OBWE i eksperci znów nie dotarli na miejsce katastrofy samolotu na Ukrainie
Misji Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) oraz ekspertom z Holandii po raz kolejny nie udało się w środę dotrzeć na miejsce katastrofy malezyjskiego Boeinga 777, który rozbił się 17 lipca na wschodniej Ukrainie.
Wysłanników OBWE, którzy udawali się w rejon tragedii, zatrzymali prorosyjscy bojownicy, którzy walczą w tym regionie z siłami rządowymi Ukrainy. Holendrzy oświadczyli z kolei, że sytuacja jest zbyt niebezpieczna, by prowadzić tam poszukiwania – podały obecne na miejscu media.
Samolot malezyjskich linii lotniczych, zestrzelony najprawdopodobniej rakietą ziemia-powietrze, spadł w okolicach miasta Torez w obwodzie donieckim. W środę rzecznik ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrij Łysenko poinformował, że okolice katastrofy zostały zaminowane przez rebeliantów.
„Ściągnęli tam ogromną ilość ciężkiej artylerii i zaminowali dojścia do tego terytorium. Uniemożliwia to pracę ekspertów międzynarodowych, którzy starają się zbadać przyczyny katastrofy” – oświadczył.
We wtorek separatyści oskarżyli OBWE, że służy interesom USA i Ukrainy i zagrozili, że zamkną jej przedstawicielom dostęp do miejsca tragedii.
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko ogłosił tego dnia, że jego kraj jednostronnie wstrzyma ogień w 20-kilometrowej strefie walk z separatystami, gdzie rozbił się malezyjski samolot, i wyraził nadzieję, że podobną decyzję podejmie strona przeciwna.
W wyniku katastrofy zginęło 298 osób, wśród nich 193 Holendrów, 43 Malezyjczyków i 28 Australijczyków. Do tej pory do Holandii przewieziono ponad 200 ciał. Szczątki pozostałych ofiar i ich rzeczy osobiste nadal leżą na polu w okolicach miasta Torez.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)