Rezolucja PE o swobodzie przepływu osób raczej bez wymieniania Camerona
Polscy europosłowie są gotowi podczas środowej debaty w PE bronić prawa do swobodnego przepływu osób i przeciwstawić się wytykaniu Polaków przez Davida Camerona. W projekcie rezolucji, który ma być głosowany w czwartek, nie ma nazwiska brytyjskiego premiera.
"Miałoby sens (wymienienie w rezolucji premiera Wielkiej Brytanii - PAP), ale od momentu, kiedy również lider opozycji Ed Milliband przyłączył się do tych nierozsądnych wypowiedzi, uznaliśmy, że wskazywanie wyłącznie jednego brytyjskiego polityka nie miałoby sensu" - uważa europoseł Jacek Protasiewicz (PO), pytany, dlaczego w ostatecznym projekcie rezolucji nie znalazło się bezpośrednie odwołanie do szefa brytyjskiego rządu.
Jak ocenił Protasiewicz rezolucja ma przez to "nieco słabszą polityczną wymowę, ale jest jednoznaczna w ocenie faktów".
W projekcie rezolucji frakcji Europejskiej Partii Ludowej, którego współautorem jest Protasiewicz, było bezpośrednie nawiązanie do Camerona. Nie ma go już we wspólnym projekcie chadeków, socjaldemokratów, liberałów, Zielonych i komunistów. Nawiązano w nim jednak pośrednio do wypowiedzi Camerona. Zauważono m.in., że miały ostatnio miejsce wypowiedzi "ze strony wysokiej rangi europejskich polityków", które podważają prawo do swobody przepływu osób.
Według Protasiewicza także konserwatywni europosłowie brytyjscy "są bardzo zakłopotani, ponieważ nie mają argumentów jak tłumaczyć" wypowiedzi Camerona, "poza walką polityczną". "Oczekiwałbym od polskich polityków, którzy są w sojuszu z brytyjskimi konserwatystami, głównie posłów PiS, by naprawdę zechcieli wpłynąć na wypowiedzi brytyjskich kolegów" - powiedział Protasiewicz.
Europosłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz partii Polska Razem wraz z torysami Camerona należą do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w PE. EKR nie przyłączył się do projektu rezolucji.
Głosowanie za rezolucją deklaruje jednak europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Jak ocenił, rezolucja jest dobra i wszyscy eurodeputowani PiS ją poprą, choć ich frakcja w PE, EKR, ostatecznie nie podpisała się pod jej tekstem.
"W PE w wielu kwestiach podziały idą wzdłuż grup politycznych" - podkreślił Czarnecki. Jak dodał "tak, jak PO ma czasami problem z (niemieckim - PAP) CDU, PiS ma czasami problem z brytyjskimi torysami".
"Wszyscy wiedzą, o kogo chodzi, kto jest dzisiaj tym +czarnym ludem+ (...) i debata będzie żółtą kartką dla Davida Camerona" - powiedział europoseł PiS. "Ta debata jest żółtą kartką dla wszystkich polityków w Europie, którzy chcą podnieść rękę na to, co się Polakom i innym imigrantom należy. Chcemy dać +po łapach+ tym, którzy uważają, że w Europie są równi i równiejsi" - mówił Czarnecki.
Z kolei zdaniem europosła Pawła Kowala (Polska Razem) kluczowe jest, żeby w środowej debacie "nie koncentrować się na Cameronie, tylko koncentrować się na sprawie". "Myślę, że trzeba się skoncentrować, by polski głos na tej sali zabrzmiał bardzo wyraźnie, że Polska nie zgadza się na jakiekolwiek ograniczenie zasady przepływu osób. To jest fundament Unii Europejskiej i w żadnym szczególe nie może być naruszony, to znaczy nie ma mowy także o tym, żeby Polacy pracujący w jakimkolwiek kraju Unii Europejskiej na przykład nie korzystali z praw socjalnych, z których korzystają inni pracownicy" - podkreślił.
Powiedział, że choć krytykował publicznie Camerona, to byłby przeciwny wpisywaniu do rezolucji nazwisk polityków czy urzędujących premierów, bo to byłaby "zła praktyka". Jego zdaniem byłoby "największą głupotą", gdyby polscy europosłowie koncentrowali się na wprowadzeniu do rezolucji nazwiska Camerona, a nie pilnowali "istoty rzeczy". Kowal uzależnił swoje głosowanie nad rezolucją od jej ostatecznych zapisów.
Z kolei europoseł SLD Wojciech Olejniczak zapowiedział, że podczas debaty "weźmiemy w obronę zasady Unii Europejskiej i tym samym polskich pracowników, których ostatnio zaatakował David Cameron". "Nie może być tak, że jeden polityk stygmatyzuje mieszkańców Europy. Polacy ciężko pracują w Wielkiej Brytanii, to Polacy przysparzają dochodu narodowego Wielkiej Brytanii" - powiedział Olejniczak.
Pytany o brak bezpośredniego odniesienia do Camerona w rezolucji, odparł, że "tak już to jest, że tutaj w Parlamencie Europejskim generalnie unikamy odniesień do nazwisk, chociaż w tym przypadku dobrze by było, gdyby takowe się znalazło, bo to Cameron wywołał temat i to Cameron zrobił bardzo dużo złego całej Unii Europejskiej, uderzając m.in. w Polaków, co okazuje się - niesłusznie".
Dlatego - zdaniem Olejniczaka - David Cameron "trafił kulą w płot" i zapowiadany brytyjski raport o rzekomej turystyce zasiłkowej pewnie się nie ukaże. Także Protasiewicz stwierdził, że "nie ma żadnych argumentów potwierdzających tezę, że turystyka socjalna istnieje". "Nie istnieje takie zjawisko jak turystyka socjalna. Dlatego publikacja raportu została odsunięta na po wyborach, kiedy temat sam zgaśnie" - dodał europoseł PO.
W środę dziennik "Financial Times" napisał, że premier Cameron zdecydował o odłożeniu publikacji raportu o migracji w UE, ponieważ nie znalazły się w nim twarde powody dla zaostrzenia regulacji wobec imigrantów. Opublikowany miałby być dopiero po majowych wyborach do PE. Minister spraw wewnętrznych Theresie May nie udało się znaleźć dowodów na tezę - powtarzaną wielokrotnie przez Camerona - że imigrantów przyciąga do Wielkiej Brytanii perspektywa hojnych zasiłków socjalnych - pisze "FT".
Dyskusja na temat rzekomej turystyki zasiłkowej w UE rozgorzała w zeszłym roku w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Austrii i Holandii przed pełnym otwarciem unijnego rynku pracy dla obywateli Rumunii i Bułgarii. Pod koniec 2013 roku premier Cameron ograniczył dostęp imigrantów do świadczeń w oparciu o brytyjskie prawo i zażądał reformy zasad swobodnego przepływu osób w UE.
Cameron za wielki błąd uznał otwarcie brytyjskiego rynku pracy w 2004 roku dla obywateli nowych krajów UE, w tym Polski, a żądając ograniczenia prawa imigrantów zarobkowych do pobierania zasiłków na dzieci pozostawione w kraju, powołał się na przykład pracujących na Wyspach Brytyjskich Polaków. (PAP)