25 lat więzienia za pięć zabójstw dzieci w Hipolitowie
Na 25 lat więzienia skazał we wtorek Sąd Okręgowy w Łomży 43-letnią Beatę Z. ze wsi Hipolitowo (Podlaskie), oskarżoną o zabójstwo w latach 2000-2012 piątki swoich nowo narodzonych dzieci. Wyrok nie jest prawomocny. Obrona już zapowiedziała apelację.
Prokuratura Okręgowa w Łomży oskarżyła mieszkankę Hipolitowa o zabójstwo dzieci, urodzonych w 2000, 2003, 2008, 2010 i 2012 roku - trzech chłopców i dwóch dziewczynek. Według śledczych, kobieta świadomie pozostawiała je po porodzie w takim miejscu i warunkach, w których nie miały szans na przeżycie - szczątki dwojga z nich znaleziono na strychu jej domu, dwojga kolejnych - w piwnicy w stodole.
Szczątków piątego dziecka, utopionego - jak przyjęto w akcie oskarżenia - w stawie w Hipolitowie, mimo poszukiwań, nie udało się odnaleźć.
W śledztwie Beata Z. przyznała się do zarzutów dotyczących zabójstw piątki dzieci. Mówiła też wtedy, że to postawa konkubenta, który nie interesował się nią, gdy zachodziła w kolejne ciąże, decydowała o tym, iż nie chciała tych dzieci.
Na początku procesu, który trwał od listopada 2013 roku, zmieniła jednak wyjaśnienia. Przyznała się wówczas nie do zabójstw noworodków, a jedynie do nieudzielenia im pomocy.
W mowie końcowej prokurator zażądał dożywocia; obrona i sama oskarżona - uniewinnienia.
Sąd uznał Beatę Z. za winną wszystkich zarzucanych jej czynów i skazał na karę łączną 25 lat więzienia. W opisie czynów przyjął, że działała w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia i wbrew prawnemu obowiązkowi podjęcia opieki nad nowo narodzonymi dziećmi.
Uznał, że to pierwsze zeznania (złożone w śledztwie), w których przyznała się do pięciu zabójstw, były kluczowe, a także wiarygodne i przedstawiające prawdziwą wersję zdarzeń. "Chciała wyrzucić z siebie tę tragedię, którą cały czas w sobie nosiła" - mówił w uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu orzekającego, sędzia Jan Leszczewski.
Sąd wziął pod uwagę, że wówczas kobieta podawała "spontanicznie" wiele szczegółów swego działania, aktywnie uczestniczyła w wizjach lokalnych. Do tego w listach kierowanych do dzieci (czworo dzieci kobiety żyje, w tym dwójka urodzona w okresie objętym zarzutami, czyli między kolejnymi zabójstwami) żałowała tego, co zrobiła.
Sąd przyjął, że wszystkie dzieci urodziły się żywe, a o ciążach wiedział konkubent (w procesie odmówił składania wyjaśnień, a w śledztwie prokuratura nie znalazła dowodów, by miał on związek z zabójstwami - PAP), ale do końca nie udało się ustalić, czy wiedzieli też inni mieszkańcy wsi.
Przyjął też, że działania Beaty Z. były zorganizowane i celowe, kobieta ciąże ukrywała, zaprzeczała, gdy była o nie pytana, potem swoje działania planowała tak, by nikt nie widział porodu i nie zorientował się, że miał miejsce. Sąd przywołał opinie biegłych, według których kobieta jest osobą "chłodną uczuciowo, skoncentrowaną na sobie" i którzy nie znaleźli dowodów, by przy porodach np. była w szoku.
"Beata Z. dostosowała się do sytuacji, w jakiej żyła. Uznała, że jak urodzi te dzieci, to się ich pozbędzie i podejmowała wszelkie działania do tego, aby te niechciane ciąże zakończyły się porodem" - mówił sędzia Leszczewski. Dodał też, przywołując opinie biegłych, że "w zasadzie nie odczuwała poczucia winy".
Sędzia ocenił, że orzeczona kara 25 lat więzienia spełni rolę wychowawczą i ochroni zarówno skazaną przed popełnieniem podobnych przestępstw, jak i innych przed złem, które mogłaby im uczynić. Karę dożywocia, czego chciała prokuratura, uznał jednak za "noszącą znamiona zemsty", a - jak podkreślił - kara nie może być zemstą.
Obrońca skazanej mec. Edyta Tawrel już zapowiedziała apelację. "Wyrok oceniam jako niesprawiedliwy" - powiedziała tuż po ogłoszeniu wyroku. Prokuratura chce z decyzją o ewentualnej apelacji zaczekać do otrzymania pisemnego uzasadnienia wyroku.
Beata Z. od października 2012 r. przebywa w areszcie. Została wówczas zatrzymana, bo gminny pracownik socjalny zawiadomił policję o podejrzeniu, że kobieta była w ciąży, a nie ma dziecka. (PAP)