie czuję się winny
Nie jestem winny i nie czuję się winny tego, co się stało - oświadczył we wtorek przed gliwickim sądem b. dyrektor kopalni Halemba, oskarżony w związku z katastrofą, do której doszło w tym zakładzie w 2006 r. W wybuchu metanu i pyłu węglowego zginęło tam 23 górników.
Sąd Okręgowy w Gliwicach wysłuchuje we wtorek "ostatniego słowa" oskarżonych, co jest już ostatnią czynnością przed ogłoszeniem wyroku, po toczącym się ponad sześć lat procesie.
Kazimierz D. jest najwyżej postawioną w górniczej hierarchii osobą, która usłyszała w tej sprawie zarzuty. Prokuratura oskarżyła go o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia górników, co skutkowało śmiercią 23 osób i zażądała dla niego siedmiu lat więzienia.
B. dyrektor wyraził w swoim wystąpieniu nadzieję, że sąd wskaże prawdziwe przyczyny katastrofy - czy było to zdarzenie losowe, czy też doszło do niej na skutek winy człowieka, a jeśli tak, to na którym etapie.
D. przypomniał, że był to kolejny tragiczny wypadek w Halembie, znanej z wysokiego zagrożenia metanowego. Oskarżony podkreślał, że badający okoliczności wybuchu eksperci nie wskazali, dlaczego do niego doszło. Prokuratorski zarzut - że przełożeni dopuścili się "zamachu" na życie górników - uważa za niedorzeczny.
B. dyrektor podkreślał, że nie ma obecnie przepisów zakazujących wykonywania prac w pobliżu zagrożenia metanowego. Wyraził nadzieję, że proces przyczyni się do wprowadzenia nowych przepisów, zakazujących prowadzenia prac w takich warunkach. Tylko dzięki temu - przekonywał - będzie można ograniczyć liczbę wypadków.
Kazimierz D. oświadczył, że w całej jego karierze w górnictwie bezpieczeństwo pracowników było dla niego naczelną zasadą. "Życie ludzkie było i jest dla mnie najwyższą wartością" - oświadczył. Na koniec swego wystąpienia oddał hołd i wyraził współczucie rodzinom ofiar.
Wcześniej przed sądem wystąpił b. główny inżynier ds. wentylacji kopalni i kierownik jej działu wentylacji Marek Z., na którym ciążą najpoważniejsze zarzuty - sprowadzenia katastrofy. Także on uważa je za chybione. Wniósł o sprawiedliwy wyrok.
Przekonywał, że zarówno oskarżenie, jak i eksperci badający przyczyny katastrofy nie wskazali jednoznacznej przyczyny wybuchu, a jedynie możliwe hipotezy. Jego zdaniem wskazują one na losowy charakter przyczyn wypadku.
Z. uważa, że przewietrzanie rejonu ściany wydobywczej i profilaktykę w zakresie zagrożenia wybuchem pyłu węglowego prowadzono zgodnie z przepisami. Prace likwidacyjne prowadzono zgodnie ze wskazaniami kopalnianego zespołu ds. zagrożeń, a rejon był kilkakrotnie kontrolowany - dodawał.
Proces ruszył w listopadzie 2008 r. Sprawa była rozpoznawana na blisko 150 terminach rozpraw, na których przesłuchano 349 osób. Zgromadzono 66 tomów akt. Na ławie oskarżonych zasiada 17 mężczyzn, którym prokuratura zarzuca łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Jest wśród nich b. dyrektor Halemby Kazimierz D. Nie przyznają się do winy.
To już kolejna rozprawa, na której sąd wysłuchuje wystąpień końcowych stron procesu. Cztery tygodnie temu swą mowę wygłosił prokurator, który zażądał 7 lat więzienia dla Kazimierza D. i 8 lat pozbawienia wolności - także bez zawieszenia - dla b. szefa działu w wentylacji w Halembie Marka Z. Chce też, by sąd na kilka lat zakazał im sprawowania funkcji związanych z bezpieczeństwem w górnictwie. Dla pozostałych 15 oskarżonych prokurator domaga się kar od pół roku do dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu. Chce też, by sąd wymierzył im grzywny.
Wszyscy dotychczas występujący przed sądem obrońcy wnieśli o uniewinnienie swoich klientów. Ich zdaniem, w aktach sprawy brak jest wystarczających dowodów do skazania. Przekonywali, że oskarżeni działali w granicach prawa oraz że padli ofiarą pomówień i szukania dowodów na siłę. Adwokaci wyrażali też opinię, że oskarżeni stali się ofiarami walki z "układem", kiedy ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym był Zbigniew Ziobro.
Katastrofa w Halembie była największą tragedią w polskim górnictwie od blisko 30 lat. Doszło do niej 21 listopada 2006 r. podczas likwidowania ściany wydobywczej 1030 m pod ziemią. Z powodu zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym, po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku wybuchł pył węglowy, czyniąc największe spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii.
Jak ustaliły prokuratura i nadzór górniczy, kierujący kopalnią przyzwalali w niej na łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Najpoważniejsze zarzuty ciążą na byłym głównym inżynierze wentylacji kopalni i kierowniku jej działu wentylacji Marku Z. Odpowiada on m.in. za sprowadzenie katastrofy, w której zginęli górnicy. Były dyrektor Halemby Kazimierz D. jest oskarżony o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia górników, co skutkowało śmiercią 23 osób. Jemu i Markowi Z. grozi do 12 lat więzienia.
Zarzuty stawiane pozostałym oskarżonym dotyczą m.in. sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, narażenia górników na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz niedopełnienia przepisów bezpieczeństwa i fałszowania dokumentów. O te przestępstwa podejrzani są zarówno pracownicy Halemby, jak i firmy Mard, która na zlecenie kopalni wykonywała prace pod ziemią.
Szefowi Mardu Marianowi D. prokuratura zarzuciła niedopełnienie obowiązków w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia górników w okresie poprzedzającym tragedię, za co grozi mu do 8 lat więzienia.
Niespełna trzy lata po katastrofie w Halembie w polskim górnictwie doszło do kolejnego wypadku. 18 września 2009 r. w kopalni Wujek-Śląsk zginęło 20 górników, a 37 zostało rannych. Wątek dotyczący samej katastrofy katowicka prokuratura umorzyła, nie dopatrując się związku pomiędzy zachowaniem człowieka, a zapaleniem się i wybuchem metanu. Dopatrzyła się jednak nieprawidłowości, do których dochodziło w kopalni przed katastrofą. Oskarżyła o nie 56 osób, zarzucając im m.in. sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia pracowników. (PAP)