Tomasz Ceran: nigdy nie poznamy pełnej liczby ofiar Zbrodni Pomorskiej [rozmowa]
Wiemy o około 400 miejscach kaźni Polaków na Pomorzu i Kujawach. Niektóre z nich można określić jako pojedyncze – na miejscu rozstrzeliwano jedną osobę – mówi dr Tomasz Ceran, autor wydanej przez IPN monografii „Zbrodnia pomorska 1939. Początek ludobójstwa niemieckiego w okupowanej Polsce”.
28 kwietnia 2024 r. rozpoczęto kolejne prace poszukiwawcza w tzw. Dolinie Śmierci w Chojnicach, jednym z miejsc niemieckich zbrodni na polskiej ludności Pomorza w 1939 r. Objęły obszar kilkuset metrów kwadratowych, na którym wykonano łącznie 28 wykopów ziemnych o długości od kilku do kilkudziesięciu metrów, głębokości do dwóch metrów i szerokości kilku metrów. Czynności prokuratora i biegłych doprowadziły do odnalezienia dwóch masowych mogił, w których odkryto szczątki co najmniej 70 osób. Zgodnie z ustaleniami dokonanymi w czasie śledztwa, najprawdopodobniej są to szczątki pensjonariuszy Krajowego Zakładu Opieki Społecznej w Chojnicach, którzy pod koniec października 1939 roku w tym miejscu zostali rozstrzelani przez funkcjonariuszy niemieckich.
Michał Szukała: Pod koniec lat dwudziestych Kazimierz Kierski w książce „Pomorze Polskie. Sprawa tzw. korytarza” napisał: „Co by się stało z ludnością pomorską, gdyby ją znowu wydano odwiecznemu ciemiężcy? Czy ktokolwiek jest w stanie wyobrazić sobie, jakie orgie wyprawialiby wówczas na Pomorzu zawodowi germanizatorzy, którym pilnie byłoby zmieść z tej ziemi wszelkie ślady polskości?”. Czy inni działacze na rzecz polskości Pomorza dostrzegali, że w przypadku ponownego podboju tych ziem przez Niemcy metody stosowane przez III Rzeszę będą znacznie bardziej brutalne od germanizacji z czasów panowania Prus i Cesarstwa Niemieckiego?
Jakie czynniki wpłynęły więc na tak wielką brutalność okupantów na Pomorzu i Kujawach?
Bezpośrednim uzasadnieniem zbrodni popełnianych jesienią 1939 roku były wydarzenia września 1939 r., które stały się ważnym elementem niemieckiej propagandy. W pierwszych dniach wojny zginęło wielu volksdeutschy zamieszkujących między innymi Pomorze Gdański i Kujawy. Blisko połowa spośród około 4 tysięcy ofiar zginęła na terenie przedwojennego województwa pomorskiego, między innymi w wyniku tłumienia przez Wojsko Polskie niemieckiej dywersji. Zabici zostali także Niemcy, którzy nie uczestniczyli w dywersji tylko o takie działania zostali niesłuszne posądzeni. Niemcy wykorzystali to jako pretekst do rozprawy z Polakami. Do stereotypu Polaka stojącego niżej cywilizacyjnie dodali propagandowy stereotyp Polaka mordującego niewinnych Niemców. Na dowód pokazywali ciała zabitych Niemców. W ten sposób podsycono międzysąsiedzką nienawiść i już w pierwszych dniach września stworzyli Volksdeutscher Selbstschutz. Ta organizacja, a nie Wehrmacht lub Einsatzgruppen, przesądziła o skali zbrodni dokonywanych na Pomorzu Gdańskim i Kujawach.
Jak układały się stosunki pomiędzy Polakami i mniejszością niemiecką na Pomorzu w latach dwudziestych i trzydziestych? Czy ich temperatura przez cały ten okres była bardzo wysoka, czy raczej zdarzały się okresy względnego odprężenia?
Bez wątpienia na poziomie państwowym te stosunki przez cały ten okres były bardzo złe. Podpisanie deklaracji o nieagresji z 1934 roku nie zmieniło zasadniczego kierunku polityki Niemiec. Doszło do wyciszenia propagandy. Niemcy pomorscy mieli słuszną nadzieję, że to tylko chwilowa zmiana taktyczna.
Stosunki społeczne były kształtowane przez nieco inne czynniki. Rok 1920 był spełnieniem marzeń Polaków na Pomorzu, którzy przez niemal 150 lat na różne sposoby walczyli o polskość tych ziem. Dla Niemców, którzy zdecydowali się pozostać na Pomorzu, jest to dzień żałoby i początek „polskiej okupacji”. W 1939 r. sytuacja jest dokładnie odwrotna. Oczywiście na poziomie lokalnym, w małych miejscowościach, stosunki pomiędzy Polakami i Niemcami układały się różnie. Przez dwadzieścia lat żyli obok siebie, współpracowali, zawierali małżeństwa. Nie zawsze antagonizm państwowy przekładał się na życie codzienne.
W 1939 roku doszło do zerwania więzi lokalnych. Na żadnym innym obszarze okupowanej Polski udział Selbstschutzu, a więc formacji złożonej z sąsiadów Polaków, w dokonywanych zbrodniach nie był tak znaczący jak na Pomorzu i Kujawach. Selbstschutz składał się z Niemców niemal zupełnie pozbawionych umiejętności wojskowych. Z punktu widzenia władz niemieckich kluczowe było nie doświadczenie jego członków, ale ich wiedza na temat lokalnych uwarunkowań. Wiedzieli „kto jest kim”, zdawali sobie sprawę, który Polak w danej wsi zabiegał o polskość tych ziem. Oddziały Wehrmachtu i SS pochodziły z zewnątrz, co sprawiało, że nie miały pojęcia o lokalnych uwarunkowaniach.
Selbstschutz potrafił „wyłowić” polską warstwę przywódczą. Selbstschutz powstawał w każdej miejscowości i to ich niemieccy mieszkańcy decydowali kogo aresztować. Przy okazji „załatwiali” osobiste porachunki. O wyroku śmierci dla aresztowanych Polaków decydowała powołana ad hoc komisja złożona z dwóch lub trzech Niemców. Do 20 października 1939 roku wszystkie wyroki śmierci zapadały wyłącznie na szczeblu lokalnym. Dopiero później miały być zatwierdzane przez urzędującego w Bydgoszczy dowódcę Selbstschutzu Ludolfa-Hermanna von Alvenslebena. Na miejsca egzekucji wybierano lasy, żwirownie i inne punkty na uboczu, ale najczęściej blisko węzłów komunikacyjnych. Tam Polacy byli rozstrzeliwani przez Selbstschutz, którego członkowie najczęściej nie umieli strzelać, co sprawiało, że ranni często byli dobijani kolbami. Badania miejsc zbrodni wskazały, że około 30 procent zamordowanych zginęło w wyniku uderzeń tępymi narzędziami, a nie strzałów. Za sprawą nieudolności sprawców kilkadziesiąt osób przeżyło egzekucje. Dzięki nim posiadamy relacje na temat tych zbrodni.
Grzegorz Motyka, badacz Rzezi Wołyńskiej, postuluję porównanie zbrodni dokonanej przez ukraińskich nacjonalistów, m.in. do Intelligenzaktion na Pomorzu, ale w przypadku tej drugiej zbrodni motywem jej sprawców były nie tylko motywy narodowe i rasistowskie. Niemcy dokonywali także zbrodni na osobach chorych psychicznie i niepełnosprawnych. Jak ten element planu okupantów był wdrażany jesienią 1940 roku?
Jesienią 1939 roku Niemcy realizowali trzy zasadnicze cele swojego planu. Pierwszym było „odpolszczenie” Pomorza, czyli usunięcie polskiej warstwy przywódczej. Ich zamiarem było również wymordowanie liczącej około 4,5 tysiąca osób grupy złożonej z pacjentów polskich i niemieckich szpitali psychiatrycznych. Mordowano ich w Piaśnicy, Szpęgawsku, Chojnicach, Borównie pod Bydgoszczą, w powiecie świeckim. W tym przypadku zbrodni nie dokonywały oddziały Selbstschutzu, ponieważ nie była potrzebna wiedza jego członków na temat lokalnych uwarunkowań. Do szpitali psychiatrycznych wkraczały najczęściej oddziały Einsatzgruppen. Ten element Zbrodni Pomorskiej był dotąd zapomniany, a przecież ofiary tej zbrodni były mordowane w tych samych miejscach, co Polacy aresztowani przez Selbstschutz. Ich szczątki jak w chojnickiej Dolinie Śmierci spoczywają w dołach śmierci do dziś.
Trzecim elementem niemieckiego planu było „odżydzenie” podbitego terytorium. Żydzi na Pomorzu i Kujawach byli bardzo niewielką mniejszością, liczącą nie więcej niż kilkadziesiąt lub kilkaset mieszkańców większych miejscowości w północnych powiatach przedwojennego województwa pomorskiego. Wszyscy zostali wymordowani jesienią 1939 roku, co pokazuje, że Holokaust, rozumiany jako zagłada całego narodu nie rozpoczął się w 1942 roku, ale różnymi metodami był realizowany już dwa lata wcześniej. W grudniu 1939 roku na Pomorzu i Kujawach praktycznie nie było już Żydów. Niemcy ich wymordowali zanim pojawił termin Endlösung.
Wspomniał pan o mordowaniu polskich elit. Jakie „kategorie” Polaków były uznawane przez Niemców za szczególnie niebezpieczne? Wydaje się, że bardzo łatwo było być zaliczonym przez okupantów do „polskiej elity”.
Za najgroźniejsze grupy uznawano duchownych oraz nauczycieli. Na temat dokonanych na nich zbrodni mamy najwięcej informacji. Na Pomorzu spośród 634 księży zginęło w czasie wojny 323, z czego aż 214 zostało rozstrzelanych w 1939 r. Statystyki dotyczące nauczycieli są jeszcze bardziej przerażające. Niemcy zamordowali 1079 nauczycieli z Pomorza i Kujaw z czego 877 to ofiary Zbrodni Pomorskiej 1939. Mordowano także samorządowców, urzędników państwowych, prawników, notariuszy, lekarzy, strażaków, leśników, ale również lokalnych przywódców zaangażowanych w działalność społeczną. Szczególnym „celem” okupantów byli członkowie Polskiego Związku Zachodniego. Pamiętajmy jednak, że każdy Polak na Pomorzu mógł paść ofiarą swoich sąsiadów. Są na Pomorzu i Kujawach takie miejsca jak Barbarka w dzisiejszych granicach Torunia. Spośród ofiar dokonanych tam zbrodni zidentyfikowano 298 osób. Połowę stanowią robotnicy oraz rolnicy.
W tych okolicznościach może dziwić, że ktokolwiek z Niemców zdecydował się na niesienie pomocy swoim sąsiadom. Jednak takie przypadki także miały miejsce.
Do tej pory ten wątek zbrodni z 1939 r. był niemal całkowicie przemilczany. Poświęciłem temu zagadnieniu wiele miejsca w swojej monografii. Nie posiadamy zbyt wielu źródeł do oceny liczby takich przypadków. Jednym z niewielu są zeznania świadków zbrodni. Na ich podstawie można zaryzykować stwierdzenie, że z każdym miejscem zbrodni związane jest nazwisko Niemca, który nie uległ propagandzie nazistów i pomagał polskim sąsiadom. Wiemy o sytuacji, w której Polak został wyrzucony z samochodu jadącego na egzekucję przez wartownika, który krzyknął, że „będzie mu za to dziękował do końca życia”. Udokumentowany został także przypadek odmowy strzelania do Polki, ponieważ jak uzasadnił członek Selbstschutzu „nikomu nie zrobiła krzywdy”. Za karę został wyrzucony z Selbstschutzu. Oczywiście trudno oszacować skalę tego zjawiska lub ocenić najważniejsze motywacje udzielających pomocy. Czesław Madajczyk przytoczył dane polskiego podziemia w Mławie, które oszacowało, że na 1100 miejscowych Niemców tylko 9 zasługiwało na miano „dobrych Niemców”. Na Pomorzu i Kujawach było ich więcej.
Wydaje się, że można posługiwać się porównaniem z motywami, które kierowały Ukraińcami ratującymi Polaków na Wołyniu lub Polakami niosącymi pomoc Żydom. W obu przypadkach decydujące były motywacje religijne i moralne oraz założenie, że trzeba „zachować się przyzwoicie”. Na Pomorzu część Niemców prawdopodobnie miała wobec Polaków dług wdzięczności, ponieważ uratowali ich przed osądzeniem jako niemieckich dywersantów, a tym samym prawdopodobnym rozstrzelaniem lub spaleniem gospodarstwa rolnego. Zdarzały się także przypadki ratowania polskich duchownych przez ich niemieckich kolegów, mimo że wielu proboszczów nawoływało do represji wobec Polaków. W relacjach w ogóle nie pojawia się wątek pomocy za pieniądze, co więcej, to niektórzy Niemcy płacą łapówki aby wydostać znajomego Polaka z aresztu. Można więc zaryzykować twierdzenie, że tam, gdzie terror był największy, tam i skala pomocy była największa.
Wydaje się, że Zbrodnia Pomorska 1939, podobnie jak inne akty ludobójstwa niemieckiego, nie została w wystarczającym stopniu rozliczona.
Tak, można powiedzieć, że Zbrodnia Pomorska 1939 należy do kategorii zbrodni nieukaranych. W RFN było znanych 1701 nazwisk Niemców odpowiedzialnych za udział w tej zbrodni. Toczyło się 258 spraw sądowych. 233 umorzono. 10 osób skazano. W Polsce skazano 87 członków tej formacji. Część z nich zaocznie. Niewiele wiemy o procesach toczących się w NRD. Skazano w nich około 20 zbrodniarzy. Dodam, że do Selbstschutzu Westpreussen należało około 38 tysięcy Niemców. Z tej liczby setki lub tysiące brały udział w masowych rozstrzeliwaniach w około 400 miejscach zbrodni.
Egzemplifikacją nierozliczenia członków Selbstschutzu są losy dowódcy tej formacji Ludolfa von Alvenslebena, który w Argentynie dożył roku 1970. Sąsiedzi zapamiętali go jako sympatycznego człowieka, ale nie rozumieli dlaczego do końca życia na powitanie podnosił prawą rękę i mówił: „Heil Hitler”. Nigdy nie wyrzekł się swojej nazistowskiej przeszłości z której był dumny.
Jak wiele miejsc zbrodni może być jeszcze nieznanych?
Wiemy o około 400 miejscach kaźni Polaków na Pomorzu i Kujawach. Niektóre z nich można określić jako pojedyncze – na miejscu rozstrzeliwano jedną osobę. Te miejsca są najtrudniejsze do zidentyfikowania. Nigdy nie poznamy też pełnej liczby ofiar Zbrodni Pomorskiej. Niemcy zniszczyli dokumentację Selbstschutzu, szczególnie listy ofiar zbrodni. Wydaje się, że niemiecka administracja sama nie zdawała sobie sprawy ze skali zbrodni Selbstschutzu. Świadczy o tym „Specjalna księga gończa dla Polski” („Sonderfahndungsbuch Polen”) sporządzona pod koniec grudnia 1939 r. Były na niej nazwiska Polaków, którzy do tego czasu zostali zamordowani przez Selbstschutz.
Drugim powodem naszej niewiedzy na temat dokładnej liczby ofiar tej zbrodni jest prowadzona od 1944 r. Akcja 1005 polegająca na paleniu wydobytych z masowych grobów szczątków ofiar zbrodni. Po 1945 r. odnaleziono ciała ofiar wyłącznie w miejscach, których Niemcy nie zdążyli rozkopać. Szacunki dotyczące liczby ofiar Zbrodni Pomorskiej są więc siłą rzeczy bardzo ogólne. Tuż po wojnie mówiono o liczbie 20-50 tysięcy osób zamordowanych na Pomorzu i Kujawach w ciągu całej okupacji. Od lat osiemdziesiątych historycy postulowali oparcie się wyłącznie na dostępnych danych, czyli protokołach ekshumacji i sporządzanych po wojnie listach ofiar. Ta praca trwa do tej pory.
Według dokonanych przeze mnie szacunków możemy mówić co najmniej o liczbie 16 tysięcy zamordowanych. To liczba „najmniejsza z możliwych”, minimalna, ale jest to bez wątpienia liczba trudna do zakwestionowania. Sądzę, że kolejne lata przyniosą weryfikację tej liczby, ponieważ w wielu miejscach zbrodni nie wydobyto wszystkich zwłok. Przykładem jest „Dolina Śmierci” w Chojnicach. Z dokumentów wynika, że znaleziono tam zwłoki 218 osób chorych psychicznie, ale z dołu śmierci podjęto szczątki 61. Pozostałe zostały odkryte właśnie teraz. Wydaje się, że w kolejnych latach ekshumacje pozostaną jedynym nowym źródłem informacji o liczbie ofiar tej zbrodni. Mam nadzieję, ze wprowadzenie nowego terminu i nowe publikację naukowe na ten temat sprawią, że wiedza na temat Zbrodni Pomorskiej 1939 stanie się powszechna tak jak się stało w przypadku Zbrodni Katyńskiej 1940 i Zbrodni Wołyńskiej 1943.