Polskie opóźnienia w onkologii
W Polsce zbyt mało stosuje się innowacyjnych metod leczenia nowotworów w porównaniu do poziomu technologicznego, jaki jest już w światowej onkologii - stwierdzili eksperci na konferencji Fundacji Watch Health Care, która w poniedziałek odbyła się Warszawie.
Specjaliści przyznali, że mimo trudności stale poprawia się w naszym kraju skuteczność leczenia raka, w tym również nowotworów układu moczowo-płciowego, które były głównym tematem spotkania.
Dr Marcin Hetnał Ośrodka Radioterapii Amethyst RTCP w Krakowie podał przykład radioterapii i powołał się na najnowsze dane opublikowane w marcu 2013 r. przez "Lancet Oncology". Wynika z nich, że w Polsce brakuje przyśpieszaczy liniowych (aparatura do radioterapii) - zaledwie trzy takie aparaty przypadają na 2 mln mieszkańców, co stawia nas na jednym z ostatnich miejsc w Europie.
"Dostęp do radioterapii w naszym kraju stale się jednak poprawia, gdyż od kilku lat wprowadzane są nowe urządzenia" - stwierdził specjalista. Na zabieg radioterapii radykalnej, coraz częściej zastępującej chirurgię, czeka się od 1 do 4 miesięcy w zależności i regionu kraju. Krócej, bo jeden miesiąc, czeka się na radioterapię paliatywną i brachyterapię.
Hetnał dodał, że w niektórych ośrodkach stosowane są najnowszej generacji urządzenia do tzw. radioterapii 3D, które koncentrują wiązkę promieniowania głównie na guzach i zmniejszają czas naświetlenia chorego. Poprawia to skuteczność leczenia, a jednocześnie zmniejsza ryzyko działań niepożądanych.
Najwięcej dyskusji wywołało finansowanie najnowszej generacji leków onkologicznych. Joanna Krzywkowska z Dolnośląskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia podkreśliła, że o refundacji tych bardzo kosztownych preparatów decyduje efektywność terapeutyczna oraz kosztowa. Zgodnie z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) przyjmuje się, że refundacja obejmuje tylko te terapie, których opłacalność nie przekracza trzykrotnego PKB w przeliczeniu na jedno osobę. W przypadku Polski jest to suma około 100 tys. zł.
Karolina Skóra z Fundacji Watch Health Care zwróciła uwagę, że takie podejście nie powinno być stosowane w przypadku tzw. terapii u schyłku życia (end-of-life treatment), często stosowanych u chorych na nowotwory. Ich celem jest przede wszystkim wydłużenie życia chorego na tyle, na ile tylko jest to możliwe. "Chorym w tym stanie nie zależy na jakości życia, oni chcą przede wszystkim przedłużenia życia, bez względu na koszty" - podkreśliła Skóra.
Dodała, że w obecnej ustawie refundacyjnej nie przewidziano oddzielnego trybu dla technologii stosowanych w fazie schyłkowej życia, ani dla terapii stosowanych w chorobach rzadkich.
Według mec. Pauliny Kieszkowskiej-Knapik z kancelarii Baker&McKenzie, ustawa ta zbyt nisko określa próg efektywności kosztowej, co blokuje refundację wielu nowych i drogich leków. Często są one stosowane w ramach tzw. chemioterapii niestandardowej, która nie jest adekwatna do praktyki medycznej, bo wiele stosowanych w jej ramach preparatów - dodała - jest podstawą leczenia niektórych nowotworów w światowej onkologii. "Ministerstwo Zdrowia planuje w tym roku nowelizacje ustawy refundacyjnej - może ta kwestia zostanie w niej rozwiązana" - podkreślała Kieszkowska-Knapik.
Joanna Krzywkowska z dolnośląskiego NFZ wyjaśniała, że określenie "chemioterapia niestandardowa" odnosi się jedynie do tych terapii, których nie ma w koszyku gwarantowanych świadczeń medycznych.
Krzysztof Łanda, prezes Fundacji Watch Health Care, podkreślił, że Polska mało wydaje na ochronę zdrowia w porównaniu do innych wysoko rozwiniętych krajów. Z tego powodu wiele skutecznych, ale kosztownych technologii medycznych jest u nas uznawanych za nieopłacalne, co sprawia, że nie są dostępne dla chorych (PAP).