Tusk na czele UE, szykuje się trzęsienie ziemi w polskiej polityce
Powołanie Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej to jego osobisty sukces, sukces Polski oraz wzmocnienie zdecydowanego stanowiska UE względem Rosji. Ale w PO zapowiada to trzęsienie ziemi - mówią politycy i komentatorzy.
Najpoważniejszą konsekwencją jest wymiana premiera, a co za tym idzie całego rządu. Jest na to czas do 1 grudnia, kiedy to Tusk, wybrany w sobotę na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, ma objąć formalnie to stanowisko. Obecny premier będzie też musiał zrzec się mandatu poselskiego.
Nazwisko nowego premiera ma być znane we wtorek. "Będziemy gotowi z tymi tematami myślę, że we wtorek" - powiedział Tusk dziennikarzom w Brukseli w sobotę, pytany o to, kto powinien stanąć na czele polskiego rządu.
Z kolei rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała PAP w sobotę, że premier "do końca listopada będzie wykonywał wszystkie swoje zadania i sprawował powierzone mu funkcje". Pytana o scenariusz zmian w rządzie odpowiedziała, że będzie to zależało od rozmów z prezydentem i koalicyjnych. Dopytywana o nowego szefa rządu, powiedziała jedynie, że jest ustalony kandydat na tę funkcję.
W kontekście następcy Tuska na funkcji premiera i szefa partii politycy PO najczęściej wskazują marszałek Sejmu Ewę Kopacz. Sama Kopacz zadeklarowała w piątek, że jeśli będzie taka potrzeba, to będzie gotowa stanąć na czele rządu.
"Jak się przychodzi do polityki, to człowiek bierze pod uwagę każdą działalność, która ma służyć Polsce. Jeśli będzie tego sytuacja wymagała, pewnie tak" - mówiła marszałek dziennikarzom w piątek, pytana, czy byłaby gotowa na objęcie teki premiera.
Kandydatura Kopacz, jak wynika z informacji PAP, jest niemal pewna. W poniedziałek Donald Tusk ma się spotkać z obecną marszałek Sejmu i rozmawiać o przejęciu przez nią rządu.
Kopacz, jak wynika z informacji PAP, zostanie też szefem partii w miejsce Donalda Tuska. Ma się to odbyć przy wykorzystaniu zapisów statutowych, głoszących, że po zrzeczeniu się funkcji przez przewodniczącego PO jego obowiązki przejmuje pierwszy zastępca. Jest nim obecnie właśnie Kopacz.
Oczywiście jest możliwe, że w partii rozpocznie się ferment, by jednak doprowadzić do kongresu i nowych wyborów przewodniczącego jeszcze przed wyborami w 2015 roku. Politycy innych ugrupowań zwracają tu uwagę zwłaszcza na ambicję zmarginalizowanego ostatnio Grzegorza Schetyny i jego otoczenia.
W lipcu, gdy pojawiły się pierwsze informacje o tym, że Tusk ma poważne szanse na pokierowanie Radą Europejską, b. wiceszef PO, obecnie przewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna deklarował, że byłby gotów „podjąć wyzwanie” i wystartować w wyborach na szefa PO. Z samym Schetyną PAP nie udało się w niedzielę skontaktować, jego partyjni współpracownicy oceniali jednak, że na razie nie ma potrzeby organizowania wyborów przewodniczącego. „Mamy wiele wyzwań przed sobą, to nie jest dobry czas na to, by zajmować się sobą” - powiedział jeden z nich.
Politycy PO nie chcą też spekulować, jakie jeszcze zmiany personalne czekają rząd i Platformę w najbliższym czasie. „O tym można mówić dopiero wtedy, gdy zostanie rozstrzygnięta kwestia następcy na funkcji szefa rządu, wcześniejsze rozważania byłyby tylko spekulacjami” - powiedział Cezary Grabarczyk.
Nieoficjalnie część rozmówców PAP przyznaje, że zmiany w nowym rządzie mogą być głębokie. „Potrzebne będzie nowe otwarcie, muszą być więc nowi ludzie. Myślę, że na swych stanowiskach pozostaną przede wszystkim ci ministrowie, którzy są w trakcie realizacji ważnych zmian i reform” - powiedział PAP jeden z ważnych polityków PO. Według niego, na stanowiskach raczej pozostaną m.in. ministrowie: finansów Mateusz Szczurek, sprawiedliwości Marek Biernacki oraz pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz, choć tu decyzja będzie zależała od koalicyjnego PSL.
Nazwisko nowego premiera, jak przyznawał w niedzielę prezydencki doradca Tomasz Nałęcz, jest znane już Bronisławowi Komorowskiemu. W sobotę wieczorem wybór Tuska prezydent komentował słowami: "Polska szarża odniosła dzisiaj gigantyczny sukces", dodając, że oznacza to nie tylko ogromne uznanie dla polskiej pozycji, ale też zwiększenie polskich możliwości. Komorowski zaznaczył, że "po to jest konstytucja i po to jest prezydent", by zmiana premiera w takiej sytuacji nie spowodowała "perturbacji i destabilizacji sytuacji w kraju".
W PO słowa te komentowane są jako przejaw braku woli prezydenta "wchodzenia do gry" z własnym kandydatem. Choć Komorowski, jak słychać w PO, wolałby innego kandydata wymienianego w kuluarach i mediach - szefa MON Tomasza Siemoniaka.
Problemem dla Platformy może być nie tylko wskazanie odpowiedniego kandydata z tej partii na premiera, ale ewentualne nowe postulaty koalicyjnego PSL. Na razie nic na to nie wskazuje, bo Janusz Piechociński o wyborze Tuska wypowiadał się tylko w samych superlatywach, przekonując, że to wielka odpowiedzialność dla Polski, to zwiększenie potencjału i siły polskiego głosu. "Sądzę że jest to dobra decyzja, bo nie tylko w kontekście tego, co dzieje się na Wschodzie, ale w kontekście dalszej integracji i kryzysu, który przecież w tej wojnie handlowej coraz bardziej może nadciągnąć na Europę" - powiedział Piechociński.
Na gratulacje pod adresem Tuska zdobył się nawet jego największy dotychczas polityczny rywal, prezes PiS Jarosław Kaczyński. "Premierem był złym, nawet bardzo złym, ale życzę mu jak najlepiej jako przewodniczącemu Rady Europejskiej, gratuluję tego wyboru” – powiedział lider PiS. "Jest tylko pytanie, czy będzie to sukces osobisty, czy to będzie sukces Polski” – dodał.
Kaczyński przekonywał, że wybór Tuska nie będzie miał zbyt wielkiego wpływu na wybory samorządowe. Ale w PiS dominuje przekonanie, że wybór Tuska na dłuższą metę osłabi Platformę i pomoże PiS wygrać jeśli nie najbliższe wybory samorządowe, to na pewno przyszłoroczne wybory parlamentarne.
Bo wybory parlamentarne, jak można wywnioskować z pierwszych głosów, raczej nie będą przyspieszone. Kaczyński powiedział w niedzielę, że w sprawie wcześniejszych wyborów nie chce niczego przewidywać.
Jednak woli przyspieszenia wyborów nie ma przede wszystkim w samej Platformie, a także w PSL, a stanowisko tych ugrupowań jest przesądzające. Julia Pitera (PO) przekonywała w niedzielę w Radiu Zet, że odejście Tuska do Brukseli nie będzie oznaczać nowych wyborów, a nawet jeśli formalnie odejdzie on z funkcji szefa partii, "będzie miał znaczącą rolę w PO". Także Stanisław Żelichowski z PSL przekonywał, że nowe wybory są możliwe tylko wtedy, gdy "nie będzie porządku w PO".
Sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski (SLD) przewidywał natomiast, że choć nowa sytuacja wzmacnia PO, a także "nie ma ludzi niezastąpionych", to w Platformie teraz "obudzą się demony ambicji".
"Z Brukseli Polską nie da się zarządzać; rola Tuska w PO osłabnie; ona teraz musi sama sobie radzić, co jej dobrze zrobi" - mówił natomiast w Radiu Zet doradca prezydenta Tomasz Nałęcz.
Co do tego, że wybór Tuska jest ogromnym wzmocnieniem Polski na arenie międzynarodowej zgadza się większość komentatorów w Polsce i za granicą. "Żaden polski polityk po 1989 r. nie miał takiej pozycji w Europie" - przyznał w niedzielę Janusz Palikot.
Komentatorzy zwracają uwagę, że wybór Polaka na szefa Rady Europejskiej to przede wszystkim sygnał dany Władimirowi Putinowi. Wskazują na to i polscy politycy i część europejskiej prasy.
Włoski dziennik „Corriere della Sera” za jeden z atutów polskiego premiera uznał właśnie znajomość Rosji. Zdaniem dziennika tym można wyjaśnić słowa premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona, który miał powiedzieć Tuskowi - donosi "Corriere" powołując się na źródła w Londynie - że zapewne tylko on zdoła „upilnować Putina”. „Państwa Wschodu UE otrzymują to, o co prosiły, czyli funkcję chorążego zdolnego, jak się ma nadzieję, stawić czoła Władimirowi Putinowi w jednym z najbardziej dramatycznych momentów ostatnich 60 lat” - uważa gazeta.
Z kolei rosyjskie media oceniły wybór Tuska ambiwalentnie. Według dziennika "Moskowskij Komsomolec", Tusk "ma opinię poczytalnego polityka, jednak nie jest on znany ze szczególnej sympatii do Rosji".
Umiejętne rozegranie polityki UE wobec kryzysu ukraińskiego będzie więc jednym z ważnych zadań Tuska - przyznawał w rozmowie z PAP Mikołaj Dowgielewicz, były minister ds. europejskich, obecnie wicegubernator Banku Rozwoju Rady Europy. Inne ważne zadania, dodał Dowgielewicz, to reforma strefy euro i negocjowanie z Wielką Brytanią warunków koniecznych, żeby pozostała członkiem UE.
Premier Wielkiej Brytanii David Cameron bardzo pozytywnie zareagował na fakt, że już podczas swojej pierwszej konferencji prasowej po ogłoszeniu wyboru Tusk zwrócił uwagę, iż UE i on osobiście będą „wychodzili naprzeciw trosk zgłaszanych przez Wielką Brytanię”. Chodzi o planowane na rok 2017 referendum dotyczące przyszłości Wielkiej Brytanii w UE oraz postulowane przez Londyn reformy Unii.
Z kolei zdaniem innego eksperta, Ryszarda Petru, przewodniczącego Towarzystwa Ekonomistów Polskich, wybór Tuska na szefa Rady Europejskiej może pomóc w przyjęciu przez Polskę waluty euro. "Uważam, że po tym jak zasiądzie on na fotelu przewodniczącego Rady Europejskiej, to z eurosceptyka w sensie waluty stanie się euroentuzjastą. To nie tyle przyspieszy nasze wstąpienie do strefy euro, ale na pewno odblokuje pewne mentalne blokady, które w Polsce niektórzy politycy mieli, włącznie z premierem Tuskiem" – powiedział Petru.
Oczywistą konsekwencją wyboru Tuska na szefa Rady Europejskiej będzie konieczność zrzeczenia się przez niego mandatu do Sejmu. To też musi nastąpić do 1 grudnia, a mandat po obecnym premierze obejmie następna osoba z listy stołecznej PO z wyborów w 2011 roku; wchodzą w grę Ewa Czeszejko-Sochacka lub były minister sprawiedliwości Andrzej Czuma. (PAP)