Biały Dom oddaje hołd protestującym sprzed 25 lat na Tiananmen
Biały Dom oddaje hołd prodemokratycznym demonstrantom, którzy wystąpili przed 25 laty przeciwko chińskim władzom na placu Tiananmen w Pekinie - oświadczył rzecznik Jay Carney. Waszyngton wezwał Pekin do rozliczenia się z tamtych wydarzeń.
Carney oświadczył, że Stany Zjednoczone zawsze będą popierać podstawowe wolności, o które zabiegali protestujący na placu Tiananmen.
Wezwał chińskie władze, by rozliczyli się z tamtych wydarzeń, wyjaśnili kwestię ofiar śmiertelnych oraz tych, którzy w czasie protestów zostali zatrzymani lub zaginęli.
W opublikowanym w środę komunikacie rzecznik Białego Domu pochwalił Chiny za "nadzwyczajny postęp społeczny i ekonomiczny", poczyniony w ciągu ostatnich trzydziestu lat, jednocześnie wzywając do zagwarantowania wszystkim obywatelom "uniwersalnych praw i podstawowych wolności".
Do dziś publiczna dyskusja o wydarzeniach sprzed ćwierć wieku na placu Tiananmen jest w Chinach zabroniona. Władze nie odpowiadają na ponawiane co roku apele opozycji i rodzin młodych ludzi, poległych na placu, o "nowy początek" - o nową ocenę wydarzeń sprzed 20 lat przez władze ChRL, o dialog i pojednanie.
Od lat bez skutku w przeddzień rocznicy o rewizję interpretacji tych wydarzeń apeluje do władz nieformalna organizacja "Matki Tiananmen", wzywając władze do ukarania odpowiedzialnych i przyznania odszkodowań rodzinom ofiar oraz do przełamania tabu milczenia.
Trwające od połowy kwietnia w całych Chinach prodemokratyczne protesty zostały krwawo stłumione w nocy z 3 na 4 czerwca 1989 roku na pekińskim Tiananmenie. Trwający siedem godzin atak z użyciem czołgów i wozów pancernych zakończył się o świcie. Liczba ofiar dotąd pozostaje nieznana.
W końcu czerwca 1989 r. ówczesny mer Pekinu przyznał, że zginęło 200 demonstrantów, w tym 36 studentów. Nieoficjalne szacunki mówią o dwóch tysiącach zabitych; aresztowano do trzech tysięcy ludzi.