Zdaniem ekspertów: epidemia gorączki Ebola raczej nie grozi Europie i Polsce
Teoretycznie istnieje ryzyko zawleczenia gorączki krwotocznej Ebola do Europy, w tym do Polski, ale obecnie jest ono niskie - zapewnili eksperci w rozmowie z PAP. Ich zdaniem epidemia, która od marca 2014 r. rozwija się w Afryce Zachodniej, na razie nam nie zagraża.
Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), do 27 lipca w Gwinei, Sierra Leone i Liberii odnotowano łącznie 1323 zachorowań, z czego 729 zakończyło się zgonem. Może to oznaczać, że śmiertelność w tej epidemii wynosi ok. 60 proc., na razie bowiem część przypadków jest niepotwierdzona.
W ostatnim tygodniu lipca o prawdopodobnym przypadku Ebola poinformowały władze Nigerii. Dotyczy on 40-letniego obywatela Liberii, który 20 lipca przyleciał do Nigerii. Nasiliło to międzynarodowe obawy o możliwość przeniesienia się epidemii na inne kraje, a nawet kontynenty. W środę 30 lipca BBC podało, że szef brytyjskiej dyplomacji Philip Hammond uznał, iż wirus Ebola „stanowi zagrożenie dla Wielkiej Brytanii”.
„Ryzyko zawleczenia gorączki Ebola do Europy istnieje, choć na chwilę obecną oceniane jest przez ekspertów jako bardzo niskie. Należy pamiętać, że choroba nie przenosi się drogą powietrzną, jak na przykład grypa. Choroby nie przenoszą też komary, jak malarię czy dengę. Do zakażenia konieczny jest tzw. bliski kontakt z osobą chorą, mianowicie z jej płynami ustrojowymi, wydzielinami, jak krew, kał, ślina czy nasienie. Można się zakazić także od osób zmarłych z powodu Ebola, co jest istotne w aspekcie zwyczajów pogrzebowych w krajach dotkniętych obecnie epidemią (tradycja pochówku wymaga od uczestników bezpośredniego kontaktu z ciałem zmarłego - PAP)” - poinformował PAP dr Wacław L. Nahorski, krajowy konsultant ds. medycyny morskiej i tropikalnej.
„Warto zaznaczyć, że w okresie inkubacji (bezobjawowego rozwoju choroby - PAP), który trwa od 2 do 21 dni, osoba zakażona najprawdopodobniej nie zaraża innych. Nie ma więc raczej niebezpieczeństwa zakażania przez osobę już zainfekowaną, która jeszcze o tym nie wie, nie mając początkowo objawów” - zaznaczyła dr Anna Kuna z Krajowego Ośrodka Medycyny Tropikalnej w Gdyni.
„Trzeba pamiętać, że pacjent, który przechorował zakażenie wirusem Ebola, może zakażać innych przez następne tygodnie (wg WHO przez siedem tygodni) poprzez wydzieliny narządów płciowych” - powiedziała specjalistka.
Choć WHO potwierdza, że sytuacja epidemiologiczna w regionie, w którym rozwija się epidemia, jest poważna, to jednocześnie ocenia, że ryzyko zachorowania osób podróżujących do Gwinei, Liberii, Sierra Leone czy Nigerii jest niskie. Dlatego organizacja nie rekomenduje ograniczania międzynarodowego ruchu podróżnych i towarów do tych krajów.
W Polsce Główny Inspektorat Sanitarny zaleca jednak na swojej stronie internetowej, by osoby, podróżujące w rejony występowania gorączki krwotocznej Ebola, zachowały wszelkie możliwe środki ostrożności, w tym również rozważyły możliwość przełożenia podróży na inny termin.
„Należy stanowczo odradzać podróż w te rejony, między innymi z powodu stale zmieniającej się, dynamicznej sytuacji epidemiologicznej oraz wysokiej śmiertelności z powodu tego wirusa. Nie sądzę, że podróżnik świadomy niebezpieczeństwa, nawet gdyby bezwzględnie musiał udać się w zagrożone rejony, ryzykowałby bliski kontakt z osobami chorymi, brał udział w ceremoniach pogrzebowych osób zmarłych na Ebola” - skomentował dr Nahorski.
Jego zdaniem wirus stanowi realne zagrożenie przede wszystkim dla personelu medycznego, zarówno miejscowego, jak i przysyłanego z pomocą humanitarną, a także dla osób bliskich pacjentom, które się nimi opiekują, a po śmierci - zgodnie z miejscowymi zwyczajami - zajmują się ciałem zmarłego.
„Na szczęście, kraje, gdzie obecnie toczy się epidemia Ebola, nie stanowią dla Polaków popularnego celu wypraw turystycznych ani służbowych. Do naszego kraju nie napływają z nich również imigranci” - powiedział PAP prof. Andrzej Horban, konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych.
Według Anny Kuny jeśli ktoś bezwzględnie musi wyjechać do krajów dotkniętych epidemią, powinien zachować wszystkie możliwe środki ochrony. „Trzeba unikać kontaktu z osobami chorymi, ich wydzielinami i zanieczyszczonymi nimi przedmiotami, z dzikimi zwierzętami (WHO wymienia małpy, nietoperze, gryzonie i antylopy - PAP). Koniecznie jak najczęściej myć ręce. Nie spożywać mięsa dzikich zwierząt” - wymieniła specjalistka.
WHO zaleca też, by dokładnie myć i obierać warzywa oraz owoce, zrezygnować z odwiedzania miejsc bytowania nietoperzy (np. jaskiń, kopalni, schronów) oraz unikać przypadkowych kontaktów płciowych.
Należy też sprawdzać stale aktualizowane meldunki epidemiologiczne na stronach WHO i amerykańskich Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC), a także Głównego Inspektoratu Sanitarnego oraz polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
W rozmowie z PAP prof. Horban ocenił, że dla Polski epidemia nie stanowi obecnie zagrożenia, przede wszystkim dlatego, że nie ma u nas rezerwuaru zwierzęcego (tzn. zwierząt, które są naturalnym gospodarzem wirusa). „Wirusa Ebola na pewno przenoszą zwierzęta, choć nie wiemy do końca które. Wiadomo, że podobnie do ludzi chorują małpy naczelne, które także szybko giną. Musi więc istnieć inne zwierzę, które przenosi wirusa i podejrzewa się, że są to nietoperze owocożerne” - wyjaśnił specjalista.
Według niego ważne jest, żeby osoby, które wracają z terenów, na których występuje epidemia Ebola, obserwowały uważnie pojawienie się wszelkich objawów chorobowych, a w razie ich wystąpienia zgłosiły się do lekarza i poinformowały o odbytej podróży.
„Niestety, na początku są to objawy grypopodobne, jak wysoka gorączka, dreszcze, bóle mięśni i stawów, głowy, gardła, dlatego mogą być mylone z innymi chorobami” - tłumaczył prof. Horban. Dopiero później pojawia się biegunka, wymioty, bóle brzucha, objawy oddechowe, jak kaszel, bóle w klatce piersiowej, niekiedy wysypka, zaczerwienie oczu oraz objawy krwotoczne (krwawienia zewnętrzne i wewnętrzne), drgawki. Choroba może prowadzić do niewydolności wielu narządów, co w efekcie kończy się śmiercią.
„Obecnie nie dysponujemy przyczynowym leczeniem gorączki Ebola, brak też szczepionki przeciw wirusowi. Leczenie ma jedynie charakter objawowy” - powiedział prof. Horban. Dodał, że europejskie służby medyczne mają nieporównywanie lepsze możliwości diagnostyki, izolacji i leczenia chorych niż afrykańskie. Dlatego śmiertelność z powodu choroby w krajach Europy mogłaby być znacznie niższa.
Gorączka krwotoczna Ebola jest wywoływana przez wirusy z rodziny Filoviridae. Występuje rzadko, ale śmiertelność z jej powodu może sięgać ponad 90 proc. Pierwsze jej przypadki odnotowano w 1976 r. na terenie Demokratycznej Republiki Konga (wówczas Zair) i w południowym Sudanie. Dotychczas wszystkie epidemie Ebola występowały na terenie Afryki. (PAP)