Brytyjski książę Harry pod ochroną komandosów
30-letni mężczyzna przyznał przed sądem, że w dzień po brutalnym zamordowaniu przez domniemanych islamistów żołnierza Lee Rigby'ego w londyńskiej dzielnicy Woolwich groził śmiercią wnukowi Elżbiety II, księciu Harry'emu, trzeciemu w sukcesji do tronu.
Rzecznik Scotland Yardu potwierdził, że 30-latek przyznał się do winy przed sądem magistrackim w Uxbridge, przebywa w areszcie i oczekuje na wyrok. Za grożenie śmiercią grozi kara do 10 lat więzienia. Wcześniej policja nie informowała o tej sprawie.
Według doniesień mediów pochodzący z Irlandii Północnej Mark Townley, który zmienił nazwisko na Ashraf Islam, najprawdopodobniej został muzułmaninem w czasie odbywania kary pozbawienia wolności w 2011 roku. Aresztowano go 23 maja, w dzień po zabójstwie żołnierza w Woolwich, a po dochodzeniu przeprowadzonym przez antyterrorystyczną komórkę policji postawiono mu zarzut grożenia śmiercią księciu Harry'emu.
28-letni Harry, znany w wojsku jako kapitan Wales, dwukrotnie - w 2008 i 2012 roku - służył w Afganistanie. W czasie drugiego pobytu uczestniczył w akcjach bojowych pilotując helikopter Apache. Twierdził, że odpowiada za śmierć co najmniej jednego talibskiego bojownika.
Harry jest patronem organizacji charytatywnej "Help for Heroes" pomagającej wojskowym inwalidom i zajmuje się zbiórką pieniędzy na ten cel.
Tygodnik "Sunday Mirror" doniósł ostatnio, że po zabójstwie Lee Rigby'ego w południowo-wschodnim Londynie policja ostrzegła Harry'ego, by w jeszcze większym zakresie miał na uwadze osobiste bezpieczeństwo. Policja zarządziła też przegląd procedur bezpieczeństwa w odniesieniu do jego osoby. Według doniesień "Mail on Sunday", Harry otrzymał dodatkową ochronę od komandosów SAS. (PAP)